27 listopada 2015

4. Czyste skurwysyństwo

 
A Ty nie chciałaś mi zniknąć z pamięci,
choć w końcu zapomniałem nawet które pije.
I uwierz, że pomimo szczerych chęci
nie mogłem przestać myśleć, że chyba Cię
zabiję


Zniekształcone dźwięki dochodziły do moich uszu jakoby z opóźnieniem. Jedyne o czym marzyłam to spać jeszcze kilka godzin, albo chociaż minut. Krzyki jednak przybierały na sile. Uchyliłam powoli powieki, a wtedy jasne światło, docierające zza na wpół rozchylonej rolety, omal nie wypaliło mi oczu. Automatycznie zmrużyłam je z zamiarem jak najdłuższego wylegiwania się w ciepłej pościeli.
–  Zrób coś z tym do cholery! – Usłyszałam tym razem wyraźniej. Wszystkie wspomnienia poprzedniego wieczora nagle zaczynały wracać: Konoha, alkohol, Naruto i… Mayako. Skoro wczoraj udało mi się zasnąć bez obitej mordy – byłam pewna, że dziewczyna mnie nie pamięta. Skąd więc ta agresja z rana? – Słyszysz?! Ja pierdolę, no wyłączże to. – Dopiero wtedy, prócz głosu blondynki, do moich uszu dotarł dziki dźwięk muzyki country, wcześniej skutecznie ignorowany przez mój umysł. Rzuciłam okiem na pusty stolik, a następnie na wykładzinę, gdzie spodziewałam się odnaleźć swój budzik. Dostałam go od Naruto, który wiedząc, że mam problemy ze wstawaniem, kupił mi urządzenie zasuwające po podłodze, dopóki się go nie wyłączy. – To twoje gówno wjechało pod łóżko – dodała Mayako, a wtedy zlokalizowałam, że dziewczyna leży plackiem na ziemi, starając się wyjąć natarczywy zegar.
– Przepraszam! –  krzyknęłam, zrywając się na równe nogi. Natychmiast ruszyłam do przedsionka, gdzie znajdowała się umywalka i środki czystości, po czym chwyciłam stojącą w kącie miotłę. Wróciłam do pokoju i wsuwając trzonek pod łóżko, wyjęłam budzik. Rąbnęłam zaciśniętą pięścią w wyłącznik, który aż zazgrzytał i popatrzyłam niepewnie na blondynkę. – Przepraszam – powtórzyłam już nieco bardziej opanowanym głosem.
– Nie mam pojęcia co to jest, ale jeżeli do jutra nie zniknie, wtedy ja to zniknę – burknęła, po czym zaśmiała się jednak krótko. Ewidentnie mnie nie kojarzyła, wczorajszy plan bezszelestnego wsunięcia się pod kołdrę, zanim zdąży cokolwiek powiedzieć, najwyraźniej wypalił. Nadal stąpałam po kruchym lodzie, mając nadzieję, że nie będę musiała tym razem używać siły i zachowam swoje umiejętności na ring. – Mayako – przedstawiła się, wyciągając rękę w moim kierunku. Jakże mogłabym zapomnieć twoje imię?
– Ichirei – odparłam i uścisnęłam jej dłoń. Nie wydawała się być aż tak wybuchowa jak w klubie, nie miałam pojęcia dlaczego wtedy tak gwałtownie zareagowała. Gdyby nie właścicielka, była gotowa sprać mnie na kwaśne jabłko. – Cholera – jęknęłam, spoglądając na godzinę. Miałam dwadzieścia minut żeby wyszykować się i znaleźć na zajęciach. Ruszyłam do szafy i wyjęłam z niej torbę, zakładając na siebie przypadkowe – byle czyste – ciuchy. Pośpiesznie rozczesałam włosy i upięłam je w niedbały, wysoki kucyk.
– Zaczekaj, też wychodzę – mruknęła Mayako, kiedy zgarnęłam torbę z zeszytami i ruszyłam w kierunku drzwi. Skinęłam głową, chociaż nadal czułam się niepewnie w jej towarzystwie. Musiałam jednak przyznać, że dziewczyna okazała się bardzo miła. Oczywiście wtedy, kiedy nie walczyło się z nią o toaletę i nie budziło drażniącym budzikiem.
– Nie idziesz na zajęcia? – spytałam i przystanęłam, kiedy blondynka bez wahania minęła bramę uniwersytetu.
– Jestem z Tonan – odparła, jakby to powinno być dla mnie oczywiste i zniknęła za rogiem.
Może arogancja, którą pokazała w klubie pasowała do Tonan, jednak nie tak wyobrażałam sobie dziewczyny z tamtej szkoły. Mayako nie ubierała się wyzywająco, nie miała tatuaży, przebitej brwi lub wargi. W dodatku nie dostrzegłam na twarzy ani grama makijażu. Dałabym głowę, że studiuje na Toudai. Na jej półce stał ogrom książek, a to nie pasowało do najgorszego uniwerka w Tokio.
– Co tak stoisz jak ten słup soli? – Usłyszałam za plecami i aż podskoczyłam.
– Matsuri – jęknęłam, biorąc głęboki wdech. Serce omal nie utkwiło mi w gardle, nienawidziłam kiedy ktoś zachodził mnie od tyłu.
– Ciężka noc? – zapytała, kiedy ruszyłyśmy w stronę budynku. Gdy tylko powędrowałam wspomnieniami kilkanaście godzin wstecz, poczułam dzikie trzepotanie motylków w moim brzuchu. – Poczerwieniałaś jak dorodna truskawka. Uzumaki? – Zaśmiała się, a policzki jeszcze mocniej mnie zapiekły z zawstydzenia.
– Śledzisz mnie? – Uniosłam wysoko brwi. Nikomu nie mówiłam o swoich uczuciach do Naruto; nawet sama sobie o nich nie powiedziałam.
– Masz ośli wzrok za każdym razem, gdy go spotykamy, bejbe – odparła, wciąż śmiejąc się z mojej reakcji. Przed Matsuri nic nigdy się nie ukryło, chcąc nie chcąc musiałam o wszystkim opowiedzieć. Zajęłyśmy strategiczne miejsce na samym końcu sali, ukrywając swoje drobne sylwetki za kilkoma rosłymi facetami, siedzącymi w przedostatnim rzędzie.
– Okej, co chcesz wiedzieć? – Widząc błysk w jej oku, wiedziałam, że musi usłyszeć każdy szczegół. W skrócie przedstawiłam sytuację z przeprowadzką, o której nie miałyśmy okazji wcześniej porozmawiać, po czym przeszłam do sedna, uwzględniając felerne zakończenie historii ponownym spotkaniem z Mayako.
