8 marca 2017

12. Moi przyjaciele

To mój mini dramat
wiem, że nie jesteś sama bez winy
I gdzie nasza wartość
żal łapie za gardło i znowu tracimy
Poczucie winy nas dławi i widzę
że kiedy zasypia to płacze
I każdy się chce nami bawić,
jakbyśmy robili
Inaczej


Obudził mnie chłodny powiew wiatru. Uchyliłam leniwie powieki i skrzywiłam się z niesmakiem, czując dziwny zapach. Jaskrawe światło raziło moje oczy, było zbyt intensywne. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie się znajdowałam. Kiedy jednak dostrzegłam zarys sylwetki na jasnym tle, mimo złego samopoczucia, uśmiechnęłam się.
– Co robisz? – mruknęłam, otulając się szczelniej kołdrą.
– Brakowało mi świeżego powietrza. – Uchiha stał przy otwartym szeroko oknie i oglądał jesienną panoramę Tokio. Trzymał w palcach dymiącego papierosa. Miał na sobie jedynie czarne jeansy, podkreślające jego idealnie wyrzeźbione ciało.
– Dlatego oddychasz tym paskudztwem i przy okazji trujesz mnie? – burknęłam z wyrzutem.
– Jeden papieros od czasu do czasu jeszcze nikogo nie zabił – odparł, uśmiechając się przelotnie, nawet na mnie nie spoglądając.
– A ja nie chcę być pierwsza. – Ziewnęłam przeciągle i zamlaskałam, czując nieprzyjemną suchość w ustach. – Wody…
– Kac? – Zaśmiał się, po czym przymknął obszerną witrynę, pozostawiając jedynie niewielki lufcik. – Nie dąsaj się, widziałaś co brałaś – dodał, wsuwając paczkę fajek do tylnej kieszeni spodni.
Zwlokłam się z łóżka i mozolnie ruszyłam do kuchni. Widząc stojący na blacie dzbanek z wodą i pustą szklankę, zachichotałam. Najwyraźniej nie tylko mnie męczył kac z rana. Sięgnęłam z szafki przeźroczysty kubek i ugasiłam pragnienie. Czułam, że jeszcze minuta bez picia, a umarłabym z odwodnienia.
– Co się tak uśmiechasz? – spytałam podejrzliwie, kiedy radosny grymas nie znikał z jego twarzy.
Zamiast odpowiedzieć, podszedł do mnie i chwycił moją buzię w obie dłonie. Ogarnęła mnie dziwaczna niepewność, kiedy odwróciłam wzrok pod naporem jego spojrzenia. Nie lubiłam takich nagłych i intensywnych gestów. Nie wiedzieć czemu, cały czas miałam do nich cholerny dystans.
– Nie spinaj się tak, przecież wiesz, że nie zrobiłbym niczego, czego byś sobie nie życzyła – powiedział, kiedy zesztywniałam, czując jak jego dłonie osuwają się na moje ramiona. Przytrzymał mnie na odległość kilkunastu centymetrów, muskając lekko w usta.
– Śmierdzisz papierosami – prychnęłam, marszcząc nos z obrzydzeniem. – I tak samo smakujesz.
Wbrew temu, czego się spodziewałam, Uchiha przycisnął swoje ciepłe wargi do moich, ignorując moje ciche jęki protestu, do czasu aż nie poddałam się i nie odpuściłam. Musiałam przyznać, że pomimo nieprzyjemnego posmaku tytoniu, pocałunek sprawiał mi ogromną przyjemność, a w brzuchu zatrzepotały motylki, przyprawiając o lekkie, miłe skurcze.
– Skończyłaś marudzić? – spytał, odsuwając się na moment. Złapał mnie w pasie i posadził na kuchenny blat. Mięśnie zaczęły mi się rozluźniać, wiedziałam, że mogę się przy nim czuć bezpiecznie. Bezpieczniej niż w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi.
Wsunął ręce pod moją koszulkę i oparł je na brzuchu, drażniąc go delikatnie opuszkami. Zawstydziłam się, czując jak całe ciało zaczyna pokrywać mi gęsia skórka. Zahaczył kciuki o krawędź mojej bielizny, uniósł mnie lekko, po czym zsunął materiał. Starałam się całe zawstydzenie zmiąć w kulkę i cisnąć w najdalszy kąt umysłu. Usłyszałam drażniący dźwięk telefonu, jednak zignorowałam to.
Oplotłam go w pasie nogami, krzyżując kostki na wysokości jego ud. Ścisnął dłońmi moje pośladki, przybliżając nasze ciała do siebie. Jego pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne, przygryzał mi lekko wargi, co jakiś czas biorąc oddech i posyłając łobuzerski uśmiech. Moje dłonie automatycznie powędrowały w stronę paska przy jego spodniach. Niewielka odległość między nami, utrudniała mi poluzowanie sprzączki; jęknęłam poirytowana. Kiedy podtrzymując mnie, odsunął się od blatu, przyczepiłam się do niego mocno, zarzucając przedramiona za szyję chłopaka. Ułożył mnie delikatnie na łóżku, po czym zdjął jeansy.
Nim na powrót znalazł się u mego boku, miałam okazję omieść wzrokiem jego umięśniony brzuch. Przejechałam wzdłuż niego opuszkami palców, czując jak na gładkiej skórze pojawia się gęsia skórka. Przesunęłam językiem po wargach Uchihy, prowokując go. Złapał mnie pod kolanem i wciągnął na siebie, tak bym usiadła okrakiem na jego biodrach. Przygryzłam usta z zawstydzeniem, kiedy poczułam jak jego męskość gniecie mnie w pośladki.
Moja komórka nie dawała za wygraną. Jej uporczywy dźwięk wdzierał się w uszy, wprawiając oboje w rozdrażnienie.
– Wyłączę go – mruknęłam, zsuwając się zwinnie z Sasuke. Sięgnęłam po telefon, jednak zawahałam się. – To Pain – powiedziałam przerażonym tonem.
– Poważnie?! – prychnął Sasuke pełnym rezygnacji tonem. – To chyba jakiś żart – jęknął, dusząc w sobie całe podniecenie. Najwyraźniej cały wszechświat tylko czekał aż się do siebie zbliżymy, by móc to spektakularnie przerwać.
W moje myśli zaczęły powoli wdzierać się wydarzenia ubiegłego dnia. Poczułam wzbierający strach i zadrżałam.
– Halo? – szepnęłam, czując nadchodzący wodospad obelg.
– Pytałem miliard razy, czy wracasz na noc! – ryknął Pain, przyprawiając głośnik urządzenia o trzeszczenie. – Mówiłem, że potrzebna mi Ame na jutro! – Nim dotarło do mnie, że mówi o furgonetce, zdążył kilka razy siarczyście przekląć. Pierwszy raz słyszałam, że był tak wpieniony.
– Za moment ci ją podrzucimy, już wyjeżdżamy do Konohy – powiedziałam szybko, ignorując skrzywioną minę Uchihy. Chłopak pokazał mi środkowy palec, niemal zrozpaczony takim obrotem spraw.
– Jest wpół do dwunastej – wycedził, najwyraźniej przez zaciśnięte zęby. – Jestem w pociągu do Tokio, skurwysyn spóźnił się trzy godziny. Jestem wkurwiony. Jestem na skraju. – Przerwał, a ja bałam się cokolwiek powiedzieć, by jeszcze bardziej go nie rozwścieczyć. – Podstaw furgonetkę na stację za piętnaście minut.
– Dobrze – mruknęłam, drugą ręką zbierając swoje rzeczy z oparcia krzesła. – Wybacz – pisnęłam w stronę Uchihy, kiedy ojciec się rozłączył.
Chłopak rzucił mi zbolałe spojrzenie, jednak wstał, ubrał się pośpiesznie, w drodze do łazienki dając mi buziaka w czoło. Oboje wiedzieliśmy, że kolejna okazja do spędzenia dłuższej chwili tylko we dwoje tak szybko się nie pojawi.


