A może
właśnie wtedy się tego nauczysz,
los zamyka Ci drzwi
do których nie ma już kluczy
I nie ma leku na zło
kiedy wszystko w co wierzyłeś
nagle pęka jak szkło
Wiesz?
Gdy tylko odeskortowałam siostrę do Konan, miałam całą masę wątpliwości, które musiałam spokojnie „przeżuć”. Nie lubiłam, gdy zostawała tam chociażby na pół godziny, a co dopiero na cały weekend. Pocieszającym był jedynie fakt, że oddałam jej swój stary telefon i w każdej chwili mogła po mnie zadzwonić. Byłam zdania, że dzieciaki nie powinny mieć komórek, ale w takich sytuacjach nie miałam innego wyjścia. Ośrodek dla osób z problemami psychicznymi to nieodpowiednie miejsce dla dziewczynki w jej wieku. Wcześniej myślałam, że nie jest też odpowiednim miejscem dla naszej matki, ale teraz wolałabym, aby została w nim na zawsze.
Autobus zajechał na przystanek z kilkuminutowym opóźnieniem i kiedy byłam w drodze do klubu, w którym umówiłam się z przyjacielem, zdążyłam dostać od niego jakieś pięć wiadomości. Gdy opuściłam pojazd, czekał na mnie z naburmuszoną miną. Uśmiechnęłam się na jego widok, lecz zaraz przypomniałam sobie, dlaczego się tam znajdowałam i miałam ochotę zawrócić i puścić biegiem do domu. Blondyn pomachał i ruszył w moją stronę.
– Czyli co dokładnie mam robić? – zapytałam, siląc się na normalny ton. Zanim odpowiedział, ucałował mnie w policzek, jak zawsze na powitanie. Tak bardzo to uwielbiałam i jednocześnie tak okropnie nienawidziłam.
– Zatańcz z nim od czasu do czasu, wyciągnij do baru na drinka. – Wyliczał, podkreślając swoje pomysły, poprzez wystawianie kolejno palców w górę. – Tak, żebym mógł co jakiś czas zostać z nią sam. – Był naprawdę tak głupi, że nie zauważał, jak jego słowa trafiały prosto w moje skręcone z żalu wnętrzności?
– Jasne – mruknęłam, czując, że moje serce za moment eksploduje. To normalne, że dla osoby, którą się kocha, robi się wszystko, prawda? Nawet, jeśli chodzi o pomoc w poderwaniu innej kobiety. Jesteś genialna, Ichirei. Tak trzymaj. – Możesz na mnie liczyć – dodałam, przełykając całą gorycz, która zbierała mi się w ustach od nadmiaru emocji.
Gdy tylko zorientowałam się, do jakiego klubu zmierzamy, przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Byłam w nim tylko raz. I o jeden raz za dużo. Napięłam mięśnie, przygotowując się na atak przeszłości, lecz kiedy wyszliśmy za róg wysokiego muru, wszelkie moje obawy natychmiast się rozwiały. Zamiast obskurnej meliny z zardzewiałymi literami „ICHIRAKU”, dostrzegłam odnowiony, świeżo otynkowany budynek. Neonowy napis „Rasengan” rozświetlał parking i odbijał się w ciemnej wodzie, przepływającej kawałek dalej rzeki. Uniosłam wysoko brwi i przeniosłam pełne podziwu spojrzenie na Naruto.
– Czekaj aż wejdziesz do środka. – Wyszczerzył się i pociągnął mnie w kierunku wejścia. Zdenerwowałam się na myśl, że w swoich krótkich, jeansowych szortach i czarnej, bawełnianej koszulce będę pasowała do tego miejsca, jak siodło do świni. Jednak gdy przekroczyłam próg Rasengana, zauważyłam, że wnętrze było pełne takich indywidualistów. Ze względu na wczesną porę z głośników płynęła cicha, rockowa melodia. Stoliki i ławki dookoła nich wykonane były ze szkła w taki sposób, by pijany człowiek nie był w stanie się o nie zabić. Granatowe, miękkie siedziska sprawiały, że od razu zapragnęłam uraczyć swoje pośladki ich delikatnym dotykiem. Wszystko podświetlone było błękitnymi lampkami, z czego byłam zadowolona. Ta barwa idealnie maskowała moją poobijaną twarz, której nie dałam rady całkowicie zamaskować pudrem. Czułam się jak na pokładzie statku kosmicznego.
– Uau – szepnęłam, kiwając głową niczym rasowy krytyk. – Twoje kuzynki zrobiły to wszystko same?
– Acha – przytaknął, prostując się z dumą. – Własnymi rękoma, jak na rodzinę Uzumakich przystało.
– O ile mi wiadomo nie noszą nazwiska po matce – burknęłam, tym samym go gasząc. Wydął wargi w akcie niezadowolenia, lecz zignorowałam to. – Będę miała okazję je dziś poznać?
– Gdybym ja to wiedział – odparł, drapiąc się w tył głowy. – One wpadają i wypadają. Rasengan jeszcze nie przynosi takich zysków, by pokryć koszty remontu, więc są zabiegane. Póki co klubem zajmuje się chłopak jednej z nich.
Faktycznie, we wnętrzu siedziało tylko kilkanaście osób. Pewnie do wieczora zapełni się bardziej, jednak musiały wpakować w to niemałe pieniądze. Z opowiadań Naruto wiedziałam, że u nich się nie przelewa. Ich matka, Tsunade, nie stroniła od alkoholu i średnio co miesiąc wychodziła za mąż. Ojciec każdej, wypiął się na nie, kiedy jeszcze były małe. Musiały sporo przejść, by osiągnąć to wszystko, a to sprawiało, że jeszcze bardziej chciałam je poznać. Wydawały mi się niesamowite i z pewnością takie były. Mój humor prysł jak mydlana bańka, kiedy dostrzegłam w kącie pomieszczenia długi, różowy kucyk. Dziewczyna od razu pomachała przyjaźnie, zapraszając nas do stolika. Brzydka, irytująca i zadufana w sobie. A co denerwowało mnie najbardziej to fakt, że była piękna, inteligentna i przyjazna. Jakkolwiek nie chciałam postawić jej w złym świetle, zwyczajnie nie miałam ku temu powodów. Wzrokiem od razu odszukałam mój cel. Tak, jak wspominał Naruto, Różowa osaczyła go i ani myślała się odsunąć.
– Jest i Naruto! – zaśmiał się brunet z włosami spiętymi ciasno gumką. Nie kojarzyłam go z naszego uniwersytetu. – O i jakaś nowa koleżanka! Kim jest piękna koleżanka, jeśli mogę spytać?