– Czyli  pokrótce: schlaliście się w cztery dupy, całowaliście i macaliście pod ścianą, a on nawet z rana nie zadzwonił? – Jej słowa zmiażdżyły mnie niczym spadający z kosmosu meteor. Uśmiech i podekscytowanie od razu zeszły mi z twarzy. Wyrwana ze snu przez irytujący budzik nie miałam okazji zerknąć na telefon. Wyjęłam go z torby, lecz tak jak zasugerowała – zero odzewu z jego strony. Chociaż pięć sekund wcześniej byłam w stanie euforii, teraz miałam ochotę powiesić się na oczach wszystkich. – Hej, nie łam się – dodała szybko, widząc jak moje samopoczucie stacza się na samo dno. Zawsze irytowali mnie ludzie najpierw wbijający sztylet w serce, a potem mówiący „będzie dobrze”. Miałam ochotę rąbnąć ją w łeb.
– Jak bardzo jestem naiwna? – spytałam szeptem, kiedy osoby przed nami zaczęły denerwować się naszym mamrotaniem.
– Ledwo go znam, nie wiem jaki jest. Może śpi? Albo ma ważne zajęcia? – Wymieniała, lecz mimo wszystko wyczuwałam w jej głosie ogromny dystans do tej sprawy. Jeśli od samego początku widziała jak reaguję na Uzumakiego, pewnie nie umknęło jej uwadze jego zachowanie w stosunku do Sakury Haruno. – Zbieraj rzeczy, koniec – mruknęła po kilkunastu minutach, kiedy myślami byłam w zupełnie innym miejscu. Ludzie z pobliskich rzędów przyglądali się nam niczym pustym laskom, plotkującym na zajęciach.
Kiedy tylko wyszłyśmy na korytarz, czarne chmury jeszcze bardziej skłębiły się w mojej głowie. Znów stałam w miejscu; martwym punkcie. Poprzedniego dnia bawiłam się świetnie, ale tak naprawdę wiedziałam, że Uzumaki nigdy nie będzie moją własnością. Wiedziałam, że to wina alkoholu. Wiedziałam, kurwa, o wszystkim doskonale wiedziałam. Jednak nie mogłam dalej siedzieć w kącie, niczym zastraszony dzieciak. Chciałam tak jak inni umawiać się, imprezować, zostawić za sobą wszystkie problemy.
      – Nie idziesz na ćwiczenia? – spytała przyjaciółka, kiedy zatrzymałam się w połowie drogi do laboratorium.
– Miałam iść obgadać coś z Ibikim – powiedziałam, dopiero co sobie przypominając. Co prawda do spotkania z Morino musiałam poczekać jeszcze co najmniej godzinę, ale towarzystwo Matsuri nagle zaczęło mnie drażnić. – Pa – burknęłam, starając się ukryć, jak bardzo spieprzyła mi dzień.
– Hej, zaczekaj! – krzyknęła, kiedy odwróciłam się na pięcie. – Może i nie znałam cię wcześniej i nie wiem jakie relacje łączyły ciebie z Uzumakim, ale widzę co się z tobą dzieje i to cholernie toksyczne. – Powiedz coś, czego nie wiem. – Martwię się o ciebie – dodała, przez co nieco złagodniałam. Zanim ją poznałam, byłam kłębkiem nerwów, chowającym się po kątach. Nie potrafiłam ufać ludziom, moja wspaniałomyślna rodzina sprawiła, że nie mogłam polegać na innych. Zbyt wiele razy mnie zawiodła. Matsuri była inna. Nie pytała, nie wtrącała się, nie pouczała. Mówiła co myśli, ale nigdy nie narzucała swojego zdania. Bardziej niż ze sobą – żyłyśmy obok siebie. Jakie były moje relacje z Naruto? Przychodziły i odchodziły. Jako dzieciaki mieliśmy siebie na dobre i na złe. Dojrzałe życie obojga zmiażdżyło, a ja beznadziejnie wierzyłam, że można to odbudować. Starałam się tylko dlatego, iż panicznie bałam samotności. Dziurę w sercu, spowodowaną tęsknotą za rodziną, zaklejałam obecnością Mami. Teraz, kiedy i ona powoli wkraczała w dorosłe życie, nikt nie był ode mnie zależny. Nikt. Nie miałam nikogo, kto dawał mi gwarancję, że będzie na dobre i na złe. Jeśli obecność Naruto mogła sprawić, że znów będę czuła się dla kogoś ważna – pragnęłam uczepić się jej za wszelką cenę.
– Muszę iść. – Uśmiechnęłam się, ruszając w stronę głównego wyjścia. Gdy tylko znalazłam się na zewnątrz, przywarłam czołem do zimnego marmuru, jakim obłożony był cały budynek i przymknęłam powieki. – Jestem bohaterką tragiczną – jęknęłam, odwracając się plecami do ściany i osuwając w kucki. – Pierdolona Antygona.
– Tennotsukai? – Usłyszałam ponad głową, kiedy pogrążona byłam w egzystencjalnym odrętwieniu. Nienawidziłam, kiedy zwracano się do mnie po nazwisku. Podniosłam wzrok i moje spojrzenie skrzyżowało się z parą roześmianych, ciemnych oczu. Natychmiast poderwałam się do góry i postanowiłam udawać w pełni zrównoważoną.
– Dzień… Cześć – mruknęłam, nie wiedząc jak powinnam zwracać się do chłopaka, który był jednocześnie znajomym mojego ojca. – Nie wiedziałam, że tu studiujesz.
– Niestety studia mam już za sobą. – Zaśmiał się, podchodząc bliżej. – Czekam na brata – dodał, gasząc niedopałek papierosa. – Nie pamiętam czy się przedstawiłam? Itachi. – Wyciągnął w moim kierunku dłoń, a gdy ją uścisnęłam, nagle popatrzył ponad moje ramię.
Podążyłam za jego wzrokiem i zmrużyłam powieki. Widząc jak mężczyzna kiwa ręką do zbliżającego się chłopaka, zdębiałam. Już wcześniej zauważyłam podobieństwo, ale nie sądziłam, że w rodzinie Uchiha może być ktoś tak kulturalny i przyjaźnie nastawiony do otoczenia. Może z wyjątkiem mojego trenera z liceum, ale tamten Uchiha raczej z tymi Tokijskimi nie miał nic wspólnego. Wysoki brunet przecinał kampus, zbliżając się w naszym kierunku. Jego szerokie ramiona kołysały się rytmicznie w nieziemsko irytujący sposób. Odwróciłam twarz w przeciwną stronę, mając głęboką nadzieję, że nadchodząca katastrofa nie rozpozna mnie od tyłu.
– Koleżanka Ichirei? – Głos Sasuke roztrzaskał się o moje bębenki. Starałam się go unikać od tego felernego incydentu, jak do tej pory skutecznie. Chociaż wcześniej sądziłam, że nie lubię, gdy ktoś zwraca się do mnie po nazwisku, ze zdziwieniem stwierdziłam, że „Ichirei”, w ustach bruneta brzmi stokroć koszmarniej.
– O, znacie się? – Itachi wydawał się najwyraźniej uradowany. Jego wesołość również była na swój sposób irytująca. Co w rodzinie to nie zginie.
– Wybaczcie, ale muszę lecieć – powiedziałam i ruszyłam w stronę klubu sportowego, nie odwracając się ani razu.