***


Czułam się cholernie niezręcznie, kiedy z każdym, nawet najlżejszym ruchem, skórzany fotel wydawał z siebie nieprzyjemne skrzypnięcie. Czarna Toyota Avensis Itachiego stanowiła nasze auto zastępcze. Jeep Sasuke w żaden sposób nie chciał odpalić, przez co omal nie udusiłam się ze śmiechu, wypominając jak to chłopak nie zaśmiewał się z mojej starej furgonetki, która nigdy mnie nie zawiodła. Wpatrywałam się w polną drogę z przestrachem i niepewnością. Znajdowaliśmy się na wygwizdowie, dla którego Konoha stanowiła metropolię.
– Jesteś pewien, że dobrze jedziemy? – mruknęłam do siedzącego z tyłu Suigetsu. Przytaknął, poirytowany moim brakiem wiary w niego. – Ciekawe jak trafią Gaara i Matsuri – burknęłam, przypominając sobie jak zawiłą drogę pokonaliśmy.
– Juugo i Hinata z nimi jadą – odparł niebieskowłosy, usilnie rozpracowując mapę. – A Kejży mieliśmy wysłać lokalizację, kiedy dotrzemy na miejsce, sami twierdzili, że sobie poradzą.
– Nie oni, a męska duma Inuzuki. – Wyjęłam z torebki telefon i napisałam krótką wiadomość. Milczałam chwilę, czekając na odpowiedź. Wciąż z przestrachem sięgałam po urządzenie, jednak mój tajemniczy prześladowca od kilku dni milczał. – Maya pisze, że mają mapę. Do samej Otogakure trafią bez problemu… Podobno.
– Nie moja wina, że Uchiha jedzie jakąś skurwiałą trasą – burknął Suigetsu, rozglądając się po rozległych polach.
– Sam kazałeś mi tu skręcić, kretynie – odpowiedział Sasuke zimnym tonem.
Zachichotałam, przysłuchując się sprzeczce przyjaciół. Byłam pewna, że w samochodzie Kejży jest równie wesoło. Niemal słyszałam kłótnie Mayako z Kibą. Natomiast wóz Gaary zapewne milczał niczym grób. Matsuri była równie nieśmiała co Hinata i Juugo, zwłaszcza, że cała czwórka pierwszy raz przebywała w swoim towarzystwie bez mojego udziału.
– Słuchajcie, nie wydaje wam się, że już dawno wyjechaliśmy z Otogakure? – spytałam, próbując wyrwać mapę z niekompetentnych rąk.
– W prawo! – wrzasnął Suigetsu, na co Sasuke wcisnął gwałtownie hamulec.
– Upierdolę ci łeb – syknął brunet, wycofując kilkanaście metrów. Obrał wskazaną przez przyjaciela trasę. Wjechaliśmy do lasu, a widząc zarys drewnianych domków pomiędzy drzewami, odetchnęliśmy z ulgą.
– Ha! – huknął przewodnik, z dumą wypinając pierś. – Mówiłem, że to gdzieś tutaj.