– Koleżanka Ichirei – burknęłam tylko, specjalnie akcentując wyraz i przysiadłam na skraju ławki okalającej stolik na kształt litery „L”, jak najdalej od wstawionego chłopaka. Uzumaki poszedł moim śladem. Słowo „koleżanka” idealnie do mnie pasowało. Byłam i zawsze będę „koleżanką” Naruto. Zgryzłam policzek od środka, starając się opanować nadchodzącą złość.
– Nie martw się, to tylko Shikamaru Nara – szepnął, nachylając się do mnie, by nikt tego nie usłyszał. – Na trzeźwo to cichy i potulny leń.
Mimo woli zaśmiałam się, lustrując uważnym spojrzeniem całe towarzystwo. Sakura siedziała niebezpiecznie blisko Uchihy, choć miejsca było sporo. Musiałam przyznać, że sprawiało mi to dziką satysfakcję. Jeśli – znany z podrywania każdej napotkanej laski – Sasuke Uchiha się na nią skusi, Naruto powinien sobie odpuścić. Z drugiej strony, gdy widziałam zbolałe spojrzenie blondyna, czułam jak drobne igiełki przebijają moje serce na wskroś. Wiedziałam co teraz czuje. Doskonale wiedziałam. Jeżeli choć jedno z nas mogłoby być szczęśliwe, powinnam wywiązać się z zawartej przed klubem umowy.
– Widzę, że wcześnie zaczęliście – powiedziałam, przesuwając się w stronę Sasuke, aby zrobić więcej miejsca, idącemu z kuflami, Naruto. Gdy tylko ustawił jedno z piw przede mną, wiedziałam, że następnego dnia obudzę się z niesamowitym kacem. Nie piłam od miesięcy, Ibiki skutecznie mi to wyperswadował. W głowie ułożyłam pośpiesznie plan: jeśli zatańczę kilka razy z Gburem, Uzumaki nie będzie miał mi nic do zarzucenia, a i tak Haruno sobie nie odpuści.
Musiałam przyznać, że Uchiha był nieziemsko przystojny. Czarne włosy i oczy dodawały mu niesamowitego, tajemniczego uroku. Musiał mieć co najmniej sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, a dzięki umięśnionemu ciału wyglądał jak rodem z czasopism dla rozchichotanych nastolatek. Spod czarnej koszulki mogłam dostrzec część jego niesamowitego tatuażu. Przedstawiał wzór przypominający mechanizm znajdujący się wewnątrz starodawnych zegarków. Pewnie sama dałabym się zauroczyć, gdyby nie to, że miałam alergię na bezczelnych podrywaczy, którzy myślą, że im wszystko wolno. Właśnie taki był: arogancki i uwodzicielski. Typ samotnika, który na naszej uczelni słynął z ilości wyrywanych panienek. Siedział teraz wyprostowany, bawiąc się okrągłym podstawkiem pod piwo.
– Jeździsz na motorze? – zagadnęłam, kiedy reszta pochłonięta była dyskusją na temat tego, czy gdy dziewczyna Shikamaru wróci z praktyk, to oderwie mu łeb od razu, czy po chwili. W duchu pogratulowałam sobie błyskotliwości, nic bardziej dennego już nie mogłam wymyślić. Uchiha popatrzył na mnie z rozbawieniem i uniósł brew. Skinęłam na tatuaż, na co chłopak zaśmiał się krótko i pokiwał głową z niedowierzaniem.
– To, że mam tatuaż, oznacza, iż jeżdżę na motorze? – spytał, jakbym i tak już nie umierała z zawstydzenia. Miałam najszczerszą ochotę mu przywalić. Czy ten kretyn nie widział, że nie mam najmniejszej ochoty go podrywać? Czułam się jak idiotka; jedna z tych dziewczyn, która lata za nim od wykładu do wykładu, by choć raz obdarzył ją uśmiechem.
– Nie – burknęłam i uniosłam do ust kufel. Piłam tak długo – zasłaniając tym samym połowę twarzy – dopóki Sasuke nie oderwał ode mnie zaciekawionego wzroku. Wychyliłam całą zawartość szklanki i w końcu poczułam jak moje mięśnie powoli zaczynają się rozluźniać. Haruno na próżno starała się wyciągnąć Uchihę na parkiet, gdy tylko muzyka stała się głośniejsza i bardziej rytmiczna. W końcu, ku uciesze Naruto, ruszyła razem z nim, a ja po raz kolejny poczułam się beznadziejnie.
– Masz ochotę na drinka? – Ponowiłam próbę, wstając i wskazując na rząd krzesełek przy barze. Z jednej strony zadałam to pytanie dla świętego spokoju, a z drugiej zależało mi na czyimś, choćby znikomym towarzystwie, kiedy miałam zamiar ubzdryngolić się na cacy. Chłopak zaprzeczył krótkim skinieniem i wrócił do analizowania podstawki. Poczułam jak moja powieka nerwowo pulsuje. Byłam aż tak nieatrakcyjna, żeby wszyscy mogli się na mnie wypinać? Racja, to facet powinien zapraszać na drinka, ale czasy się zmieniły. Równouprawnienie, kurwa.
Wstałam i ruszyłam samotnie w stronę uśmiechającego się szeroko barmana. Zamówiłam trzy whisky z colą i choć smakowały obleśnie, wychyliłam jedną po drugiej. Tylko tyle było mi trzeba, aby moje uczucia się uspokoiły. Problemy związane z Naruto zaczęły powoli odpływać, stawać coraz mniej ważne. Czując, że mój pęcherz więcej już nie pomieści, rozejrzałam się w poszukiwaniu toalety. Odnalazłam namalowaną na ścianie strzałkę i przeszłam przez kaskadę zwisających, srebrzystych koralików, wchodząc do niewielkiego przedsionka. Mimo, iż wnętrze Rasengana nie było jakoś specjalnie przepełnione, pod łazienką uzbierała się spora gromadka. Przestąpiłam z nogi na nogę, wyczekując na swoją kolej.
– Hej! – wykrzyknęłam, kiedy przyszedł czas na mnie, lecz ktoś ostentacyjnie się wepchnął. Przed twarzą mignęły mi blond włosy i czarna, sportowa bluza. Czując, że zaraz się posikam, odruchowo szarpnęłam za kaptur dziewczyny i wpieprzyłam się do toalety, natychmiast zatrzaskując zamek. Jeśli myślała, że ją przepuszczę, grubo się przeliczyła. Nie tylko ona miała pilne potrzeby w tym klubie. Przez moment poczułam się jak Niagara, lecz moje pełne ulgi skupienie przerwało natarczywe walenie w drzwi. Dosłownie widziałam sypiące się wokół zawiasów drzazgi. Gdy tylko załatwiłam potrzebę, podeszłam do wyjścia w nadziei, że narwana blondyna odpuści i pozwoli nam rozejść się w pokoju. Jak bardzo się myliłam?
– Czy ty sobie kurwa myślisz, że będziesz mi się tu panoszyć?! – wrzasnęła, gdy tylko przesunęłam zasuwkę zamka.
– Nie powiem kto wszedł mi w kolejkę – parsknęłam i postanowiłam ją wyminąć.
Ta jednak zagrodziła mi drogę swoim ramieniem, opierając wyciągniętą rękę o ścianę. Chcąc nie chcąc, musiałam się z nią zmierzyć. Miałam tylko nadzieję, że na ostrych słowach się skończy. Omiotłam ją wzrokiem od góry do dołu. Była dość wysoka i szczupła, lecz umięśniona. No dobra, w stosunku do mnie każdy był wysoki, niemniej jednak, mogła wzbudzić strach. W dodatku wyglądała jakby przyszła do skateparku a nie nocnego klubu. Miała na sobie bluzę od dresu i poprzecierane jeansy. Jej włosy, w słabym świetle niewielkich lampek, które w tym miejscu raziły bielą, błyszczały się na rudo.
– Nie obowiązuje mnie tu kolejka – wysyczała, zaciskając szczękę.
Oho, znalazł się „Pan i Władca.”
– Masz wolne, zrób co musisz i się odczep, okej? – jęknęłam i wyminęłam ją z drugiej strony.
Szukałam mentalnego wsparcia u osób trzecich, jednak jak zawsze w takich momentach, dookoła zrobiło się pusto. Postanowiłam iść i nie odwracać się, lecz ktoś skutecznie temu zapobiegł, szarpiąc mnie za bluzkę. Zatoczyłam się w tył i z ledwością złapałam równowagę. Sińce z poprzedniej akcji jeszcze mi nie zeszły, a już kłopoty same mnie odnalazły. W tej chwili chciałam, żeby ktoś ze znajomych udał się w stronę toalet, nawet jeśli miałaby to być Różowa.
– Powaliło cię chyba! – krzyknęłam, ustawiając się w bojowej pozycji, gotowa do obrony. Jeśli wdałabym się w kolejną w tym tygodniu bójkę, trener odprawiłby mnie z kwitkiem i poinformował o wszystkim Paina. Jak miałam siedzieć spokojnie, kiedy ktoś ewidentnie się na mnie rzucał? Widząc jej zaciśniętą pięść, zbliżającą się do mojej twarzy, zasłoniłam się łokciami. Choć poczułam przeszywający je prąd, z zadowoleniem zauważyłam, że nieźle pogruchotała sobie kostki. To tylko bardziej ją zdenerwowało. Przymierzyła się do kolejnego ciosu. Zbyt szybko; nie byłam w stanie się obronić. Zacisnęłam zęby, czekając na nadchodzący ból, lecz jakaś bliżej nieznana mi siła, szarpnęła napastniczkę do tyłu.
– Mayako! – krzyknął ktoś, a gdy podniosłam głowę, ujrzałam anioła. Moje wybawienie stało wyprostowane nad rozjuszoną blondyną i mierzyło ją wściekłym spojrzeniem. Była to ubrana w łososiowy żakiet brunetka, mniej więcej w moim wieku. Choć wydawała się być niższa od dziewczyny, którą nazwała „Mayako”, ta kuliła się pod jej wzrokiem, niczym skarcony szczeniak. Wolałam nie myśleć co potrafi, skoro ujarzmiła rottweilera. – Na litość Boską, śpieszymy się a ty odprawiasz jakieś dzikie harce! – Popatrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem i tak szybko jak się pojawiły, tak zniknęły. Blondynka na odchodne posłała mi ostatnie, pełne nienawiści spojrzenie. Czyżbym właśnie otarła się o śmierć?
Zawroty głowy zamiast słabnąć, nasilały się. Czułam, że zanim dojdę do stolika to po drodze zgubię zawartość swojego żołądka. Odwróciłam się na pięcie i zamiast wrócić do przyjaciół, wyszłam na parking. Letnie powietrze przyniosło mi nieopisaną ulgę. Przeszłam niemal pusty, betonowy plac i przełożyłam nogi przez dolną poprzeczkę barierki, tym samym na niej siadając. Zwiesiłam ręce przez górną rurkę i starając opanować nudności, wpatrywałam się w płynącą z wolna rzekę. Morze emocji nie mogło się uspokoić, zalewając mnie kolejnymi, pienistymi falami. Byłam pewna, że to one wywracają moimi wnętrznościami, a nie wypity alkohol. Dwuznaczne zachowanie Uzumakiego okropnie mnie irytowało. Najpierw pojawia się przed moim domem z walizką, obdarowuje miłymi słowami i obiecuje poprawę naszych relacji, a potem najzwyczajniej w świecie zamyka w ciasnym słoiku z napisem „Friendzone”. Zaczęłam podejrzewać, że za tą całą, pełną szlachetności wizytą stoi mój ojciec, a nie Naruto.
– Koleżanka Ichirei. – Usłyszałam gdzieś za sobą pełen kpiny głos. Wiedziałam do kogo należy i po tym jak się skompromitowałam, nie miałam odwagi się odwrócić. Do moich uszu dotarło ciche pstryknięcie, potem drugie i trzecie, aż poczułam nieprzyjemny zapach palonego tytoniu. Już wiedziałam po kim Naruto przejął ten nieprzyjemny nawyk. – Wszystko gra, koleżanko Ichirei?
– Oczy-w-iście – odparłam, tłumiąc nagłe czknięcie. Dalej milczałam, mając nadzieję, że chłopak wróci do klubu, pozostawiając mnie w świętym spokoju. Ten jednak ani myślał, jednym susem przeskoczył barierkę i stanął naprzeciwko mnie. Otworzyłam oczy i dostrzegłam eleganckie, czarne buty. Czarne jeansy. Czarną koszulkę. Czarne włosy. Czarne oczy. Chujcziha. Wydmuchnął mi dym, prostu w twarz. Żołądek nie wytrzymał tyle duszącego cholerstwa i ślina w moich ustach stawała się coraz bardziej gęsta. Nienawidziłam tego uczucia, wiedziałam już co nadchodzi. Uchiha w ostatniej chwili odskoczył, chroniąc swoje obuwie przed moimi wymiocinami. Sam był sobie winien, nienawidziłam papierosów.
– Odwieźć cię do domu? – Zaproponował, podając mi chusteczkę higieniczną. Nie miałam najmniejszej ochoty wsiadać z nim do samochodu.
– Piłeś – wytknęłam, lecz z drugiej strony, najbardziej na świecie pragnęłam znaleźć się teraz w łóżku. Jednakże nie miałam zamiaru zostawiać Naruto samego na imprezie. Nie chciałam patrzeć na to jak z nią tańczy i flirtuje, a z drugiej strony gdy tylko nie miałam go na oku, czułam, że zazdrość zżera mnie jeszcze mocniej i wyobrażałam sobie najgorsze.
– Chodź, pomogę ci – powiedział, gdy bezskutecznie starałam się wyplątać spomiędzy stalowych rurek. Chwycił mnie pod kolanami i wysunął z taką łatwością, jakby podnosił dziecko. Gdy tylko moje stopy dotknęły asfaltu, wydawało mi się, że jestem najbardziej trzeźwą osobą na całym świecie. Jednak kiedy ramiona Sasuke odsunęły się na więcej niż trzy centymetry, omal nie runęłam na ziemię, w ostatniej chwili przez niego podtrzymana.
– Dam sobhe adę – jęknęłam, a chłopak starał się mnie w miarę prosto prowadzić. Przeraziłam się, kiedy dostrzegłam, iż wypita wcześniej whisky dopiero teraz uderza mi do głowy z pełną siłą. Ujrzałam przed swoją twarzą czarny, terenowy samochód i zmarszczyłam brwi. – Nie wsiądę tam z nieznajomym facetem. – Wskazałam na auto, a chłopak pokiwał głową, jakby miał przed sobą upośledzoną babę. Otworzył drzwi i gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Schowałam dumę do kieszeni i usiadłam na ogromnym, niewygodnym fotelu. – Różana cztery – mruknęłam i przyłożyłam czoło do chłodnej szyby.
– To ostatnia dzielnica, niedaleko uniwersyteckiej? – Upewnił się; w odpowiedzi skinęłam głową i z powrotem przechyliłam ją na bok.
Tokio nocą wydawało się tętnić życiem jeszcze bardziej niż w dzień. Ludzie pędzili szerokimi chodnikami, najprawdopodobniej wracając z pracy po nadgodzinach. Co kilka sekund samochód zatrzymywał się na czerwonych światłach. Starałam się powstrzymać mdłości z uwagi na cholernie drogie wnętrze Jeepa. Chłopak co jakiś czas spoglądał na mnie z przestrachem, że jednak nie wytrzymam i jego przejaw uprzejmości zostanie ukoronowany soczystym haftem. Swoją drogą, nie spodziewałam się, że Uchiha może być na tyle uprzejmy dla kobiety.
– Co jest? – spytałam, kiedy po skręceniu w jedną z ostatnich uliczek, nagle zwolnił. Włączył kierunkowskaz, po czym zatrzymał pojazd na poboczu. Spojrzałam na niego tępym, pełnym zastanowienia wzrokiem. – Jeszcze kawałek prosto, w lewo i na samym końcu – poinstruowałam, lecz ten tylko uśmiechnął się i prychnął pod nosem. Nie miałam pojęcia co kombinował, ale nie podobało mi się to. Nie zdążyłam zadać następnego pytania, kiedy nachylił się do mnie. Przez moment poczułam lekkie podekscytowanie, widząc przystojne rysy twarzy Uchihy, zmrużyłam odruchowo powieki. Byłam pijana i zdezorientowana. W dodatku odczułam posmak satysfakcji, że robię to samo, co Uzumaki mi przez ten cały czas. Moje serce załomotało ze zniecierpliwienia, lecz kiedy poczułam ciepło jego warg, nagle coś, co przez lata skrywałam w najdalszym zakamarku swojego umysłu – wyszło na wierzch. Wypłynęło, zalewając każdą, nawet najmniejszą część mojej świadomości. W moim ciele rozgorzał ogień, lecz nie podniecenia, a czystej, pełnej szaleństwa paniki.
– Odsuń się! – wrzasnęłam, odpychając go z całych sił. Nie był gotowy na taki obrót spraw, jego łokieć z łoskotem uderzył o kierownicę. Po omacku odnalazłam klamkę. Nie miałam w zwyczaju zapinać pasów, dzięki czemu w ułamku sekundy znalazłam się na zewnątrz. Zanim zerwałam się do biegu, poczułam jak Sasuke obejmuje mnie w pasie i unosi do góry. Zaczęłam wierzgać nogami. Nagle cała siła, którą w sobie posiadałam, gdzieś uleciała, pozostawiając bezwładne i zwiotczałe ciało. Szamotałam się jak zwierzę we wnykach. – Zostaw mnie! – krzyknęłam, starając się wydostać z jego silnego uścisku. Obrócił mnie w swoją stronę. Jedną ręką złapał oba moje nadgarstki i zmusił bym na niego popatrzyła.
– Uspokój się – warknął, szarpiąc mną lekko. – Słyszałem jak umawiacie się z Uzumakim pod Rasenganem. To miał być żart, nauczka, rozumiesz? – dodał łagodniej. Nie rozumiałam. Nie chciałam tego rozumieć. Strach, który mnie ogarnął, towarzyszył mi przez wiele lat. Sporo czasu zajęło mi, abym schowała go we wnętrzu, a teraz on zerwał blokadę, wywołując u mnie atak nieokiełznanej paniki.
– Puszczaj! – zawyłam, kiedy nie dawał za wygraną. Otworzył drzwi i wepchnął mnie na tylne fotele. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, zajął miejsce kierowcy i zablokował zamki, tym samym doprowadzając do załamania nerwowego. Usta, w miejscu, w którym ich dotknął, wydawały mi się należeć do innej osoby. Chciałam jak najszybciej zmyć jego pocałunek, wydostać się z tego więzienia i uciec. Byle gdzie, byle jak najdalej od niego.
– Naruto? – Na dźwięk znajomego imienia, mój strach o ułamek procenta zelżał. Zauważyłam, że Uchiha trzyma przy uchu telefon. – Tak, jest ze mną. – Myśl o tym, że rozmawia z Uzumakim dała mi znikomą nadzieję na poczucie bezpieczeństwa. – Przyjedź pod jej dom. Jak najszybciej – powiedział brunet, obserwując mnie w lusterku. Skuliłam się pod jego zmieszanym, lecz pełnym zdziwienia spojrzeniem. – Nie, nie wiem co się dzieje.
Nie minęła nawet minuta, kiedy Sasuke z piskiem opon zatrzymał się pod moim domem. W dalszym ciągu nie pozwalał mi wyjść, co wywoływało u mnie na zmianę przerażenie i zastanowienie, lecz po kilkudziesięciu sekundach zaczynałam się uspokajać. Gdy emocje opadały, poczułam rozbicie zmieszane ze wstydem. Do mojej świadomości zaczęło dochodzić, że Uchiha nie zrobił niczego złego. Nie wiedziałam jak się zachować, wlepiłam wzrok w na wpół zgasłą latarnię, udając, że jestem pochłonięta myślami. W rzeczywistości w głowie miałam pustkę. Drgnęłam, gdy tuż przy szybie zatrzymała się żółta taksówka, z której po chwili wyłoniła się blond czupryna. Odgłos odblokowywania zamków zmieszał się z trzaskiem otwieranych drzwi. Uzumaki dopadł do samochodu i wślizgnął na tylne siedzenia, lustrując czy jestem w jednym kawałku. Pewnie miał w głowie najgorsze scenariusze, w końcu Uchiha uchodził za oazę spokoju, a ja wyprowadziłam go z równowagi. Blondyn odetchnął z ulgą, lecz gdy zwróciłam ku niemu twarz, wstrzymał oddech. Zmierzył uważnie mój rozmazany makijaż i przekrwione oczy. Widziałam, jak z sekundy na sekundę, coraz mocniej zaciska szczęki.
– Czekaj – szepnęłam z braku sił na krzyk, kiedy ten wyskoczył na ulicę i z impetem wyszarpnął bruneta z przedniego fotela. Obaj upadli na asfalt. Uzumaki wziął zamach i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, wymierzył Sasuke prawy prosty. Upłynęło kilka sekund, a twarz Uchihy zalała się krwią. W końcu znalazłam w sobie energię, by ich powstrzymać, jeszcze moment i niesłusznie by się pozabijali.
– Co jej zrobiłeś?! – Zrozpaczony krzyk przyjaciela sprawił, że zjeżyły mi się włosy na plecach. Brunet zepchnął go z siebie i popatrzył na nas jak na wariatów. Naruto przymierzył się do kolejnego ataku, lecz chłopak go uprzedził i wskoczył do Jeepa. Uczepiłam się ramienia blondyna, by mógł spokojnie odpalić silnik i odjechać. – Przepraszam – szepnął Uzumaki, a w jego oczach zaszkliły się łzy. – To moja wina, moja… – Powtarzał w kółko.
– On nic nie zrobił – wyznałam w końcu, lecz nie przekonałam tym przyjaciela. – To nie on, nie tak jak myślisz. – Chłopak nie do końca mi wierzył. Ze wstydu miałam ochotę zdechnąć tu i teraz. Nawet to, że Naruto obejmuje mnie i przyciska do siebie, nie sprawiło mi najmniejszej choćby radości. Czułam się jak dno. – Chodźmy do domu, proszę – jęknęłam i jeszcze bardziej się skuliłam w jego ramionach. Wiedziałam, że będę musiała to jakoś wytłumaczyć. Nie chciałam o tym mówić, nie jemu.
– Błagam – powiedział, a głos mu się załamał. – Nie okłamuj mnie.
– Nie kłamię, wszystko ci wytłumaczę – obiecałam, kiedy skierowaliśmy się w stronę wejściowych drzwi. Chciałam cofnąć czas, wymazać ten dzień z pamięci każdego z nich. Spojrzenie, jakim Uchiha obdarzył nas na odchodne mówiło samo za siebie. Jeśli powie o tym komukolwiek – a wątpię, by Sasuke przepuścił taką okazję – będę wytykana palcami na każdym kroku. Wszystkiemu winna byłam wyłącznie ja. Gdybym nie wsiadła do tego cholernego Jeepa i nie schlała się jak świnia, nic takiego nie miało by miejsca. W dodatku sama dałam mu sygnał, że chcę pocałunku. To było niespodziewane, fakt, ale gdybym dowiedziała się, że ktoś chce ze mną pogrywać, chciałabym się zemścić tak jak i on. Jeśli słyszał moją rozmowę z Naruto, nie powinnam być zaskoczona. W końcu to ja wyszłam na wariatkę. Miałam dwa wyjścia: albo od razu go odepchnąć, albo znieść pocałunek. Wybrałam trzecie, najbardziej chujowe i teraz musiałam za to płacić.
Kuliłam się pod kołdrą, mając nadzieję, że Uzumaki już nigdy nie wyjdzie z łazienki. Zatrzaśnie się w niej i do końca życia nie będę zmuszona mówić mu o rzeczach, których sama wolałabym nie pamiętać. Zwinęłam się w kłębek i postanowiłam udawać, że śpię. Byłam tchórzem, nie zaprzeczę. Usłyszałam szczęk naciskanej klamki, lecz drzwi zaledwie się uchyliły. Przez niewielką szczelinę, którą zostawiłam, by nie udusić się pod nakryciem, obserwowałam jak Naruto zagląda do pokoju, po czym wychodzi. Dźwięk frontowych drzwi obudził we mnie lęk i ciekawość. Dokąd mógł pójść? Leżałam, czując jak niewiedza wgryza mi się boleśnie w umysł. Byłam makabrycznie zdezorientowana. Zaledwie kilkadziesiąt minut temu ze łzami w oczach mnie żałował, a teraz wyszedł; bez słowa, z nadzieją, że tego nie zauważę. Przez moment bałam się, że poszedł do Haruno, ale natychmiast wyrzuciłam to z głowy. Wciąż był tym samym Naruto, a nie zimnym draniem. Czegokolwiek nie miał w planach, musiał wcześniej to przemyśleć, siedział pod prysznicem prawie godzinę.
– Cholera – jęknęłam, słysząc dźwięk telefonu. Nie miałam ochoty na rozmowę z nikim. Zignorowałam go, przewracając się na drugi bok. Czułam się jak balon, z którego ktoś spuścił powietrze. Byłam wyczerpana i zrezygnowana. Zrobiłam z siebie idiotkę na oczach największego kretyna i własnego przyjaciela. O ile Naruto nie zrobi ze mnie wariatki, o tyle byłam pewna, że Sasuke nie omieszka rozgadać tego po całej uczelni. Wtedy nawet Matsuri wypięłaby na mnie pośladki i ustawiła razem z resztą popaprańców, których szczerze nie lubiłyśmy.
Natarczywy dzwonek nie ustawał i przysięgłam sobie, że w najbliższym czasie go zmienię. Zebrałam się w sobie i zwlokłam z łóżka. Zostawiłam torebkę w łazience, a nie lubiłam szlajać się po pustym domu w środku nocy. Pozapalałam wszystkie możliwe światła, które mijałam i ruszyłam w stronę toalety. Gdy tylko dopadłam komórki, momentalnie się wyciszyła. Nie trwało jednak długo, jak rozdzwoniła się na nowo. Komuś musiało zależeć na tym połączeniu, a zastrzeżony numer nie ułatwiał mi rozwikłania zagadki. Zawsze kiedy ktoś ukrywa numer, zapewne chce sobie zrobić żarty. Wyłączyłam aparat i wróciłam do sypialni, kiedy nagle do mojej ciasnej głowy zaczęły nachodzić najczarniejsze myśli. Przytrzymałam przycisk włączenia, a gdy tylko wyświetlacz rozbłysnął jasnym światłem, zaczęły przychodzić powiadomienia o nieodebranych połączeniach. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę.
– Halo? – mruknęłam cicho, z nadzieją, że to jednak żarty jakichś dzieciaków.
– Konan znów miała atak. – Usłyszałam głos doktora Jirayi. Urwał nagle, zupełnie jakby chciał coś dodać. Serce coraz szybciej pompowało mi krew do mózgu. Alkohol buzował w moim ciele, przyprawiając mnie o wstrząsy. – Mami uciekła, nie możemy jej znaleźć.
Wytrzeźwiałam. Momentalnie wytrzeźwiałam. Zerwałam się na równe nogi i choć wcześniej z ledwością utrzymywałam równowagę, udało mi się utrzymać w pozycji pionowej. Po kilku nieudanych połączeniach, wysłałam krótką wiadomość do Naruto, miał telefon przy sobie, w końcu musiał ją odczytać, gdziekolwiek był. Wybiegłam na ulicę i popędziłam w stronę najbliższego przystanku, dwa domy dalej. Nocne autobusy jeździły raz na ruski rok, tym razem nie miałam szczęścia – najbliższy miał pojawić się za ponad pół godziny. Obawiałam się, że za moment dostanę ataku duszności, kiedy chodziło o Mami, mogłabym skoczyć w ogień byle jej się nic nie stało.
Wróciłam na podwórko i popatrzyłam z nadzieją na swój stary, podrapany z każdej strony rower. Pomimo tego, że koła miały mało powietrza, wskoczyłam na niewielkie siodełko i ruszyłam w stronę Katsushiki, nasz dom stał na granicy z Edogawą, więc od celu dzieliło mnie kilka minut jazdy. Czułam jak adrenalina buzuje mi w żyłach, a powietrze świszczy w uszach, jakbym jechała rozpędzonym motocyklem. Wiedziałam, że jeśli Mami uciekła, będzie starała się dostać do naszej dzielnicy, idąc wzdłuż rzeki. Doskonale znałam swoją siostrę. Skręciłam w stronę koryta Sumidy i zdziczałym wzrokiem zaczęłam przeczesywać okolicę.
– Mami! – krzyknęłam, z nadzieją wpatrując się w najciemniejszy zakątek.
Betonowy brzeg oświetlony był co trzydzieści metrów latarnią. W ich blasku dostrzegłam grupkę trzech, może czterech mężczyzn po czterdziestce. Już z daleka wiedziałam, jak bardzo byli pijani i od razu moja intuicja podpowiadała, że właśnie tam powinnam się udać. Jak na komendę, jeden z nich odsunął się i odsłonił skuloną dziewczynkę, chroniącą jakiś przedmiot. Fascynujące, jak mój spanikowany umysł w jednej chwili potrafił przygwoździć moje ciało do ziemi, a w sytuacji, gdy naprawdę powinnam się bać – pompował w moje żyły hektolitry adrenaliny. Rzuciłam rower na bok i pobiegłam, nie zwracając uwagi na ryzyko. Miałam szczerze w dupie, czy Pain lub Ibiki mnie zgnoją. Nie dbałam o nic więcej, jak o siostrę.
– Mami! – Powtórzyłam, znajdując się zaledwie kilka metrów od nich. Dostrzegłam, że w ręce z całych sił ściska mój stary telefon i przeklęłam się w myślach za to, że wielokrotnie powtarzałam, iż ma go pilnować. Jak zwierzę, rzuciłam się na jednego z facetów, który szarpał Mami za ramię. – Uciekaj! – warknęłam. Dziewczynka zawahała się. Zrobiła kilka kroków naprzód, lecz stanęła jak wryta, patrząc na mnie, uwieszoną na karku rosłego mężczyzny. – Biegnij! – wrzasnęłam gardłowo.
To ją ocuciło, zerwała się do ucieczki. Była bezpieczna, grupka skupiła się wyłącznie na mnie. Pijani w sztok, nie stwarzali większego zagrożenia. Wystarczyło jedno celne uderzenie, a każdy poleciałby na łopatki. Mogłam swobodnie uciec, nie narażając się na gniew ojczulka. Problem pojawił się, kiedy do czwórki dołączyła kolejna, śmierdząca para. Chciałam czy nie – musiałam skopać im dupska. Górowali nade mną wzrostem, więc skupiłam się na tym, by zamiast prostych i sierpów, spróbować uderzeń hakiem. Przewaga liczebna dała mi w kość, jeden z nich złapał mnie za nadgarstek. Chwyt był słaby, lecz wybił mnie z rytmu.
Nagle usłyszałam głuche uderzenie. Odwróciłam się i w ciemnościach dostrzegłam chłopaka, który zmierzał w moją stronę. Nie zważając na nic, zaczepił mężczyzn, ściągając czterech na siebie. Dwójka pijanych imbecyli nie miała ze mną szans. Okręciłam się na pięcie i choć wygięłam sobie rękę, którą nadal miałam unieruchomioną, mogłam swobodnie kopnąć go w udo low kickiem. Tak jak myślałam, przeciwnik od razu się zachwiał i upadł na kolana. Dbanie o dobro najbliższych dawało niezłego kopa, jeszcze godzinę temu byłam równie pijana jak oni. Wykorzystałam okazję i gdy drugi mężczyzna pochylił się, by pomóc wstać koledze, wymierzyłam mu ostre uderzenie kolanem, prosto w żołądek. Widziałam, jak powoli dochodzi do nich, że nie mają styczności z amatorką. Zwlekli się z chodnika i zaczęli szybkim krokiem wycofywać, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku, co bym im nie dołożyła na odchodne. Uśmiechnęłam się triumfalnie i zamaszyście odwróciłam, by poznać tożsamość chłopaka, który nie był obojętny i zechciał mi pomóc, a wtedy poczułam jak coś twardego miażdży mi nos. Głośny brzdęk musiał rozejść się chyba po całym Tokio. Na chwilę mnie zamroczyło, a tuż po tym poczułam ostry ból i wilgoć pod nosem. Zachwiałam się i opadłam na jedno kolano, przymrużonymi oczyma poszukując swojego oprawcy.
– W porządku? – Usłyszałam za plecami. Widziałam jak nieznajomy wyłania się z cienia i zbliża w kierunku latarni, pod którą się znajdowałam.
Zaraz, zaraz… Latarni?
Zerknęłam na czarny, metalowy słup tuż przed swoją głową i poczułam jak prócz krwi zalewa mnie wstyd. Właśnie obezwładniłam dwójkę mężczyzn, uprzednio walcząc aż z szóstką, po czym przywaliłam twarzą w stojący nieruchomo, ogromny słup. Uderzenie było na tyle mocne, że powoli zaczynałam tracić świadomość.
– Hej, nie mdlej mi tu – powiedział chłopak, łapiąc mnie pod kolana. Uniósł moje ciało i skierował się w stronę stojącej nieopodal ławeczki. Ułożył mnie na niej, a sam przysiadł na chodniku. Choć z całych sił starałam się otworzyć oczy, mogłam je tylko minimalnie rozchylić. Twarz zaczęła mi puchnąć.
– Aua! – jęknęłam, gdy poczułam jego palce na swoim nosie.
– Spokojnie, nie jest złamany – mruknął radośnie, zupełnie jakby było z czego się cieszyć. – Za dwa lub trzy dni powinna zejść opuchlizna – dodał, uśmiechając się ciepło. W słabym świetle latarni dostrzegłam czarne, błyszczące oczy i znajome rysy.
– Sasuke? – zapytałam, nie mogąc dać wiary temu, co widzę. Choć obraz rozmazywał mi się pod powiekami, ta nietypowa uroda była nie do pomylenia. Wszystko się zgadzało, prócz tej niecodziennej radości. Sasuke Uchiha nigdy się nie uśmiechał, chyba, że z czystej złośliwości lub pogardy.
– Jak się nazywasz? – spytał, jak gdyby rozpoczynał pogawędkę z kimś napotkanym w parku, a nie dziewczyną z roztrzaskanym nosem.
– Ichirei Tennotsukai – burknęłam, nie zważając na ochronę danych osobowych. Gdyby chciał zrobić mi krzywdę, miał co do tego milion okazji. Musiałam przyznać, że w pewnym sensie mnie uratował.
– Tennotsukai? – Powtórzył, marszcząc brwi. Wyjął telefon z kieszeni, po czym odszedł kilka metrów dalej. Nie słyszałam do kogo dzwonił, szum rzeki skutecznie go zagłuszał. Obserwowałam jego wysoką, wysportowaną sylwetkę. Obraz powoli zaczynał wracać i się wyostrzać.
To nie był Sasuke. Chłopak, a raczej mężczyzna, który mi pomógł miał na oko jakieś pięć lat więcej niż ja czy Uchiha, którego znałam. Jego włosy były o wiele dłuższe, sięgające łopatek. Upiął je w niedbały, luźny kucyk, z którego podczas walki musiało wydostać się kilka kosmyków, tworząc obraz „dojrzałego buntownika”, jakich spotykało się zazwyczaj tylko w serialach. Zebrałam w sobie siły, by podnieść się z pozycji leżącej i usiąść. Kiedy zbliżał się z powrotem w moim kierunku, dostrzegłam na jego ramieniu charakterystyczny tatuaż, który przedstawiał prosty, czarno-czerwony obłoczek. Znałam ten symbol bardzo dobrze, lecz myślałam, że ma on znaczenie tylko dla moich rodziców. Dotychczas spotkałam go tylko u nich.
– Yahiko zaraz tu będzie – powiedział, czym jeszcze bardziej wprowadził mnie w stan czystego zszokowania.
– Skąd znasz mojego ojca? – zapytałam bez ogródek, wbijając w niego zdziwione spojrzenie. Zmarszczył brwi, przyglądając mi się z rozbawieniem, jakbym opowiedziała dobry żart. Przygryzłam wargę, wyczekując odpowiedzi, a wtedy spoważniał, lecz zamilkł nagle, nie mówiąc już ani słowa.
– Więc nic nie wiesz? – odparł po dobrych kilku minutach milczenia.
– Nie wiem, czego? – burknęłam. Nie lubiłam jak ktoś pogrywał w ten sposób. Tajemnice to coś, co drażniło mnie niczym ziarenko piasku w oku. Ten tylko pokiwał głową, zupełnie jakby dopiero co zrozumiał coś ważnego i już wiedziałam, że niczego więcej się od niego nie dowiem. Skrzyżowałam ręce na wysokości piersi i walczyłam ze łzami, które starał się ze mnie wycisnąć mój poturbowany nos. Jakbym miała mało problemów.
~*~
Wiem, że rozdziały pojawiają się rzadko, ale bardzo chcę je odpicować co
do zdania. Dlatego mimo, iż pisanie przychodzi mi lekko, wiele razy
poprawiam fragmenty, aby wyglądały jeszcze lepiej. Mam nadzieję,
że usłyszę od Was kilka miłych słów na temat tego rozdziału. <3
Dalej mnie drażni to zdanie Shikamaru. xD
OdpowiedzUsuńSerio Ichi, moim zdaniem to naprawdę jeden z Twoich najlepszych rozdziałów. Był taki, kurde, inny. Strasznie szczegółowo opisany, bogaty w pełno odczuć Ichi... (INCEPCJA). Standardowo nie mam pojęcia, czego się kurna spodziewać.
Sasuke na piątkę, skurwysyn jak zawsze. Naruto dostaje jedynkę, za bycie nieogarniętym fiutem. xD
Dlaczego znowu jestem rotwajlerem? xD Lepsze niż śliniący się pitbull. Której z nas chłopak prowadzi Rasengana? XD BOŻE, CHCE CHODZIĆ Z KIBĄ. BŁAGAM, NO KURNA. WYŚLĘ CI POCZTĄ PIENIĄDZE.
No, nie dziwie się Saskowi, że chciał się odegrać. Jakbym się dowiedziała, że ktoś chce mnie tak wypierniczyć w kakauko, to sama bym się mściła.
I gdzie poszła ta ciota.
I dlaczego Mami pobiegła sama. xD
I Itachi mnie wkurza. xD
Hahaha XD "nieogarnięty fiut" <3 Boże jak ja Cię kocham <3 A Ichi nie może być Twoim chłopakiem? XD
UsuńŚwietnie piszesz, mega wciągające. :) Na pewno będę do Ciebie zaglądać! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie -> http://imnaol.blogspot.com/
Dziękuję :)
UsuńCO SIĘ W TYM ROZDZIE DZIALO...
OdpowiedzUsuńITACHI ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤ KOCHAM NO. OJEJKU, TAKI RYCERSKI. JARAM SIĘ KOŃCÓWKĄ.
Pewnie jutro zapomne wszystko, bo późne godziny mi nie służą, ale... Itachiego zapamiętam na pewno.
Świetny rozdział.
Weny ;3
Kaori <3 Już myślałam, że znów znikasz z blogosfery przez Twoje smutne posty na fanpage ;< Cieszę się, że nadal do mnie zaglądasz :3
UsuńBardzo fajne, wciągające opowiadanie. Na pewno będę tutaj zaglądać. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
Cieszę się i dziękuję ^^
UsuńDroga Ichirei!
OdpowiedzUsuńChciałam na wstępie powiedzieć, że twój rozdział przeczytałam dosłownie kilka minut po tym, jak go dodałaś. Byłam wniebowzięta, naprawdę, ale po prostu wiedziałam, że mój komentarz będzie raczej dość długiej treści i jako że musiałam nie mieć czasu na jego pisanie, wyszłam z bloga z myślą, że zrobię to trochę później. Od tamtej pory za każdym razem, kiedy gdzieś przewijała mi się twoja miniaturka, uderzało mnie poczucie winy i dosłownie zwiększało mi się z tego powodu tętno, poważnie, "bo nadal nic nie napisałaś pod rozdziałem". Nie uciekałam przed tym ani nic, tylko odkładałam, bo wiedziałam, że tu wrócę z komciem, nie było innej opcji, sumienie mi na to nie pozwalało, nienormalna jestem, hahaha. Tak czy siak, to ten moment! Wybacz, ale musiałam to wyjaśnić, tak przed sobą też. No <3
Nie mówiąc o tym, że tyle się dzieje! Pakujesz tyle rzeczy w jeden rozdział, które spokojnie mogłabyś podzielić, aaale dzięki temu ciągle coś się przytrafia twojej bohaterce, nawet w takich, powiedzmy, wątkach pobocznych, bo o głównej akcji, jak wywnioskowałam, dopiero powoli się dowiadujemy. Dlatego to super, bo masz to widocznie ładnie rozplanowane, a już na pewno musisz mieć głowę na urozmaicanie swojej opowiastki takimi drobnymi zwrotami akcji.
Sprawiłaś też, że trochę denerwuje mnie Sakurka, chociaż w rzeczywistości lubię dziewuchę </3
Nie wiem, chyba wszystko.......CHYBA. Ale lecę coś chyba dopisać do siebie, bo mam chwilę, aach. No i machaj ten rozdział, 60% to całkiem satysfakcjonujący procent.
PS. TYLKO NARUICHI, PAMIĘTAJ, BŁAGAM. Możesz dać mi jakiś znak, czy mam to sobie na przykład powoli wybijać z głowy.............................
PS. 2 TYLKO NARUICHI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam z buziakaaaami! Adrie
Wiedziałam, wiedziałam, że coś mi utnie! HAHA, na szczęście ja przebiegła skopiowałam przed dodaniem. Oto drugi akapit, który mi chamsko wycięto:
UsuńTo start!
JESTEŚ CZADOWA. Ogólnie, już pisałam to w poprzedniej notce, ale masz sposób pisania, który nie tylko po prostu szybko się czyta, ale też taki, który uwielbiam i który na przykład przyciąga mnie i przekonuje w książce do przeczytania jej. Jest po prostu taki, no hm, w moim stylu. To jeden z głównych powodów, co nie!
Poza tym, ciągle jestem zdumiona, że stworzona przez Ciebie postać tak mi przypadła do gustu! Z reguły unikam opowiadań z własnymi bohaterami (nie żebym była hipokrytką, bo moja postać też jest moją własną HEHE, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że sparingowałam ją z Itachim, któremu Kishimoto sam nie przyznał czy też nie pokazał po prostu jakiejś jego wybranki i no - dlatego to w moim mózgu zadziałało), no ale Ichi jest urocza! Może to trochę zasługa tego, że za Hinatą jakoś nie przepadam, a może po prostu samej Ichi! Do tego dosłownie drżę na każdym kroku, kiedy pojawia się Sasuke, bo po prostu się boję, że coś im wykminisz, nie mówiąc o Itachim pod koniec (tylko nie on! Itachi jest tylko z moją Eidori, muahuhauahu). Nie widzę innej opcji jak NaruIchi, prooooooooszę! Uzumaki jest tu kochanysłodkicudownywspaniały i o wiele lepszy od Uchihów, serio, chwyta moje serce <3
Nawet nie wiesz ile Twój komentarz sprawił mi radości. To pierwszy blog, na którym tak bardzo się staram. Mam fabułę zaplanowaną od początku do końca i dlatego jestem szczęśliwa, że ktoś to docenia. Jak już wspomniałam, rozdziały będą mniej więcej co miesiąc, ze względu na to, że dopracowuję je co do zdania :)
UsuńCałkiem zapomniałam, że nie skomentowałam tego rozdziału, a teraz wszystko, co chciałam Ci przekazać, wyleciało mi z głowy. .____. Ale zgadzam się z Mają - to jeden z Twoich lepszych rozdziałów. W ogóle Peculiar jest naprawdę dobrym opowiadaniem, wszystko mnie w nim zachwyca. I intryguje. ;>
OdpowiedzUsuńW tym klubie to miałam ochotę palnąć Naruto w łeb. Jak on mnie wkurwia no. xd Taki nieogarnięty debil, ma koło siebie laskę, która się w nim zadurzyła, ale nieeee, bo przecież Sakurwa jest taka śliczniutka i piękniutka. Niech się nie zesra z tej miłości. .____.
A w sumie Sasuke to mnie zdziwił. Na początku myślałam, że naprawdę pomoże Ichi tak o, z takiej ludzkiej chęci pomocy komuś w opresji, a tu gówno. W sumie to trochę obrzydliwe - dobierać się do dziewczyny, która wcześniej rzygała, no ale może on tak lubi. XD Ostatecznie go rozumiem, że chciał się odegrać, no ale mimo wszystko... Fujka. xd
I ten moment, kiedy Ichirei rzuciła się na bandę tych dupków. No genialne! Ale jeszcze bardziej genialne, jak weszła w lampę. XD (Zrobiłaś kiedyś to samo, nie? To o tym momencie mówiłaś? XD) I to przy Itachim, mrymrymry. Bydzie coś z tego, czy nie? :>
Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. <3
Rozdział już się piszę, choć teraz wciąż odnoszę wrażenie, że skoro ten był dobry to Was zawiodę :( Tak, dokładnie tak zrobiłam XD
Usuń