– Ichirei! – Usłyszałam, gdy znajdowałam się już przy ogromnej, żelaznej bramie. Odwróciłam się gwałtownie i zaskoczona uniosłam brwi. – Robimy w piątek imprezę, wpadnij.
Sasuke Uchiha zaprosił mnie na swoje pochlaj-party. Stłumiłam dziki napad śmiechu i pomachałam im tylko na odchodne. Doskonale wiedziałam, co oznacza zaproszenie na zabawę przez pana Uchihę. Nie sądziłam jednak, że gustuje w niskich i niezbyt ładnych wyrzutkach. Najwyraźniej wszystkie kobiety z wyższej półki już przetestował. Kiedy znalazłam się w klubie, chociaż byłam grubo przed czasem, Ibiki od razu mnie zlokalizował.
– Będą sparingi – burknął bez ogródek, kiedy tylko znalazł się na tyle blisko, bym go usłyszała. Przeszliśmy przez siłownię do wąskiego korytarzyka. – Masz treningi indywidualne w soboty.
– Indywidualne? – Skrzywiłam się na samą myśl. Nie lubiłam przebywać sam na sam z obcymi facetami, a Morino nie był dla mnie obiektem godnym zaufania. Niejednokrotnie trenowałam w pojedynkę z Madarą, lecz był to mężczyzna, który wciągnął mnie do świata kickboxingu. – Dlaczego indywidualne, a co z resztą?
– Sparingi tylko kobiet, a sama wiesz, że reszta się nie nadaje – odparł, przepuszczając mnie w drzwiach do głównej sali.
– A Haruno? – zapytałam z nadzieją. Lepszy rydz niż nic.
– Masz rację, jest silna – przyznał, jednak pokiwał przecząco głową. – Refleks u niej leży, w dodatku jej ciosy są zbyt chaotyczne. Z takim zawodnikiem się nie wybijemy, potrzebujemy na początek czegoś mocnego.
– A jeśli będę z nią trenowała po zajęciach? – wykrztusiłam, czepiając się gasnącej nadziei. Naprawdę nie miałam ochoty spędzać sobotnich wieczorów sam na sam z Ibikim. Już z samego wyrazu twarzy nadawał się na psychopatę. – Nigdy jeszcze nie wysyłaliśmy na sparingi jednej osoby, nie dam rady wygrać wszystkich walk.
– Jeśli jakimś cudem wyrobisz się w dwa tygodnie, możecie startować we dwie – powiedział po dłuższej chwili zastanowienia.
Przytaknęłam energicznie, pierwszy raz czując radość z powodu istnienia Sakury Haruno. Nie miałam jeszcze pomysłu w jaki sposób zniosę jej obecność przez następne czternaście dni, ale mimo wszystko musiałam spróbować. Poczekałam aż Morino zejdzie do siłowni i z wytęsknieniem popatrzyłam na worek treningowy. Wiedziałam, że jeśli tylko do niego podejdę – nie zatrzymam się przez następne kilkanaście minut. Zacisnęłam dłonie i uniosłam na wysokość twarzy. Za każdym razem, gdy to robiłam, czułam się bezpiecznie. Trzymając gardę, moje pięści odgradzały mnie od świata, tworząc barierę nie do przebicia. To ja miałam władzę nad tym, co dzieje się na ringu. Mogłam uderzać do woli, podczas gdy ciosy innych przyjmowałam na przedramiona. Drgnęłam, czując wibrację w prawej kieszeni.
– I jak tam, Stokrotko? – Usłyszałam delikatny i melodyjny głos Matsuri , gdy tylko nacisnęłam zielona słuchawkę i dołożyłam telefon do ucha. – Mam nadzieję, że się nie gniewasz? – dodała, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
– Nie, przepraszam – odparłam i ruszyłam w kierunku przystanku. – Właściwie to nie byłam zła na ciebie tylko na siebie.
– Wystraszyłaś mnie. Myślałam, że nie odezwiesz się już do końca życia – prychnęła, fukając w słuchawkę. – Miałaś minę jak morderca, który właśnie zlokalizował swoją kolejną ofiarę. – Uwielbiałam jej parszywe poczucie humoru. – Dobra w każdym razie, skoro nie chcesz skopać mi tyłka to będę kończyła. Na razie – powiedziała i tak nagle jak zadzwoniła, tak rozłączyła się.
Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na wygaszony wyświetlacz. To nie w stylu Matsuri, żeby dzwonić z przeprosinami. Zaczęłam zastanawiać się czy faktycznie uczucia, które obudził we mnie Uzumaki zrobiły ze mnie innego człowieka. Można by powiedzieć, że był to duży krok, jeśli chodzi o życie towarzyskie. Wcześniej nie miałam chęci na wszelkie wyjścia do pubów czy na miasto, jednak jeśli to Naruto mnie zapraszał – leciałam z nim, cała w skowronkach.
Idąc starym, wąskim korytarzem akademika, niespodziewanie poczułam ukłucie żalu. Przedtem o tym nie pomyślałam, ale powoli dochodziła do mnie świadomość, że już nigdy nie wrócę do domu, w którym mieszkałam przez całe swoje życie. Znów osuwałam się w ciemność, jednak starałam jak najdłużej utrzymać na powierzchni, dopóki nie umyję się i nie zakopię w pościeli. Ostatnie czego chciałam to rozmowa z Mayako. Chociaż dziewczyna nie wyglądała na taką, co to przejmuje się problemami ledwo znanych dziewczyn, wolałam nie ryzykować. Już wystarczająco dużo osób wiedziało, jak bardzo naiwna i nienormalna byłam.
Gdy znajdowałam się jeszcze jakieś pięć metrów od swojego pokoju, wiedziałam, że nie będzie mi dane zasnąć w ciągu kilku najbliższych godzin. Zza drzwi dobiegała do moich uszu cicha muzyka i na pewno więcej niż dwa głosy. Ogarnęła mnie wściekłość, że współlokatorka organizuje imprezy pod moją nieobecność i co gorsza obecność. Kiedy zacisnęłam zęby i pchnęłam drzwi, omiotłam spojrzeniem zebrane towarzystwo. Mój wzrok zatrzymał się na wysokiej, szczupłej brunetce, która siedziała najdalej, prawie pod samym oknem; wydawała mi się znajoma.
– To dziewczyna, z którą mieszkam – obwieściła, nieco zbyt głośno Mayako, kiedy zamknęłam za sobą drzwi. Zorientowałam się, że stoję jak wryta, więc zrobiłam krok naprzód. Nie umknęło mojej uwadze, że pomimo, iż towarzystwo nie mieściło się na łóżku blondynki, moje pozostało nietknięte.
– Ichirei – przywitałam się krótko, siląc na uśmiech.