Siedzieliśmy pośrodku niewielkiego saloniku, nie odzywając się ani słowem. Spoglądaliśmy jeden na drugiego, z przyklejonymi do ust uśmiechami. Pomysł Hinaty nie był zbyt trafny. Mimo najszczerszych chęci całego towarzystwa, tylko Suigetsu czuł się nieskrępowany. Grał na przenośnej konsoli, głośno przy tym komentując.
– Może się napijemy? – mruknęła Mayako, jako jedyna podejmując się jakiejkolwiek próby integracji.
Kejża podniosła się z miejsca i wraz z siostrą, rozdały schłodzone browary. Było zbyt zimno żeby cieszyć się pobliską plażą, przez co utknęliśmy w mikroskopijnym, drewnianym domku. Orochimaru wpadł tylko wręczyć nam klucze, po czym pozostawił swoje letniskowe lokum, do dyspozycji sporej grupki studentów. Odważnie.
– Moja matka ma schizofrenię – wypaliłam, nawet się nad tym nie zastanawiając, a wtedy dziewięć par oczu popatrzyło na mnie zaskoczonym wzrokiem.
Od samego początku chciałam uchylić im rąbka tajemnicy, jednak nie do końca tak to miało wyglądać. Struchlałam pod naporem spojrzeń. Nikt się nie uśmiechał, wiedzieli, że nie żartowałam. Jedyne nad czym zastanawiali się w tamtej chwili, to czy aby na pewno ze mną wszystko w porządku. Byłam słaba w ckliwych opowiastkach.
– Wiemy – odezwała się Okanao, niespodziewanie. Miała w sobie dokładnie tyle samo wyczucia co ja. – Przynajmniej część z nas. – Zerknęła pytająco w stronę Hinaty, Sasuke, Juugo i Suigetsu.
Chłopak wreszcie oderwał się od migoczącego ekraniku i wzruszył ramionami.
– Ja nie miałem pojęcia – mruknął, a mimo wszystko traktował to jak najzwyczajniejszą rzecz na świecie.
Wstydziłam się matki. Cholernie się jej wstydziłam przez te wszystkie lata. To, w jaki sposób zareagowali, sprawiło, że poczułam w sercu dziwaczne ciepło. Zrozumiałam, że nie miałam wpływu na to, kto mnie urodził. Oni wszyscy doskonale wiedzieli, co czułam. Pochodzili ze skomplikowanych rodzin. Byłam pewna, że mogę im zaufać, każdemu z osobna.
– To moja wina, przepraszam – powiedziała Kejża, zawstydzona. – Miałam praktyki w szpitalu, w którym przebywała twoja mama, nim została przeniesiona do instytutu – dodała.
Zaskoczyło mnie, jak dużo wiedziała. Powinnam mieć za złe, że rozmawiali o tym za moimi plecami, lecz z drugiej strony cieszyłam się. Nie musiałam bawić się w tłumaczenie. Po minach wnioskowałam, że łańcuszek informacji dotarł także do Sasuke, Hinaty i Juugo.
Na jakiś czas znów zapadło milczenie. Dodatkowo nieziemsko krępowała wszystkich obecność Gaary. Fakt, był niewiele starszy od nas, lecz wspólny wyjazd z wykładowcą i świadomośc, ze sypia z moją przyjaciółką, uciskała mój mózg. Najwyraźniej nie tylko mój. Sabaku chodził do szkoły razem z Itachim i tak jak do starszego Uchihy w mig przywykłam, tak do niego nie potrafiłam.
– Coś taka przybita? – zapytałam Kejżę, kiedy poprosiła o pomoc w rozkładaniu przekąsek. Mieliśmy całą masę śmieciowego jedzenia.
Atmosfera w saloniku zaczynała się rozrzedzać. Suigetsu powrócił do konsoli, tłumacząc coś Kibie z przesadnym entuzjazmem, a Okanao na siłę próbowała rozbawić towarzystwo na wszelkie możliwe sposoby. Nie musiała się zbytnio starać, Juugo i Hinata w mig podłapali jej poczucie humoru, śmiejąc się głośno. Miałam nadzieję, że od tego momentu będzie już tylko lepiej.
– Itachi… No wiesz – odparła Kejża bez składu, szukając we mnie zrozumienia, którego za nic nie potrafiłam wykrzesać. Nie ufała paczce Sasuke, więc zawahała się przed rozmową w takim miejscu.
– Właśnie, co z nim? – mruknęłam, na co popatrzyła jakbym urwała się z choinki.
– Jest na przesłuchaniu w sprawie Akatsuki – szepnęła, marszcząc brwi. Poczułam, że robi mi się gorąco. Chwyciłam się oparcia pobliskiego krzesła, przesuwając je z głośnym zgrzytem. Ryusaki podtrzymała mnie i posadziła na nim powoli. – O niczym nie wiedziałaś?
Byłam zła na każdego z kolei, a najbardziej na ojca i Sasuke. To od nich powinnam usłyszeć prawdę. Tymczasem jak zwykle, Pain nie raczył mnie o niczym poinformować. Byłam cholernie ciekawa jak wybrnął z pilnowania Mami i Jeremiego, ale zaraz pomyślałam o Tsunade i Jirayi, starszym małżeństwie z altruistycznym nastawieniem do życia, które mieszkało w dalszym sąsiedztwie. Od chwili naszej przeprowadzki do Konohy, Jiraya traktował Paina jak swojego syna, doradzając we wszelkich sprawach związanych z utrzymaniem ogrodu czy remontem.
– Jakim przesłuchaniu? – wydukałam w końcu, ściszając głos. Po minie wnioskowałam, że Kejża również została wtajemniczona w sprawy związane z Akatsuki, stanowczo zbyt późno.
– Policja dorwała Obito – odparła, rejestrując moją reakcję. Nie była pewna jak wiele wiedziałam. Skinęłam głową, kontrolując czy pozostałe towarzystwo nie przysłuchuje się naszej rozmowie. – Siedzi w areszcie od tygodnia, reszta członków została wezwana na przesłuchanie. Martwię się, że mimo wszystko wyciągną jakieś brudy Itachiego i jego ojca.
– Ojca? – zapytałam. Niewiele wiedziałam o rodzinie Uchiha; właściwie tyle co nic.
– Nie powiedzieli mi wszystkiego, nie było czasu – wyjaśniła. Przez chwilę przypatrywała się jak nieudolnie wsypywałam paluszki do szklanki. – W każdym razie, czekam na telefon. Albo puszczą Itachiego od razu po sprawie, albo dołączy do Obito.