– Tenten, Karin, Kejża i Kiba – powiedziała, wskazując wszystkich po kolei. W dwóch ostatnich osobach od razu rozpoznałam właścicielkę Rasengana – i tym samym kuzynkę Naruto – oraz  barmana. Tenten była strasznie wysoką i szczupłą brunetką z dwoma, zabawnymi koczkami i prostą grzywką. Natomiast Karin już z samego wyglądu nie przypadła mi do gustu. Jaskrawo-czerwone, długie włosy, mocno kontrastowały z jej napudrowaną, jasną twarzą. Dodatkowo okulary z grubymi, czarnymi oprawkami dodawały wyglądu typowej, z natury tępej, kujonki. Mówią, że nie należy oceniać książki po okładce, ale moja intuicja dyktowała mi coś innego.
– Pamiętasz mnie? – zapytała Kejża, uśmiechając się ciepło. Nie wiedzieć czemu, przy niej czułam się jak w najlepszym towarzystwie, a nie grupie nieznajomych.
– Pijesz? – wtrąciła Mayako, wpychając twarz pomiędzy mnie, a brunetkę. – Oczywiście, że pijesz – zanuciła sama do siebie, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć i wcisnęła mi do ręki mocno przeprocentowanego drinka.
– Pamiętam, miło znów cię widzieć – odparłam trochę zbyt formalnie. Skarciłam się w myślach za swój nieszczery ton, to właśnie on sprawiał, że zyskałam miano wyrzutka.
– Znasz moją siostrę? – Głos blondynki sprawił, że mój mózg niemal eksplodował ze zdziwienia. Palący napój zatrzymał mi się gdzieś w połowie przełyku i wessał prosto do płuc. Zaniosłam się dzikim kaszlem. SIOSTRĘ?!
– Jesteście siostrami? – spytałam, kiedy uspokoiłam oddech. Nigdy by nie przeszło mi to przez myśl. Faktycznie, Mayako może była w minimalnym stopniu podobna do Uzumakich. Miała blond włosy i tak samo niebieskie oczy jak Naruto.
– Prawie rodzinne spotkanie – zaśmiał się Kiba. Uniosłam wysoko brwi, nie wiedząc o czym mówi. – Kejża Ryusaki i Maya Okanao to siostry; Karin Uzumaki to ich kuzynka. Tylko ja i Tenten nie jesteśmy od Uzumakich. Mnożą się jak króliki. – Trzy pary oczu skierowały w jego stronę nienawistne spojrzenia.
Każda z nich wyglądała jak z innej bajki. Nie umknęło mojej uwadze, że miały różne nazwiska. Naruto nie raz opowiadał mi o swojej ciotce, co wyjaśniałoby rozbieżność w genach. Sama nie byłam w stanie zliczyć ile ta kobieta miała w swoim życiu mężów. Po czwartym weselu, nawet blondyn przestał na nie chodzić.
– Rozsiądźcie się – poklepałam swoją pościel, a Tenten i Karin z wdzięcznością przeniosły się na moje łóżko. – Nie po… – zaczęłam, lecz nagle z przenośnego głośnika huknęła głośna muzyka. Od razu rozpoznałam początek piosenki „ Drive By”. Widząc Mayako z bananem w ręce, która właśnie miała zamiar przekształcić swoje łóżko w scenę, wybuchłam głośnym śmiechem. Kiba popatrzył na nią zażenowany, kiedy odsunęła poduszki i zaczęła podskakiwać, wykrzykując słowa utworu. Byłam pewna, że następnego – jak nie jeszcze tego samego – dnia, dozorca urwie nam łby.
Czas leciał, zupełnie jakby ktoś nacisnął przycisk przewijania. Chociaż zwykle miałam problem z aklimatyzowaniem się w nowym towarzystwie, alkohol skutecznie rozwiązał mi język. Plotłam trzy po trzy, zbyt porywczo przy tym gestykulując. Nie minęły nawet dwie godziny, jak cała paczka poznała historię mojej nieszczęśliwej miłości, nie pozostawiając tego bez komentarza.
– Zupełnie jak Karin – odezwał się Kiba, kiedy dokończyłam opowieść. – Kiedyś nawet była na tyle zdesperowana, że stała prawie naga, przez ponad godzinę na tarasie swojego lubego. – Uniosłam wysoko brwi, kiedy siostry przytaknęły i roześmiały się.
– Po pierwsze byłam kompletnie ubrana – wysyczała Karin, a jej górna warga zadrżała niebezpiecznie. – A po drugie, sam mnie zaprosił.
– Tak, a potem całkiem przypadkiem zapomniał otworzyć ci drzwi – dodała Mayako, która tylko czekała, żeby dopiec kuzynce.
Twarz ośmieszonej dziewczyny przybrała identyczną barwę, co jej włosy. Z początku myślałam, że po prostu się zawstydziła, ale dopiero po chwili dostrzegłam, iż jest zwyczajnie wściekła. Uśmiech zszedł mi z twarzy, widząc rozgrywającą się scenę. Kiba i Okanao, na zmianę dolewali oliwy do ognia, jeszcze bardziej prowokując już i tak mocno zdenerwowaną Karin. Wiedziałam, że nie jest dobrze, kiedy Tenten, razem z Kejżą odwróciły wzrok, jakby zaraz miało wydarzyć się coś złego. Armagedon nadszedł dosłownie pięć sekund później. Czerwonowłosa zerwała się z miejsca i dosłownie wbiła kolano w brzuch stojącej na łóżku blondynki. Poszkodowana zachwiała się i w ostatniej chwili złapała równowagę, chwytając się ramienia barmana. Ten momentalnie wstał, odgradzając swoim ciałem obie dziewczyny, które wymieniły nienawistne spojrzenia. Sielankowa atmosfera natychmiast runęła niczym zamek z piasku, który ktoś potraktował swoim butem. Uzumaki prychnęła, widząc, że nikt nie kwapi się jej pomóc. Szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi, którymi niemiłosiernie pizgnęła na odchodne.
– Badum! Tsss.. – zanucił pod nosem Kiba, a ja byłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
– Wybacz to zamieszanie – burknęła Maya, spoglądając na mnie spod byka. – Ale skończył mi się limit uprzejmości dla tego osobnika.
– Myślałam, że jesteście rodziną – mruknęłam.
– Niestety – wtrąciła się Kejża, nim Okanao zebrała słowa. – Wszędzie się za nami szlaja, a jak zauważyłaś, nie należy do zrównoważonych psychicznie.
Skinęłam tylko głową. Już na samym początku wiedziałam, że Karin nie jest z tych osób, które mogłabym tolerować. Nie była jakoś specjalnie irytująca, jednak sposób w jaki się wypowiadała sprawiał, że miało się ochotę pacnąć ją w twarz. Kolejne dwadzieścia minut wysłuchiwałam, czego to Uzumaki nie zrobiła na niekorzyść reszty przyjaciół.