Zagryzłam policzek, starając się uspokoić rozpędzone serce. To samo musiało tyczyć się mojego ojca. Akurat w chwili, kiedy nasze relacje znów miały wyglądać naturalnie; w chwili kiedy byłam gotowa wybaczyć wszystko Painowi… i Konan. Mój ojciec miał trafić za kratki. Zarzekał się, że jest niewinny. Podczas ostatniej rozmowy przysięgał, że nie ma z nimi już nic wspólnego; że Akatsuki to przeszłość. Nie wierzyłam mu; nie wybroni się – nie ma szans.
– Ile można wykładać czipsy na miskę? – burknęła Maya, posyłając nam jednak pełne zrozumienia spojrzenie. Najwyraźniej podsłyszała część naszej rozmowy lub wywnioskowała co nieco, przypatrując się naszym twarzom, kiedy stała w progu kuchni.
Nie warto było przejmować się czymś, na co nie ma się wpływu. Byłam jak kameleon, w jednej chwili potrafiłam odrzucić złe myśli, wtopić się w otoczenie i zająć zupełnie czym innym. Jednak Kejża przeżywała wszystko o stokroć bardziej. Musiała czuć się parszywie. Ledwo wróciła ze Stanów, a otrzymała rewelacje w postaci szemranej przeszłości swojego faceta, który dodatkowo mógł trafić lada chwila do więzienia. Itachi był wtedy naiwnym dzieckiem, mógł uniknąć kary, chyba wszyscy kurczowo złapaliśmy się tej myśli.
– Gramy w kalambury! – wrzasnął Suigetsu, podrywając się rozentuzjazmowany.
– Chyba śnisz. – Sasuke zrobił zniesmaczoną minę i prychnął pod nosem, kiedy reszta zawtórowała jego kumplowi. – Beze mnie.
– Kto pierwszy? – Kejża rozchmurzyła się, zacierając ręce.
– Juugo! – krzyknęłam, na co rudzielec spiorunował mnie wzrokiem. Podszedł jednak do inicjatora zabawy, który wygrzebał ze swojego plecaka woreczek z kartami. Wypisane były na nich przeróżne hasła i przysłowia. Wylosował jeden z kartoników i uśmiechnął się przebiegle.
– Zwierzę – mruknął dryblas, odczytując kategorię. Przyłożył pięści do czubka głowy, następnie wystawił wskazujące palce ku górze i zaczął kicać dookoła kanapy.
– Króliczek! – wycharczał Kiba, krztusząc się piwem. Widok Juugo jako hasającego uszaka był równie uroczy i niedorzeczny, niczym niedźwiedź grizzly w stroju pokojówki, składający świeżo uprane majtki. Śmiałam się bez opamiętania, nie mogąc na niego patrzeć.
Inuzuka wstał i sięgnął do woreczka z kartami. Przeczytał swoje zadanie, zachowując pokerową twarz.
– Film – mruknął, rozglądając się po pomieszczeniu w poszukiwaniu natchnienia. Stuknął się dłonią w pierś, zaznaczył w powietrzu palcami duży kształt, po czym objął ramieniem znajdującego się najbliżej, Suigetsu.
Na kilka sekund nastała cisza.
– Głupi i głupszy! – krzyknęły jednocześnie siostry.
Kiba zmarszczył nos i pokazał im środkowy palec. Ryknęłam śmiechem, niemal płacząc. Tym razem nawet Sasuke nam zawtórował, rechocząc bez opamiętania.  
– Ha ha ha – burknął Inuzuka, sylabizując.
Niebieskowłosy zignorował docinki, przyzwyczajony do tego, że wszyscy mieli go za kretyna. Nie ukrywał się z tym i było mu wygodnie; nie musiał nader się starać, żeby zrobić lepsze wrażenie na ludziach.
Wstałam i wymknęłam się do toalety, po drodze chwytając packę, którą razem z dziewczynami przeznaczyłyśmy na wybijanie pająków. Kiedy wychodząc, omiotłam wzrokiem całe towarzystwo, poczułam rozchodzące się po ciele ciepło. Wszyscy ludzie zgromadzeni w pomieszczeniu byli moimi przyjaciółmi. Przyjaciółmi, których przez tak długi czas nie potrafiłam zdobyć. Śmialiśmy się razem i wygłupialiśmy, mimo tak odmiennych charakterów.
Gdy po kilku minutach wróciłam z łazienki, z przestrachem zauważyłam, że Kejża trzyma w dłoniach mój telefon. Od pewnego czasu traktowałam go jako strefę sacrum i zadrżałam na myśl, iż Ryusaki w jakiś sposób mogła zbliżyć się do tajemnicy, którą nadal uparcie skrywałam.
– Przepraszam! – powiedziała szybko, odkładając aparat. – Myślałam, że to mój – wyjaśniła, wskazując na identyczne urządzenie, leżące z drugiej strony blatu. Obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem, lecz nic nie powiedziała.
Przez chwilę bałam się, że odczytała którąś z wiadomości, ale byłam pewna, że gdyby to zrobiła, od razu nawrzucałaby mi od najgorszych. Za mocno martwiła się o przyjaciół, nie potrafiła milczeć, kiedy działa im się krzywda.
– Cholera – jęknęła, pokazując mi rejestr rozmów. Na wyświetlaczu jej smartfona widniało pięć nieodebranych połączeń od Itachiego. Zacisnęłam szczęki, by opanować drżenie i patrzyłam jak oddzwania, a potem tylko potakuje swojemu rozmówcy. W salonie zapadła cisza. – Muszę tam jechać – szepnęła, rozłączając się. W jej oczach szkliły się łzy.
– Ledwie tknęłaś piwo, możesz prowadzić – powiedział Kiba, wstając gwałtownie, by towarzyszyć przyjaciółce.
– Zostańcie, nie chcę psuć wam weekendu – mruknęła Ryusaki, ruszając po swoje rzeczy. Od samego początku mówiła, że powinna zostać w Tokio. Spędziliśmy w Otogakure zaledwie jeden dzień, a teraz przyszło jej wracać kolejne trzy godziny do Shibui.
– Wrócicie z Sasuke – zwróciłam się w stronę Inuzuki i Okanao. – Jadę z tobą – dodałam szybko, nawet nie patrząc w stronę Uchihy. Wiedziałam, że był wściekły takim obrotem spraw. Czy tego chciał czy nie, chodziło o mojego ojca, powinnam tam być. Przez te kilkanaście godzin dobrze się bawiłam i nie żałowałam przyjazdu.
Z ciężkim sercem i niepokojem przeszywającym nasze ciała na wskroś, opuściłyśmy drewnianą chatkę i umościłyśmy się na przednich siedzeniach auta Ryusaki. Zerknęła na okno, gdzie Suigetsu przykładał dłonie do szyby i zerkał w ciemność ze zbolałą miną. Od czasu mojej nagłej decyzji, Sasuke nie odezwał się ani słowem.


Ryusaki zdjęła nogę z gazu dopiero wtedy, kiedy jej samochód zaczął niebezpiecznie syczeć i wydawać inne podejrzane dźwięki. Mini Cooper sunął po asfalcie; mogłabym przysiąc, że wręcz unosił się w powietrzu. Kejża nie należała do doświadczonych kierowców i choć jechała płynnie, zaciskałam palce na brzegu siedzenia. Zazwyczaj ślimaczyła się ulicami Tokio.
Gdy z piskiem opon zaparkowała pod komisariatem, nie wiedziałam co ze sobą począć. Dziewczyna nie zwracając na mnie uwagi, rzuciła mi kluczyki, po czym pognała w stronę budynku. Trasę pokonałyśmy o wiele szybciej niż w tamtą stronę, milcząc jak zaklęte. Nie pytałam o nic, bałam się odpowiedzi, jaką mogłam usłyszeć. Z całego serca chciałam wybiec i dowiedzieć się wszystkiego, jednak dręczyło mnie poczucie winy. Do samego końca przesłuchania nie wierzyłam w niewinność Paina. Niby dlaczego wszystko przede mną zataił?
Opuściłam pojazd powoli i nie śpiesząc się, weszłam przez ciężkie, szklane drzwi. Uchiha stał na środku korytarzu, tuląc z czułością Ryusaki. Jej policzki błyszczały, mokre od łez, nawet nie byłam sobie w stanie wyobrazić, jak wielką czuła ulgę. Itachi był dla niej niemal wszystkim. Prócz Mayako i Jeremiego, nie miała nikogo na tyle bliskiego, a wiecznie imprezująca matka tylko dokładała rodzeństwu nowych zmartwień.
– Rei? – Usłyszałam, kiedy w dalszej części korytarza mignęła mi ruda czupryna. Zemdliło mnie, słysząc to przezwisko. Kojarzyło mi się tylko z jednym; anonimowym prześladowcą, stopniowo dawkującym jad, którego intensywne działanie z czasem zaczynało mieć coraz gorszy wpływ na moje samopoczucie.
Podeszłam do ojca, pozwalając się objąć. Ucałował mnie w czubek głowy, odetchnąwszy z ulgą. Chyba sam nie był pewien, jaki finał będzie miała rozprawa. Na szczęście dla obu mężczyzn nie skończyła się aresztem, nawet tymczasowym. Uśmiechnęłam się szczerze, czując, że od tej chwili będzie już tylko lepiej.
– Obito – mruknął Pain, gładząc kosmyk moich długich włosów – został aresztowany. Grozi mu dożywocie. Reszta jest zwolniona do czasu rozprawy.
Mój ledwie co zbudowany, dobry humor prysł jak bańka mydlana, szybciej niż się spodziewałam. Jedne z drzwi otworzyły się ze zgrzytem, a kiedy pojawił się w nich niemal białowłosy mężczyzna, poczułam jak na skórze wykwitła mi się gęsia skórka. Choć jego ręce skute były kajdankami, dodatkowo prowadziło go dwóch kolosalnych policjantów. Obrzuciłam spojrzeniem jego twarz, której połowa pokryta była okropnymi bliznami. Znałam go. Nie widziałam tej osoby od lat, ale kiedy tylko ujrzałam jego twarz, poczułam niewyobrażalny ból w klatce piersiowej.