– Zawsze chce mieć to, co ma ktoś inny – jęknęła zrezygnowana Mayako. – Mogłaby ci nawet podjebać jakiś przedmiot, tylko dlatego, że tobie się podoba. Nieważne jak obleśne by to było. – Uniosła napełniony uprzednio kieliszek i gestem dłoni nakazała nam zrobić to samo. Chociaż mój mózg zamienił się w sokowirówkę, wychyliłam zawartość swojego i przygryzając policzki, powstrzymałam nudności. – Gdybyś przyniosła psie gówno w worku i powiedziała, że je uwielbiasz, na drugi dzień by już go nie było.
– To prawda – potwierdziła Tenten, która do tej pory starała się być bezstronna. Nie mogłam w to uwierzyć. Gardziłam ludźmi takimi jak Karin, nie dziwiłam się dziewczynom, że chciały się jej pozbyć. Musiałam przyznać, że zabawne było z nich towarzystwo. Czułam się, jakbym została nagle wciągnięta przez telewizor do jakiegoś absurdalnego serialu komediowego.
– Okej, skupmy się na tym co istotne – powiedziała Okanao poważnym tonem, występując na środek, zupełnie jakby chciała wygłosić jakieś przemówienie. Zamilkliśmy, wpatrując się w nią wyczekująco. Z każdą sekundą milczenia, napięcie rosło. – Chce mi się palić, kto ma papierosa? – parsknęła, nabijając się z naszych zszokowanych min. Mimo zażenowania, nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu. Te dziewczyny były niemożliwe, spędziłam z nim zaledwie kilka godzin, a już wiedziałam, że zapamiętam to spotkanie do końca życia. Kiba najwyraźniej dobrze odnajdywał się w tym babskim otoczeniu, bo rzucał na lewo i prawo sarkastycznymi docinkami. Może to była moja wyobraźnia, ale razem z Mayą wyglądali jak stare, dobre małżeństwo. Odrobinkę nieokiełznana, ale nadal perfekcyjnie dobrana para.
– Aż trudno uwierzyć, że jesteście siostrami – prychnęłam w stronę Kejży.
– To poczekaj aż wypije jeszcze dwa kieliszki! – wrzasnęła blondynka, unosząc kilka razy, znacząco brwi.
– Demon Ryusaki przejmie kontrolę nad duszą Kejżulki, ma to w genach – dodała Tenten, zapobiegawczo odsuwając się od brunetki, która zmarszczyła nos.
– Mój ojciec jest właścicielem kasyna w Shibuyi – wyjaśniła Ryusaki, kiedy znów poczułam się wyłączona z tematu. – Kilka razy zdarzyło mi się zabalować, a oni już dodali co nieco pikanterii i opowiadają na lewo i prawo niestworzone historie.
– To nie ja zdemolowałam Game Bar tylko dlatego, że automat zżarł mi piątala – burknęła Mayako, na co Kejża posłała jej mordercze spojrzenie, zupełnie jakby za moment jej oczy miały cisnąć laserami.
– Boże, skąd wy się urwałyście? – zapytałam, z rozbawieniem obserwując rozgrywającą się scenę. Sprzeczka pomiędzy siostrami wyglądała zupełnie inaczej niż ta z Karin. Wyzywały się, ciskały w siebie różnymi przedmiotami, a na sam koniec i tak zgodnie wybuchały śmiechem.
Takie rodzinne relacje nie były mi znane. To była zupełnie inna więź niż pomiędzy przyjaciółkami i można powiedzieć, że w pewnym sensie trochę im zazdrościłam. Kochałam Mami, ale nasze stosunki względem siebie nie były w stu procentach naturalne. Nie miałyśmy wykształconego czegoś takiego jak „ciepło rodzinne”. Konan tak jak zniknęła w dwa dni po urodzeniu mojej siostry, tak nigdy do nas już nie wróciła. Pain starał się ze wszystkich sił jakoś trzymać nas razem, jednak on nigdy nie nadawał się na ojca. Wycofał się, poświęcił muzyce. Kiedy Mami urosła na tyle, bym to ja mogła się nią opiekować, nie przyjeżdżał częściej niż raz na dwa lub trzy miesiące. Prócz Naruto nie miałam żadnego bliskiego przyjaciela. Inne dziewczynki nie chciały się ze mną zadawać, bo nie goniłam za trendami. Reszta dzieci wychodziła na plac zabaw, podczas gdy Ichirei Tennotsukai pędziła odebrać siostrę z przedszkola. Czasami miałam żal do małej, że zniszczyła mi dzieciństwo. Z drugiej strony przez wiele lat miałam tylko ją. W mojej rodzinie brakowało normalności, której pragnęłam ze wszystkich sił. Jakim cudem Kejża i Mayako, dwie siostry mające różnych ojców mogły się tak dobrze dogadywać? Ich matka, Tsunade, nigdy nie zajmowała się swoimi dziećmi. W pewnym sensie miałyśmy podobną przeszłość, więc dlaczego nasze charaktery były tak odmienne?
– Dobra, nie ma co filozofować. Kto idzie ze mną do sklepu? – zapytała Tenten, chcąc zażegać banalny spór między siostrami. Zastukała palcem w pustą butelkę po wódce.
– Chętnie się przejdę – powiedziałam od razu. Od godziny marzyłam o wyjściu na świeże powietrze. To, że nie wymiotowałam było tylko kwestią czasu, wolałam się przewietrzyć.
– Również chętnie się przejdę – dodała Mayako, naśladując mój oficjalny ton, który znów niepotrzebnie się pojawił.
– Nigdzie nie idziesz. Miałaś rzucić – burknął Kiba, celując w blondynkę oskarżycielsko palcem. Skuliła się, przyklejając sobie do twarzy maskę zabiedzonego szczeniaka. Inuzuka pokręcił głową z niesmakiem, ale po chwili nie wytrzymał i machnął ręką żeby szła z nami.
Chociaż wieczór był jeszcze dość wczesny, na ulicach świeciło pustką. Co jakiś czas spotkałyśmy jakiegoś zbłąkanego przechodnia, który szedł gdzieś – z psami lub bez – nie mając żadnego, konkretnego celu. Tak jak myślałam, świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Spojrzałam do tyłu na szaro-bury zarys akademika. Poruszające się chaotycznie sylwetki, widniejące w wielu oknach, świadczyły o tym, że nie tylko u nas rozwinęła się całkiem przyzwoita popijawa. Jeszcze wczoraj myślałam, że rozniosę Paina na kawałeczki za ten niefortunny pokój, który musiałam dzielić z Mayako. Teraz miałam ochotę mu podziękować. Przyśpieszyłam, orientując się, że idę na szarym końcu. Tenten pędziła metr przed Okanao, zupełnie jakby coś ją goniło.
– Jesteście parą? – spytałam, kiedy zrównałam krok z blondynką. Popatrzyła na mnie zaskoczona. – W sensie, ty i Kiba – dodałam szybko.
– Mhm. – Przytaknęła i zassała od wewnątrz policzek. – Można tak powiedzieć.
– Wyglądacie jakbyście byli razem od wieków.
– W sumie przyjaźnimy się od ponad dziesięciu lat.
Uśmiechnęłam się, słysząc te słowa. Jednak istniała jakaś szansa na to, by odwieczni przyjaciele mogli się spiknąć. Nie wiedzieć czemu, od razu odniosłam to do siebie i Naruto. Każda, nawet niejednoznaczna sytuacja, która mogła dać mi nadzieję na związek z Uzumakim, wywoływała we mnie napad radości. Tym razem jednak nie trwał długo. Z niesmakiem popatrzyłam na kwadratowy domek, który właśnie mijałyśmy.
– Kto tu mieszka? – zapytała Maya, widząc moją niemrawą minę.
– Sakura Haruno – burknęłam przez zaciśnięte zęby.
– O ho ho! Przyjaciółka Karin!
– Serio?
Blondynka wybuchła śmiechem, łapiąc się za brzuch i zginając w pół. Nie miałam pojęcia co ją tak rozbawiło i nie byłam pewna, czy chcę wiedzieć.
– Tłuką się o Srasuke od przedszkola – odparła w końcu, kiedy lekko się uspokoiła. – Nie wiem czy kojarzysz typa.
– Kojarzę. Niestety. – Skrzywiłam się na myśl o kolejnej, znienawidzonej przeze mnie osobie. – Tak czy inaczej muszę przekazać Haruno wiadomość – dodałam, zatrzymując się pod furtką. Pewnie z własnej woli nigdy bym do niej nie przyszła, więc musiałam wykorzystać okazję.
– To leć, ja poczekam – powiedziała Maya, gdy zadzwoniłam domofonem. – Dogonimy cię za moment! – krzyknęła do Tenten, która dopiero teraz zorientowała się, że zostałyśmy kilka metrów w tyle. Wraz z alkoholem rosło jej roztargnienie.
Kiedy usłyszałam znajomy brzęczyk, pchnęłam bramkę i starając się zachować przyjazny wyraz twarzy, ruszyłam w stronę frontowych drzwi, które właśnie ktoś uchylał. Przyznam szczerze, że przez krótką chwilę miałam nadzieję, że nikogo nie zastałam.
– Hej – mruknęłam, widząc burzę różowych włosów. – Wybacz, że o tej porze.
– Nie szkodzi, coś się stało? – Dziewczyna wydawała się zdziwiona moją wizytą. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z nią poza treningami, na kilka sekund zapadła niezręczna cisza.
– Nie miałam twojego numeru, a musimy porozmawiać o trenin… – zaczęłam, jednak zamarłam wpół słowa.
– Kto przyszedł? – Usłyszałam głos dobiegający zza pleców dziewczyny. Zanim mój umysł przetworzył obraz i połączył fakty, do drzwi podeszła dobrze mi znana osoba. Przez głowę przeleciało mi miliard różnych uczuć i emocji. Stałam z rozdziawionymi ustami, czując się, jakbym właśnie dostała policzek.
Nagle poczułam na swoim karku powiew powietrza, a tuż po nim mych uszu dobiegł niski, gardłowy dźwięk wściekłości. Sakura momentalnie zrobiła kilka kroków w tył.
– Ty… Ty pierdolona, zajebana spierdolino umysłowa! – Wrzask Mayako wdarł się boleśnie w moje uszy. Zacisnęła jedną rękę na koszuli swojego kuzyna, a drugą zwinęła w pięść i wzięła zamach. Zatrzymała ją jednak w połowie drogi do jego twarzy. Szarpnęła go do przodu, ustawiając przede mną. – Wykurw mu porządnie – wysyczała, jednak ja nadal stałam jak słup soli. To było bez sensu.
– Nie – powiedziałam.
– Co?! – Nadal krzyczała, zupełnie jakby to dotyczyło jej, a nie mnie.
– Chodźmy stąd – szepnęłam, starając się powstrzymać łzy, żeby móc odejść z dumą.
– Ichirei… – Dopiero gdy dziewczyna rozluźniła uścisk, Uzumaki odważył się odezwać. Nie chciałam słuchać żadnych wyjaśnień, czy jakichkolwiek innych słów wypowiadanych przez Naruto. Nigdy na nikim się tak kurewsko nie zwiodłam. Właśnie to w tym momencie czułam. Nie smutek, nie złość, nawet nie zazdrość. Tylko jeden, wielki, zasrany zawód.
– Czyste skurwysyństwo – rzuciła Maya w stronę zaskoczonej sytuacją dziewczyny i skulonego chłopaka. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam przed siebie. – Ichi! – Blondynka dogoniła mnie przy furtce, jednak nie zwolniłam kroku. Dreptała moim śladem i milczała, dopóki sama nie zdecydowałam się odezwać.
– Jest dobrze – powiedziałam w końcu, biorąc głęboki wdech. – Myślałam, że kiedy coś takiego się stanie, będę jak zrezygnowane gówno, ale… Jest dobrze  – wyjaśniłam, widząc na jej twarzy zdziwienie i niezrozumienie.
– Wiedziałaś, że coś takiego się stanie – skomentowała, uważnie na mnie patrząc.
– W pewnym sensie. – Zmusiłam się do uśmiechu. – Chyba tego potrzebowałam, teraz wiem na czym stoję.
Okanao zmarszczyła brwi i przyjrzała mi się badawczo. Mogłoby się wydawać, że udaję twardą, ale naprawdę wewnątrz mnie nie było żadnych emocji. Przed domem Haruno, tysiąc uczuć skumulowało się w mojej głowie i sprzedało mi soczystego kopniaka, jednak teraz czułam się pusta w środku. Bezpłciowa. Może była to cisza przed burzą lub działanie alkoholu, ale spodziewałam się, że odrzucenie boli bardziej.
– W takim razie idziemy dalej się bawić – podsumowała, kiedy dostrzegłyśmy zmierzającą w naszą stronę Tenten. Brunetka uniosła do góry reklamówkę, która wydała znajomy szczęk obijającego się szkła. Jeśli wódka miała przedłużyć stan, w którym było mi wszystko jedno to mogłabym pić i do rana.
– Zanim wy się ruszycie… – jęknęła i rzuciła blondynce paczkę papierosów. – Co jest? – spytała, widząc nasz wisielczy humor.
– Myślałam, że mamy tylko jedną spierdolinę w rodzinie Uzumakich – prychnęła Maya, marszcząc nos, zupełnie jakby poczuła nieprzyjemny zapach. – Niestety okazało się, że dwie.