Siedzę na schodach, trzymając małą rączkę siostrzyczki. Co jakiś czas zerka na mnie, pytającym wzrokiem, niezadowolona.
– Kiedy przyjdzie tata? – pyta, marszcząc gniewnie brwi i tupiąc nóżką. Zerkam na zegarek; ojciec spóźniał się już dobre piętnaście minut. Koncert skończył się ponad pół godziny temu.
– Już idzie! – powiedziałam, wskazując na zbliżającą się w oddali grupkę mężczyzn.
– Tata! – krzyczy mała i biegnie w jego stronę, a wtedy ten w pośpiechu bierze ją na ręce.
Ojciec wymija mnie i wpada do stojącej niedaleko taksówki.
– Zajęta – mówi kierowca.
– Moja żona uciekła ze szpitala, to nagły wypadek! – wrzeszczy tata. Czuję jak po moich plecach przebiega dreszcz. – Tylko do centrum!
– Wsiadaj pan – mówi jeden z klientów, kiwając w stronę ostatniego wolnego miejsca.
– Obito? – Ojciec kiwa w moją stronę, znikając po chwili w przepełnionym samochodzie.
Taksówka rusza, pozostawiając mnie zdezorientowaną.
– Ichirei? – mówi do mnie perkusista, siląc się na ciepły uśmiech. – Pójdziesz ze mną, dobrze?
Wielokrotnie widywałam go w naszym domu. Z niesmakiem patrzę na jego blizny, które pokrywają mu połowę twarzy. Budzi we mnie wręcz grozę, jednak idę za nim, wedle woli ojca.


Oddychałam spazmatycznie, starając się wyprzeć z głowy nieprzyjemny uścisk, wywołujący ból. Piszczało mi w uszach, zupełnie jakbym dostała jakiegoś gwałtownego ataku. Jak przez mgłę słyszałam głosy ojca, Kejży i Itachiego; mówili coś do mnie, ale nie byłam w stanie rozróżnić słów.


Wokół panuje ciemność. Jestem zdezorientowana i przerażona. Długie palce zaciskają się na moich ramionach, po chwili czuję pod plecami chropawą teksturę starego materaca. Nie opieram się. Moje serce przyśpiesza, chcąc wyrwać się z piersi tak bardzo, jak ja chcę wyrwać się z jego ramion.
Blade światło, nieznanego mi pochodzenia, oświetla twarz mężczyzny, na którą nie chcę patrzeć. Sprawia mi niewyobrażalny ból, nieporównywalny z każdym innym, jaki do tej pory odczuwałam: fizyczny i psychiczny jednocześnie. Wewnątrz krzyczę, wrzeszczę, wierzgam się, ale tak naprawdę pozostaję milcząca, nieruchoma. Chcę być martwa, by wreszcie nie czuć nic, nie cierpieć.


Ojciec podniósł mnie, potrząsając lekko. Gdzieś w oddali słyszałam jego prośbę, bym popatrzyła mu w oczy, jednak nie potrafiłam skupić się na niczym innym, tylko na szeregu mniejszych i większych blizn, pokrywających policzek przestępcy. Kajdanki podzwaniały złowrogo, ich dźwięk wdzierał się brutalnie w moje uszy.


Skupiam spojrzenie na ukrytym w ciemności kącie pokoju. Ktoś tam jest. Obserwuje moją cichą walkę o przetrwanie; moje unicestwienie. Mały, białowłosy chłopiec, kuli się w rogu pomieszczenia, zaciskając paluszki na rączce pluszowego misia. Tak niewinny i delikatny, niczym aniołek, zupełnie nie pasujący do tego miejsca.
Kiedy Obito w końcu opada na mnie bezsilnie, czuję, że mój dramat dobiegł końca. Ciągnę brzeg prześcieradła, chcąc choć odrobinę okryć swoje zziębnięte, nagie ciało. Ani na chwilę nie spuszczam wzroku z fiołkowych oczu, spoglądających na mnie z ukrycia. Mężczyzna podąża za moim spojrzeniem, w moment zrywając się na równe nogi.
– Hidan! – krzyczy, a jego głos przepełniony jest paniką. – Na górę! – Chłopczyk wybiega z kryjówki, po chwili słyszę tupanie jego stópek na schodach. – To nigdy się nie wydarzyło – wrzeszczy Obito, prosto do mojego ucha. Potrząsa mną tak długo, dopóki na niego nie patrzę. – Rozumiesz? Nigdy!
Kiwam głową. Opuszcza pomieszczenie, rzucając we mnie zwiniętymi w kłąb ubraniami. Moja dusza oscyluje gdzieś na granicy życia i śmierci, unosząc się jakoby ponad ciałem. Nie jestem w stanie się poruszyć. W głowie wciąż dźwięczy mi tylko jedno imię.
Hidan.


Nie było go.


Hidan.


Mój przyjaciel nigdy nie istniał. Egzystował wyłącznie jako wytwór mojej chorej, zszarganej wyobraźni.


Hidan.


Dlatego nie wolno mi było o nim mówić; dlatego nie wiedział o nim nikt prócz mnie.


Hidan.


Był synem mojego oprawcy. Aniołem, który wyrwał mnie ze szponów obłędu; który pozwolił mi przeżyć te wszystkie lata, pozostawiając po sobie jedynie marę i strach przed obcym dotykiem. Widziałam go tylko ten jeden, jedyny raz. Jego fiołkowe oczy, w magiczny sposób zaczarowały moje serce. Czym różniło się to od szaleństwa matki?


To nigdy się nie wydarzyło.


Uczepiłam się tego jednego zdania, powtarzając je jak mantrę. Nikt o tym nie wiedział, więc równie dobrze sytuacja mogła nie mieć miejsca. Wyparłam ją. Wszystko wróciło, kiedy znów popatrzyłam na jego twarz. Teraz wiedziałam, że był mordercą. Zabił moją duszę. Nie miałam pojęcia co stało się z chłopcem, ale przypominając sobie słowa Paina, dotarło do mnie, że najprawdopodobniej w końcu zaćpał się na śmierć.
– Ichirei? – Kejża odgarnęła moje włosy z czoła.
Dopiero kiedy Obito zniknął za kolejnymi drzwiami, byłam w stanie popatrzeć na bliskich. Wybuchnęłam płaczem, bezsilnie okładając pięściami ojca.
– Przez ciebie... – wyłkałam, starając się uwolnić z jego ramion. Nie mogłam dodać nic więcej.
Byłam zbyt słaba, a on trzymał mnie nieustępliwie, niczego nie rozumiejąc. Żadne z nich niczego nie rozumiało i nigdy nie będzie miało okazji zrozumieć mojego cierpienia. Obarczyłam winą Paina, jednak najgorsze w tym wszystkim było to, że nie miałam ku temu powodów. Wreszcie dotarło do mnie, skąd wzięła się tak głęboka nienawiść do rodziców.
– Ichirei, co się dzieje? – Oczy ojca zaszły łzami.
Mogłam przysiąc, że przez moment obawiał się, iż dostałam takiego samego ataku jak zwykła moja matka w swoim schizofrenicznym amoku. Objęłam go ramionami, chcąc choć przez chwilę poczuć się tak bezpieczna jak przed narodzinami Mami.
Przycisnął mnie do siebie mocno, wielokrotnie robił to w moich marzeniach. Od tamtego bolesnego dnia, cały czas pragnęłam, by to zrobił. Przytulił, objął, pocieszył. Chciałam poczuć, że już nic więcej mi nie grozi; że dramat się skończył, pozostawiając po sobie tylko bliznę. On jednak nigdy nie miał zamiaru tego zrobić. Wiedziałam, że teraz było już za późno, lecz potrzebowałam tego. Czułam, że jeśli teraz by mnie puścił, rozpadłabym się na miliard kawałeczków i już nigdy nie potrafiła pozbierać.
Mieszanina strachu, wstydu i bezradności, owinęła szczelnie mój umysł. Wbrew wszystkiemu, właśnie w tamtej chwili chciałam żyć, bardziej niż kiedykolwiek. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego tak lekko przychodziło mi wypierać z pamięci to, co złe. Przecież to takie łatwe, zamknąć oczy i powiedzieć: To nie miało miejsca, to się nigdy nie wydarzyło. Zapomnienie. Ulga. Destrukcja samej siebie. Moje wspomnienia zostały rozsypane, zgniecione na proch i wymieszane, aż do tej chwili nie wiedziałam, kim byłam.
Jak przez mgłę widziałam Naruto, który jako jedyny nie pozwalał mi się wycofać. On wiedział; czuł to. Czuł, że było ze mną coś nie tak. Czuł, że część mnie znajdowała się w zbyt odległym dla niego miejscu. Nie chciał mnie zostawiać, ale ucieczka była dla niego ostatnią deską ratunku. Wolnością. Znał mnie jak nikt inny i jak nikt inny bał się.
Ojciec wpatrywał się z przestrachem w moją skołowaną twarz. Było już za późno, żeby wyznać mu prawdę. Musiałam sama ją przetrawić, zgnieść w zarodku. Tym razem nie mogłam przed nią uciekać. Dorosłam, dojrzałam, uodporniłam się.

– Zabierz mnie do mamy – powiedziałam, pozwalając prowadzić się przez parking, w stronę starej, zniszczonej furgonetki.


~*~


12 komentarzy:

  1. Hmmm wpadłam żeby po raz kolejny zacząć od początku i tak patrzę, że nie skomentowałam :)
    Czy im na prawdę musi ktoś zawsze przeszkodzić? :P
    Końcówka pocisk... mam nadzieję, że Ichi się nie załamie zbyt mocno co nie? :<
    Czekam na 13 ;) oby nie była pechowa:P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm wpadłam żeby po raz kolejny zacząć od początku i tak patrzę, że nie skomentowałam :)
    Czy im na prawdę musi ktoś zawsze przeszkodzić? :P
    Końcówka pocisk... mam nadzieję, że Ichi się nie załamie zbyt mocno co nie? :<
    Czekam na 13 ;) oby nie była pechowa:P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojoj. Akurat 13 będzie raczej mocno pechowa. Mam nadzieję, że mi wybaczysz :D

      Usuń
    2. Wybaczę wszystko za strzępek informacji jak idzie pisanie rozdziału :D :*

      Usuń
  3. oł ziom, napisałam już kiedyś komentarz, ale go nie dodałam, bo chciałam coś jeszcze dopisać, bo było już późno, a teraz nie wiem, gdzie jest xD Ogólnie to powiem, że nadal przez myśl przelatuje mi przez umysł Naruto i chyba snuje jeszcze jakieś nadzieje, że coś zajdzie pomiędzy nią a Ichi, choć nie wiem, po co i czemu miałoby i w ogóle. Ale jeszcze bardziej zdumiewa mnie to, że w moim zatwardziale szipowanym paringu, jakim jest SasuSaczi, ja naprawdę pragnę zbliżenia Sasuke i głównej bohaterki tu XD tu i tera
    ten Hidan to w sumie mnie i przeraża i zastanawia pod pewnym kątem, ale póki co nie podzielę się moimi domysłami, żeby ewentualnie nie wyjść na głupka XD
    Obito chuj jebany. :-////
    Więc tak ogólnie czekam na potok zdarzeń, bo czuję, że zaraz lunie.
    A ten szablonik to taka niewielka różnica, a jaki efekt daje. Na plusik jak dla mua!
    SZORUJ :* bo coś długo nie ruszyło niiic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszy, ruszy. Miałam zastój, ale chcę przed sesją dodać i tutaj i na Uchiha Eyes rozdział :) Buziaki :*

      Usuń
  4. hej ho, kiedyś już się napatoczyłam na tego bloga, ale jakoś nasze drogi się rozeszły.
    przypomniałam sobie o nim niedawno, nawet adres zapamiętałam i z prawdziwą przyjemnością odświeżyłam sobie całość i doczytałam nowości <3

    piszesz bardzo autentycznie i naturalnie. urzeka mnie sposób w jaki opisujesz emocje i uczucia bohaterów, spostrzeżenia, nawet takie typowo ludzkie niskie myślenie i słabości. relacje nie są płytkie, nic nie bierze się z powietrza, nawet ten wyświechtany Sasiuke jakiejś takiej głębi nabrał, a Ichirei mocno rozumiem i bardzo lubię, hehe.
    Laski, betujcie, betujcie, ja wiem, że studia, praca, psy i zawody, ale ja już się doczekać nie mogę no <3
    Takie blogi, jak Twój, motywują mnie do szlifowania warsztatu i nie poddawania się.
    Trzymaj się, Ichi :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strrasznie mi miło <3 Mam nadzieję, że nie zwiodę Twoich oczekiwań co do tego opowiadania ^^

      Usuń
  5. Już niedługo wracam, do środy mam egzaminy ostatnie :)

    OdpowiedzUsuń

CREATED BY
MAYAKO