***


Następnego dnia obudziłam się na podłodze, owinięta zaledwie w koc. Nawet nie zorientowałam się, kiedy spadłam z łóżka, choć biorąc pod uwagę wysokość mebla, upadek powinien być bolesny. Gdy tylko otworzyłam oczy, natychmiast pożałowałam. Pokój wyglądał jak pobojowisko. Wszędzie walały się pokruszone chipsy, podłoga była nimi wręcz usłana. Kiedy podniosłam się na łokciach, dostrzegłam trzy puste butelki, które przeturlały się na skrawek stołu. Zaledwie centymetr dzielił je od głośnego upadku. Najbardziej zaskakujące było to, że na łóżku Mayako leżał trup. Dosłownie. Jej włosy były w całkowitym nieładzie, zupełnie jakby się w coś wkręciły. Czarne cienie pod oczami, które były pozostałością makijażu, okropnie kontrastowały z jej niemal śnieżnobiałą skórą.
Zwlekłam się z chłodnego, podrapanego parkietu i od razu odszukałam swoją kosmetyczkę. Tylko prysznic mógł mnie przywrócić do życia. Z początku zdziwił mnie brak kolejki w łazience, jednak sprawa wyjaśniła się, kiedy popatrzyłam na zegar. Wszystkie zajęcia zaczęły się jakieś pół dnia temu; akademik opustoszał. Po szybkim prysznicu wróciłam do pokoju i skrzywiłam się, gdy ponownie omiotłam spojrzeniem cały bałagan. Wiedziałam, że nie mam co liczyć na współlokatorkę, a przynajmniej nie w ciągu najbliższej godziny, więc zrezygnowana chwyciłam worek i zebrałam śmieci, starając się nie robić przy tym zbyt dużego hałasu. Nie tyle nie chciałam obudzić Mayako, co sama byłam nadwrażliwa na jakiekolwiek dźwięki. Kiedy skończyłam zamiatać podłogę, mój żołądek w końcu przypomniał sobie, że potrzebuje pożywienia. Czas ruszyć na polowanie.
Zrobiłam szybki, delikatny makijaż i założyłam krótką, żółtą sukienkę, która już od dłuższego czasu czekała na swój pierwszy raz. W połączeniu z czarnymi trampkami może nie prezentowała się w całej swej okazałości, lecz wolałam postawić na wygodę. Dopiero kiedy spojrzałam w lustro, wspomnienia uderzyły we mnie niczym istny armagedon. Opuściłam ręce wzdłuż ciała i zagryzłam wargę. Z początku myślałam, że czuję się parszywie ze względu na głód i pragnienie, ale powoli dochodziła do mnie szara rzeczywistość.
Naruto zjebał. W najgorszy, możliwy sposób. Chociaż w głębi duszy cieszyłam się, że mam jasną sytuację, najbardziej bolał mnie fakt, iż nie był ze mną szczery. Mogłam zrozumieć wszystko. To, że był pijany; nie myślał jasno; poniosły nas emocje. Gdyby stanął przede mną i wprost powiedział „Przepraszam, ale zapomnijmy o tamtym wieczorze” byłoby mi smutno, ale nie czułabym się jak wykorzystany śmieć. Poprzedniego wieczoru, z każdym kolejny kieliszkiem starałam się wymyślić jakąś nową, błyskotliwą wymówkę na jego zachowanie. Widząc wściekłość w oczach dziewczyn i Kiby, kiedy wszystko rozniosło się po towarzystwie, wiedziałam, że Uzumaki postąpił naprawdę do dupy.
– Walić to – burknęłam mrugając powiekami, żeby pozbyć się zebranych w oczach łez. – Walić, walić, walić, walić. – Zatrzymałam przez kilka sekund wzrok na Mayako, żeby upewnić się, że nadal oddycha i ruszyłam na miasto. Zgiełk ulicznego ruchu nieprzyjemnie mnie drażnił. Zawsze na kacu byłam nadwrażliwa na głośniejsze dźwięki.
Widząc nadchodzącą z naprzeciwka dziewczynę z mojego roku, rozejrzałam się za drogą ucieczki. Weszłam do pobliskiego Sushi Baru i usiałam w najdalszym jego końcu. Nie chciałam spotkać nikogo znajomego, nie byłam w nastroju na jakiekolwiek konfrontacje z ludźmi, za którymi nie przepadałam. Pewnie nie byłabym w stanie się opanować i tylko doszłoby do niepotrzebnych kłótni.
– Co pani podać? – Usłyszałam głos kelnera, który położył na moim stoliku dość bogate menu. Powędrowałam od kościstych palców, aż po sam czubek głowy. Gorzej być nie mogło.
– To chyba jakiś żart – jęknęłam, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersiach.
– Znamy się? – Zapytał chłopak, uśmiechając się przy tym filuternie.
– Nie jestem w nastroju na oglądanie ciebie, a tym bardziej rozmowę z tobą, Uchiha – prychnęłam, czując, że za moment eksploduję. Jeden gwałtowny i nieprzemyślany ruch z jego strony, a rozniosłabym na kawałeczki tę idealną twarz.
– Jak chcesz cokolwiek zamówić, skoro odprawiasz kelnera z kwitkiem? – spytał znudzonym tonem, który cholernie mnie drażnił.
– Hosomaki z łososiem i ogórkiem. Zestaw dwunastu sztuk. Zielona herbata – powiedziałam, robiąc szybkie, lecz ostentacyjne pauzy między zdaniami. Sasuke uniósł wysoko brwi, po czym ostatecznie zdecydował się odejść w stronę baru, za którym starsza Japonka przygotowywała sushi. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Już nawet nie chciałam się zastanawiać, co srający pieniędzmi Uchiha robi w czarnym fartuszku, z prostokątną tacą na rękach, skacząc między stolikami jak konik polny. Miałam wystarczająco dużo wrażeń w tym tygodniu. Nie minęło nawet dwadzieścia minut, kiedy Pan Irytujący wrócił z moim posiłkiem. Rozsiadł się jak gdyby nigdy nic po drugiej stronie stolika i przełamał komplet pałeczek.
– Mam przerwę – mruknął, kiedy patrzyłam na niego wyczekująco.
– No i? – Skrzywiłam się, kiedy podkradł mi jeden z najładniejszych kąsków. – Hej!
Nie zwracając uwagi na moje protesty, wepchnął go sobie do ust i otarł wargi wierzchem dłoni. Zacisnęłam szczękę, licząc w myślach od dziesięciu w dół.
– Zawrzyjmy układ – powiedział, kiedy dokładnie przeżuł i przełknął hosomaka.
– Układ? – Zaśmiałam się, jednak ciekawość połaskotała mnie od środka. – Czemu miałabym zawrzeć z tobą jakikolwiek układ? – spytałam z naciskiem na ostatnie słowo.
– Ty chcesz Naruto, ja chcę święty spokój – odpowiedział, przymierzając się do następnego kęsa. – Jednymi słowy, nam obojgu przeszkadza jedna i ta sama osoba. – Zrobił celową, dramatyczną przerwę, uśmiechając się przebiegle. – Sakura Haruno. – Musiałam przyznać, że aktorstwo miał opanowane do perfekcji. Brakowało jeszcze efektu przerażającego uderzenia pioruna za oknem i o mało nie uwierzyłabym w jego złowrogie słowa.
– Więc… – Postanowiłam nie być gorsza. Pochyliłam się nad stolikiem i przybrałam poważny ton głosu. – Co sugerujesz z tym zrobić? – wyszeptałam lekko zachrypniętym głosem. Zbliżył się na tyle, że gdyby nie stojący między nami stolik, nasze czoła stykałyby się ze sobą.
– Zlikwidować ją – odparł, a błysk w jego oku sprawił, że przeszedł mnie zimny dreszcz.


***


Nadal nie mam czasu na pisanie, ten rozdział powstał kosztem mojego snu. Mam nadzieję, że się Wam spodobał, bo jeśli nie to pourywam łby. XD


Następny rozdział na Pecu i również na niezbyt przyjemnym CA dodam jakoś w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Może nawet w Wigilię. Gdy tylko skończę opowiadanie "Gomenasai", zabiorę się za pisanie całego bloga Crimson Assiduity od początku, na takim samym poziomie na jaki udało mi się wnieść Peculiar. Czyli wszystko opowiadania napiszę od początku, a "Gomenasai" poprawię w 100%. :)
Bądźcie cierpliwi i kochajcie mnie chociaż trochę, bo ostatnio czuję się jak zużyty papier toaletowy. Gdyby nie mój cudowny facet, pewnie tkwiłabym pogrążona w depresji do końca wiosny. Wiem, że notatka chaotyczna, ale nie mam mózgu już dziś. Musicie mi wybaczyć. Najarałam się na pisanie od nowa "Chansu Kakashi" i baaaardzo bym chciała żeby nowa wersja przypadła Wam do gustu. Pewnie pojawi się za kilka miesięcy, lecz już mam radochę XD Miłego dnia :****

14 komentarzy:

  1. Cudowne ! Bardzo mi się podoba i czekam na więcej i więcej ,bo za bardzo wciągnęło mnie Twoje opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, nawet nie wiesz jak mi miło <3 Już myślałam, że nikt nie czyta moich wypocin :D

      Usuń
    2. Spokojnie jest nas cała armia xD

      Usuń
    3. Zaczynam się bać :D Tym bardziej, że następny rozdział dopiero po świętach :P

      Usuń
  2. Cudowne <3
    To takie wciągające i interesujące ,czekam na więcej :3
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :3
    P.S może szybciej napiszesz kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety do 24 grudnia jestem zabiegana, ale w przerwie świątecznej pojawi się rozdział ^^

      Usuń
  3. O MAAATKO, przeczytałam w sumie od razu i tak przeciągałam z komciem, że nie dodałam w końcuu! A w sumie przyszłam oznajmić, że dodaje do swoich zakładeczek "czytam" na tym moim bloziu, bo chyba wypada, tak myślę :-////////
    Naruto jaki parszywiec, wiedziałam, że będzie siedział u Haruno, ale nie wiedziałam, że stworzysz Sakurę, której nie kibicuje w niczym. A Sasek jest zwykłą szują, ale to dzień jak co dzień XD No i Karin, co za pado XDD A poza tym, strasznie milusio i uroczo opisałaś całą relację dziewczyn, w sumie też nie spodziewałam się, że to się tak potoczy. Ale czekam na dalsze wieści, bo to już ponad miesiąc po, więc urywam chamsko komcia, spodziewaj się mnie więcej pod następnym! Masy wenki! :->

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *to znaczy, wypada powiadomić, bo dwuznacznie zabrzmiało XD ech, buziam!

      Usuń
    2. Dziękuję <3 właśnie wróciłam do blogowania, miałam niezamierzoną przerwę. Ale już wszystko sobie poukładałam i postaram się jak najszybciej napisać to, co mam w głowie odnośnie następnego rozdziału :***

      Usuń
  4. Właśnie przeczytałam wszystkie rozdziały tego opowiadania i przyznam, że mnie zaintrygowało. Szkoda, że nie mogę przeczytać uchiha eys ale oby tak dalej :3 Życzę Ci dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uchiha Eyes będzie dostępne po generalnym przemeblowaniu :P Dziękuję bardzo, kolejny rozdział na Pecu już prawie skończony! <3

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO