And they say
She's in the Class A Team
Stuck in her daydream
Been this way since eighteen
But lately her face seems
Slowly sinking, wasting
Crumbling like pastries
And they scream
The worst things in life come free to us
Cause we're just under the upper hand
Go mad for a couple grams
Poczułam jak złość ogarnia każdy centymetr mojego ciała. Słońce grzało niemiłosiernie, jednak przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Obserwowałam scenę rozgrywającą się pod jednym z wysokich drzew. Choć park był pełen ludzi, nikt nie zwracał uwagi na dwóch mężczyzn, którzy z obłędem w oczach szarpali młodą kobietę. Obaj byli wysocy, a jeden mógł mieć nawet dwa metry wzrostu. Niższy, od góry do dołu, pokryty był tatuażami. Przygryzłam wargę i ruszyłam w ich kierunku. Serce waliło mi jak oszalałe.
– Puść ją! – wrzasnęłam do jednego z nich, który złapał dziewczynę za szyję i przygwoździł do drzewa. – Słyszysz?
Rozejrzałam się w poszukiwaniu pomocy, lecz przechodnie tylko odwracali wzrok, chcąc jak najszybciej usunąć się z miejsca przestępstwa. Oprawcy popatrzyli na mnie. Przełknęłam ślinę. Mimo tego, że potrafiłam się bić, nie miałam najmniejszych szans z dwójką rosłych facetów.
– Nie wpierdalaj się w rodzinne sprawy – fuknął i omiótł mnie szybkim spojrzeniem.
Najwyraźniej nie zauważył we mnie zagrożenia, bo wrócił do swojej poprzedniej czynności. Widziałam, jak twarz dziewczyny z bladej, robi się lekko fioletowa. Brakowało jej powietrza, a ja byłam bezbronna, nie mogłam jej pomóc. Oczy ofiary uciekały w tył, a wtedy moje stopy zaczęły same się poruszać. W ułamku sekundy doskoczyłam do mężczyzny i uwiesiłam się na jego ramieniu. Ich ofiara upadła na ziemię i zaczęła gwałtownie łapać powietrze, niczym ryba wyrzucona na brzeg.
Wiedziałam, że nie powinnam się mieszać. Poczułam, jak ktoś szarpie mnie za włosy, a następnie uderza w żebra. Ból był nie do zniesienia. Ugięłam lekko kolana i sprawnym ruchem wymsknęłam się z uścisku. W dłoni faceta zostało pełno moich kłaków. Park zaczynał pustoszeć, nie miałam dokąd uciec.
– Na pomoc! – wycharczała dziewczyna, widząc przerażenie w moich oczach. – Niech ktoś wezwie policję!
Uchyliłam się przed serią ciosów, lecz panika sprawiła, że zaczynało brakować mi tchu. Walka w prawdziwym życiu była zupełnie inna niż na ringu. Tam, w parku, nie miałam dopasowanego wagowo przeciwnika i nikt nie czuwał nad uczciwością zagrania. Kątem oka zerknęłam na wyższego z mężczyzn, który z powrotem ruszył w kierunku dziewczyny, a wtedy niższy trafił mnie pięścią prosto w tchawicę. Zatoczyłam się do tyłu, a gdy w końcu udało mi się złapać równowagę, poczułam jak jego but obija mi się boleśnie o kręgosłup. Upadając, w ostatniej chwili podparłam się rękoma, by nie rąbnąć twarzą o ziemię.
Zorientowałam się, że nie mogę zaczerpnąć powietrza. Chwyciłam się za szyję, która momentalnie zaczęła puchnąć. Straciłam panowanie nad swoim ciałem, ciemność zaczęła przysłaniać moje oczy, aż w końcu pochłonęła mnie do reszty.
***
Do moich uszu dotarł chrapliwy dźwięk nierównego oddechu. Upłynęło kilka minut, zanim zorientowałam się, że to ja jestem jego źródłem. Jaskrawe światło wdzierało mi się pod powieki. Chciałam je przysłonić, lecz byłam zbyt obolała, by wykonać jakikolwiek ruch.
– Ichirei! – Usłyszałam piskliwy głos. Zamrugałam kilkakrotnie i ostrożnie przechyliłam głowę na bok. Gdy tylko zauważyłam wiszącą na stojaku kroplówkę, wszystkie wydarzenia zaczęły do mnie wracać.
– Mami – mruknęłam, widząc siedzącą na krześle siostrę. Była ubrana w szkolny mundurek, a na twarzy miała przyklejony surowy grymas. Ciemność za oknem świadczyła o tym, że musiało być już po dziesiątej.
– Tata powiedział, że jeszcze jeden taki wybryk i zerwie waszą umowę – powiedziała zdenerwowana.
Czasami odnosiłam wrażenie, że jest bardziej dojrzała ode mnie. Miała dopiero jedenaście lat, a zachowywała się jak dorosła kobieta. To ja powinnam się nią opiekować, a tymczasem po raz kolejny wyszło inaczej.
– Pain tutaj jest? – zapytałam, gdy w końcu mój zmęczony mózg przetworzył jej słowa.
– Mieliśmy jechać do mamy, ale Naruto zadzwonił, że jesteś w szpitalu – odparła, po czym ziewnęła i przetarła oczy. – Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, ale naprawdę, wolałabym nie iść do szkoły z internatem.
„Szkoła z internatem” – używałyśmy tego określenia dla szaro-burej rudery w niewielkiej wiosce nieopodal Tokio. W rzeczywistości mieściła się tam placówka dla dzieci i młodzieży, wykazujących problemy wychowawcze. W żadnym stopniu nie było to odpowiednie miejsce dla Mami. Tym płytkim argumentem ojciec najwyraźniej chciał podkreślić swój autorytet. Sama myśl o spotkaniu z nim budziła we mnie niechęć. W dodatku gdy tylko przymykałam powieki, przed oczami widziałam przerażoną buzię dziewczyny z parku.
– Cześć Ichi. – Jak na komendę, do sali wkroczył Pain. Jego luźny krok i przyklejony do twarzy uśmiech sprawił, że zrobiło mi się niedobrze. Irytowało mnie jego podejście do życia. Zjawiał się raz na kilka tygodni w domu i dyrygował nami niczym najwspanialszy ojczulek.
Zmierzyłam go od dołu do góry. Miał na sobie czarne, raczej obcisłe spodnie, koszulkę z logiem AC/DC i swoją ulubioną, skórzaną kurtkę. Wyglądał jak nastolatek, a nie dorosły facet. Jakby tego było mało, jego wargę, przegrodę nosową i brew przyozdabiały srebrzyste kolczyki. W ogóle nie czułam, że mógłby stać się osobą kierującą moim życiem. Nasza umowa jak na razie obojgu pasowała i miałam nadzieję, że ani myśli o jej zerwaniu. Cokolwiek by się nie wydarzyło.
– Kiedy mogę wracać do domu? – burknęłam, ignorując jego wyciągnięte ostentacyjnie ramiona. Nawet jakbym chciała się z nim przywitać, byłam zbyt obolała, aby samodzielnie się podnieść.
– Wyglądasz jak półtorej nieszczęścia. – Skrzywił się, lustrując mnie uważnym spojrzeniem. – Za moment przyjdzie pielęgniarka, podpiszesz papierek i możesz się stąd zwijać.
Czy przypadkiem rodzic nie powinien namawiać córki, która kilka godzin wcześniej została dotkliwie pobita, aby pozostała na obserwacji? Nie to żebym chciała, nienawidziłam szpitali. Jednakże te nietypowe relacje powoli działały mi na nerwy. Dla niego liczyły się wyłącznie koncerty. Oczyma wyobraźni widziałam, jak przestępuje z nogi na nogę, żeby w końcu wsiąść do swojego busa i ruszyć w trasę.
– Okej – jęknęłam i ułożyłam się wygodniej na poduszce.
Całą trójką wpatrywaliśmy się w ten sam kąt pomieszczenia i skubaliśmy skrawki rękawów. Rodzinka jak się patrzy. Cisza zaczynała piszczeć w moich uszach. Marzyłam tylko o tym, by położyć się spać, lecz wiedziałam, że gdybym zasnęła, zostawiłby mnie w szpitalu. Nie miałam ochoty siedzieć w nim ani chwili dłużej. Mami też miała podkrążone powieki.
– Nie idziesz jutro do szkoły? – spytałam, zerkając wcześniej na zegarek. Dochodziła północ.
– Tata wypisał mi zwolnienie. – Zgromiłam go wzrokiem, jednak postanowiłam to przemilczeć.
Jakkolwiek ja nie miałam do niego ni krzty szacunku, Mami wciąż była w tym wieku, że brała go za wzór. Odkąd w pierwszej klasie poszedł na wywiadówkę, wszystkie dzieciaki zazdrościły jej takiego ojca. Wiele razy prosiła go, by jeszcze raz przyszedł, jednak on najwyraźniej przez dwadzieścia lat nie zdążył dorosnąć do ojcostwa.
Gdy tylko załatwiłam wszystkie formalności i wyszłam poza bramę szpitala, od razu poczułam się lepiej. Po środkach przeciwbólowych mogłam w miarę swobodnie się poruszać. Na szczęście prócz kilku powierzchownych stłuczeń, nie miałam większych ran. Ktokolwiek mi nie pomógł, musiał zjawić się w samą porę.
– Wejdziesz? – zapytałam z grzeczności, gdy tylko Pain zatrzymał samochód przed furtką. W głębi duszy modliłam się, aby jak najszybciej wyjechał.
– Za godzinę ruszamy w trasę – odparł. Nawet nie zgasił silnika, na co Mami wyraźnie zmarkotniała. Ja natomiast cieszyłam się, że będę miała go z głowy na co najmniej trzy tygodnie. Wykręcił szyję, by dać buziaka siedzącej z tyłu, młodszej córce, po czym poklepał mnie po ramieniu. Uśmiechnęłam się blado i wyszłam na podjazd. Mami poczłapała za mną.
– Czekaj! – szepnęłam zduszonym głosem, kiedy dostrzegłam zarys sylwetki na werandzie. Serce podeszło mi do gardła, ledwo byłam w stanie się ruszyć, nie potrafiłabym obronić Mami. Zerknęłam w stronę ulicy, lecz Pain był już na samym jej końcu, w oddali majaczyła delikatna poświata reflektorów jego terenówki. Przełknęłam ślinę, a wtedy skryta w cieniu postać, zrobiła krok naprzód i odetchnęłam z ulgą. Siostra patrzyła na mnie zdezorientowana, dopiero teraz dostrzegła stojącego przed naszym domem chłopaka.
– Naruto – mruknęłam, widząc w świetle ulicznej latarni rozczochraną blond czuprynę. – Wystraszyłeś mnie.
– Przepraszam, liczyłem na to, że Mami będzie w domu – odparł Uzumaki i skrzywił się, prawdopodobnie na widok mojej obitej twarzy. Choć minęło kilka godzin, moja szyja nadal była opuchnięta i miałam założony gruby opatrunek. W każdym razie, lepiej opatrunek niż kołnierz.
Przygryzłam wargę i przeniosłam wzrok z chłopaka na ogromną walizkę, która stała koło niego. Zaśmiał się nerwowo i podrapał po głowie. Widziałam, że jest zakłopotany, a gdy Naruto czuje zakłopotanie, to znaczy, że szykuje się coś wielkiego. I denerwującego.
– Będę u was mieszkał, dopóki nie wydobrzejesz – oznajmił z głupkowatym uśmiechem. W domu zawsze brakowało mi towarzystwa, ale z drugiej strony nie byłam pewna, czy mieszkanie pod jednym dachem z Uzumakim to dobry pomysł. Jako dzieciaki często u siebie nocowaliśmy, lecz gdy jego rodzice zginęli w wypadku, chłopak zaczął się izolować. Zajęło mi cztery lata, żeby przekonać go do powrotu do normalnego życia.
– Masz dość swoich problemów – powiedziałam, machając ręką. Wiedziałam, że chłopak i tak nie da się zbyć. Miał złote serce. – W każdym razie – burknęłam i spojrzałam na zasypiającą na stojąco siostrę – Mami, zmykaj do łóżka.
Otworzyłam zamek, a dziewczynka bez sprzeciwu zniknęła za drzwiami łazienki. Po chwili dało się słyszeć szum nalewanej do wanny wody. Sama marzyłam o kąpieli i śnie, jednak najpierw musiałam pomyśleć o zakwaterowaniu przyjaciela. Nie miałam klucza do pokoju ojca, a na samą myśl o gabinecie matki, wzdrygnęłam się.
– Mogę ci zaoferować luksusowe miejsce na dmuchanym materacu – zażartowałam, a chłopak ruszył prosto do kuchni. Jak zawsze przejrzał zawartość mojej lodówki, po czym wyjął z kosza na pieczywo kilka kawałków chleba i zaczął robić skromne kanapki z serem.
Korzystając z okazji, że miałam trochę czasu do siebie, poszłam do swojego pokoju po piżamę. Zwykle spałam w spranym podkoszulki i bokserkach z Myszką Minnie, lecz przy gościu chciałam zachować odrobinę przyzwoitości. Widywaliśmy się z Uzumakim każdego dnia, czasem przesiadywał u mnie do późna, lecz bariera w stosunku do niego nie chciała zniknąć. Nie byłam pewna, czy jeszcze kiedyś będę w stanie traktować go jak brata. W końcu był obcym mężczyzną, który na kilka lat odsunął się ode mnie. Jednocześnie był moim jedynym przyjacielem.
Podeszłam do toaletki i chwyciłam szczotkę. Gdy mój wzrok zatrzymał się na lusterku, zrozumiałam dlaczego Pain i Naruto nie odrywali spojrzenia od mojej twarzy. Spod śnieżnobiałego opatrunku, opatulającego moją szyję, rozlewały się aż po obojczyki, ciemnofioletowe plamy. Tuż przy prawym uchu miałam lekko poskrobaną skórę, lecz najgorszy był obszerny siniak, otaczający moje lewe oko. Nawet nie pamiętałam, by ktoś mnie w nie uderzył, najprawdopodobniej straciłam już świadomość.
Dostrzegłam zapalone na werandzie światło, a gdy wyszłam na zewnątrz, zastałam Naruto w doborowym towarzystwie talerza pełnego kanapek oraz dwóch parujących kubków z herbatą. Zrobiło mi się ciepło na sercu, i jednocześnie miałam wyrzuty sumienia. Przez to, co przytrafiło mi się z mojej własnej nieodpowiedzialności, traktowałam każdego faceta według wyznaczonego przez siebie schematu. Musiałam jednak przyznać, że Uzumaki był najwspanialszym mężczyzną pod słońcem. Taki przyjaciel to skarb.
– Mami nie je? – spytałam, rozsiadając się na ławeczce, obok chłopaka.
– Pytałem – odparł, wypychając sobie do ust spory kęs – nie chciała.
Skinęłam głową i zabrałam się do konsumowania późnej kolacji. Choć nie przepadałam za dwudniowym chlebem, byłam tak głodna, że wsunęłam cztery kanapki w ułamku sekundy. Przy okazji, przez swój niezdrowy pośpiech, poparzyłam sobie język herbatą – jakby mało mi było ran.
– Naruto? – zagadnęłam. Chłopak popatrzył na mnie pytająco. – Skąd wiedziałeś, że jestem w szpitalu? – Intrygowało mnie to od chwili, kiedy Mami powiedziała mi na sali, że to właśnie on poinformował Paina.
– Sakura ma tam praktyki – odpowiedział, siorbiąc głośno napój. – Wiedziała, że się kumplujemy, a nie miałaś żadnych dokumentów.
– Sakura? – mruknęłam, nie wiedząc o kim mówi.
– Sakura Haruno – dodał takim tonem, jakby to było oczywiste. – Chodzi z tobą na kickboxing.
Dopiero teraz skojarzyłam nazwisko z wysoką, różowowłosą dziewczyną. Przypomniałam sobie, że faktycznie studiuje pielęgniarstwo, co biorąc pod uwagę jej gabaryty i dzikość z jaką podchodziła do przeciwników, było co najmniej przerażające. Często wyobrażałam ją sobie z ogromną strzykawką, spoglądającą z góry na przerażonego pacjenta, wśród członków klubu nawet krążyły takie żarciki na jej temat.
– Podoba ci się Haruno? – zapytałam, niby mimochodem i zaczęłam zbierać brudne naczynia ze stołu. Nie usłyszałam odpowiedzi, a gdy na niego popatrzyłam, wydawał się mocno zmieszany. Najwyraźniej trafiłam w samo sedno. – Na serio? – burknęłam, lecz natychmiast się zrehabilitowałam. – To znaczy, jestem zaskoczona, nigdy o tym nie wspominałeś.
Nie wiedzieć czemu, poczułam ukłucie zazdrości. Nigdy nie myślałam o nim, jako o potencjalnym facecie, ale sama myśl, że w jego życiu pojawił się ktoś, kto może stać się ważniejszy ode mnie, sprawiała mi przykrość. To było egoistyczne i płytkie, ale nic nie mogłam na to poradzić.
– Masz coś przeciwko? – spytał, unosząc brwi.
Owszem.
Moje wewnętrzne „ja” zaczęło wypalać mi dziurę w mózgu. Zagryzłam wargi. Byłam ostatnią osobą, która powinna mieszać mu w życiu. Sama nie układałam sobie swojego. Żyłam z dnia na dzień, w nałożonym przez swoje lęki celibacie. Nie chciałam wyjść na desperatkę, która skazuje przyjaciela na samotność, tylko dlatego, że sama się tak czułam.
– Cholera – szepnęłam, gdy dostrzegłam w ciemnościach parę świecących oczu. Blondyn popatrzył na mnie zdezorientowany. – Nie nakarmiłam dziś Keito – wytłumaczyłam, wskazując palcem na grubego, czarnego kocura. Spoglądał na mnie urażonym wzrokiem, jakbym głodziła go przez co najmniej tydzień. Byłam mu wdzięczna, że wyplątał mnie z tej niezręcznej rozmowy.
– Nasyp mu żarcia, a ja pościelę do spania – odparł Uzumaki. Najwyraźniej tylko ja zachowywałam się w tej sytuacji nieswojo, on czuł się jak u siebie.
Korzystając z okazji, że chłopak jeszcze nie założył wszystkich poszewek, skierowałam się do łazienki. Napuściłam do wanny niewielką ilość wody i uważnie, żeby nie zamoczyć bandaży, zaczęłam obmywać ciało. Gdy tylko poczułam kokosowy zapach swojego żelu, od razu się zrelaksowałam. Przyjemność nie trwała długo, przerwało ją głośne stukanie do drzwi.
– Długo jeszcze? – Usłyszałam pełen wyrzutu głos blondyna. Zerknęłam na stojący nad umywalką zegar. Od początku kąpieli minęło ponad pół godziny. Nie mogłam w to uwierzyć, wydawało mi się, że ledwie co się zamoczyłam.
– Już wychodzę! – krzyknęłam, podrywając się z wanny. Od razu pożałowałam tego gwałtownego ruchu. Moje poobijane żebra dały o sobie znać i z głuchym łomotem opadłam na posadzkę. Zamroczyło mnie na moment, a gdy kilkukrotnie zamrugałam, dostrzegłam szeroko otwarte drzwi łazienki. Poczułam, że moje policzki robią się krwistoczerwone.
– Nic ci nie jest? – zapytał, zbyt spanikowany, by czuć się zmieszanym. Musiałam wyglądać okropnie; posiniaczona i skulona na podłodze. Natychmiast zerwałam z wieszaka ręcznik i zasłoniłam się nim.
– Możesz z łaski swojej nie pakować mi się do łazienki? – warknęłam, czując, że za moment zapadnę się pod ziemię. W mgnieniu oka wycofał się i zamknął drzwi. Przysiadłam na krawędzi wanny, czując, że nie będę w stanie opuścić pomieszczenia i spojrzeć chłopakowi w twarz. To było upokarzające.
Westchnęłam i zmyłam resztki makijażu, jakie pozostały mi jeszcze od rana. Gdy po raz kolejny zerknęłam do lustra, nie wyglądałam już jak obraz nędzy i rozpaczy, choć siniec rozlewający się na powiece i w jej okolicy, stawał się coraz ciemniejszy. Rano miałam iść na zajęcia i wiedziałam, że nie obędzie się bez natrętnych i ciekawskich spojrzeń. Mogłam zrzucić wszystko na wypadek podczas treningu, ale tym samym naraziłabym trenera, czego bym nie chciała.
Wymknęłam się z łazienki i gdy zauważyłam, że Uzumaki kończy sprzątać kuchnię, natychmiast pognałam do sypialni i wsunęłam się pod koc. W domu było parno, lecz cała drżałam. Ciało owinęłam szczelniej nakryciem i odsunęłam od siebie pragnienie, by wystawić za drzwi materac, na którym miał spać Naruto. Nawet gdybym się ta to zdecydowała, było już za późno – blondyn wszedł do pokoju i umościł się na materacu.
Już zasypiałam, kiedy do moich uszu dotarł cichy szept:
– Śpisz?
– Tak – burknęłam, odsuwając pościel od ust. – A co?
– Chciałbym, żeby nasze relacje, były takie jak przed ich śmiercią – odparł niepewnie.
Poczułam zbierające się pod moimi powiekami łzy. Pierwszy raz tak otwarcie wspomniał o wypadku Minato i Kushiny. Kiedyś byliśmy nierozłączni, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Oboje byliśmy jedynakami, więc staraliśmy się zastąpić sobie rodzeństwo. Gdy urodziła się Mami, a cały mój świat wywrócił się do góry nogami, zawsze mnie wspierał. Starałam się mu odwdzięczyć, jednakże jak bardzo bym nie próbowała, jego żałoba była zbyt głęboka. Teraz, kiedy wszystko wracało do normy, nie potrafiliśmy się w tym na nowo odnaleźć.
– Brakowało mi tego – powiedziałam po chwili, lecz nie miałam pewności, czy już nie zasnął. – Dziękuję.
– Mi też – oznajmił od razu. Choć było ciemno, mogłabym przysiąc, że ma na twarzy ten swój szeroki uśmiech, który zawsze osuszał moje zapłakane policzki.
Poczułam, jak chwycił moją zwisającą z krawędzi łóżka dłoń i przyciągnął ją do siebie. Robił tak zawsze, gdy w dzieciństwie bałam się ciemności. Ucałował ją lekko i poczułam się bezpiecznie. Miałam ochotę wymordować wszystkie trzepoczące w moim brzuchu motylki. Wiedziałam, że nie wolno mi było nic do niego czuć. Pewnie było to po prostu magiczne działanie chwili, a nie głębsze uczucia, ale mimo wszystko, za nic w świecie nie chciałam się nim dzielić. Mogłam być egoistką, ale Naruto to mój przyjaciel, którego potrzebowałam. Prócz niego nie miałam nikogo.
***
Słysząc dziki dźwięk swojego niezastąpionego budzika, natychmiast zerwałam się z łóżka. Potłuczone żebra od razu o sobie przypomniały i przygwoździły mnie z powrotem do materaca. Jęknęłam, czując przeszywający ból. Jak na komendę, do pokoju wparował blondyn, trzymający w dłoni drewnianą łopatkę.
– Co się dzieje? – wysapał, doskakując do łóżka. Kilka kawałków jajecznicy spadło na czystą pościel. Utkwiłam w nich wściekłe spojrzenie, na co natychmiast zebrał je wolną dłonią. Jeśli miał z taką paranoją reagować na każde moje piśnięcie, nie wróżyłam mu długiego pobytu. Przyjęłam go tak ciepło z powodu braku towarzystwa, ale stawał się naprawdę uciążliwy.
– To kilka stłuczeń, a nie śmiertelna choroba – burknęłam, po czym wstałam, by pokazać mu, że potrafię normalnie funkcjonować. – Mami już w szkole? – zapytałam. Zegar wskazywał za piętnaście siódmą.
– Chciała o czymś z tobą porozmawiać – odpowiedział, kierując się z powrotem w stronę wyjścia. – Jest w kuchni, ja zwijam bo się spóźnię – dodał nieco głośniej. Słyszałam szelest podnoszonej torby, a tuż po nim głośne zatrzaśnięcie drzwi. Musiałam przyznać, że był kochany. Sam z lenistwa żywił się zupkami z kubka, a dla mnie wstał wcześniej i przygotował śniadanie.
Leniwym, powolnym krokiem dotarłam do kuchennego stołu, po drodze uderzając lekko ramieniem o framugę drzwi. Naprawdę byłam łamagą. Każdy ruch sprawiał mi ogromny dyskomfort i nie miałam pojęcia, jak przeżyję dzisiejszy trening.
– Hej – mruknęłam, nosem niuchając zapach karmelowej herbaty. – Co jest?
Dziewczynka milczała, powoli przeżuwając kęs jajecznicy. Miała skwaszoną minę i już chciałam spytać o powód jej niezadowolenia, kiedy popatrzyłam na stojącą pośrodku stołu miskę, wypełnioną żółtą paćką.
– Nadal jest kiepskim kucharzem? – spytałam, lecz mimo wszystko nałożyłam sobie odrobinę. W smaku dało się wyczuć delikatny posmak curry. Kto normalny dodaje to do jajecznicy? – Obleśne – skomentowałam, a Mami roześmiała się.
Wyrzuciłam wszystko do śmietnika, po czym zasypałam kilkoma serwetkami, żeby blondyn nie zorientował się, iż pogardziłyśmy jego wystawnym śniadaniem. Zrobiłam po toście i posmarowałam je masłem. Stałyśmy w ciszy i przeżuwałyśmy. Coś było nie tak. Cisza nie pasowała do nazwiska Tennotsukai.
– Mogę nocować u mamy? – odezwała się nagle Mami. Z trudem przełknęłam chleb i popatrzyłam na nią zdziwiona. Nie miała w zwyczaju prosić o rzeczy, których nie popierałam. Patrzyła na mnie jednak tak intensywnie i błagalnie, że skinęłam powoli głową.
– Myślę, że już jesteś dość duża – odparłam, choć wcale nie chciałam jej tam puścić. Ona kochała matkę całym swoim serduszkiem, nie mogłabym jej izolować w nieskończoność. Ośrodek wyrażał zgodę na to, by dzieci zostawały w weekendy na noc u osób, które nie miały możliwości wolnych wyjść. – Co tak nagle?
– Z okazji dnia matki, wszyscy zapraszają swoje do szkoły. Tata zgodził się, bym tego dnia nie szła na zajęcia i spędziła czas z mamą – odpowiedziała, skrywając smutek. Doskonale wiedziałam, że wolałaby iść z Konan do szkoły, tak jak inne dzieciaki. Pain przeginał, Mami nie mogła opuszczać zajęć. Dziś też chciał wypisać jej zwolnienie. Nieodpowiedzialny typ.
– A co ty na to – zaproponowałam, uśmiechając się ciepło – żebyś poszła jutro do szkoły, a w zamian za to, zostaniesz u mamy aż do niedzieli?
Siostrzyczka wyszczerzyła zęby w radosnym uśmiechu i rzuciła mi się na szyję. Z trudem ją od siebie odkleiłam i wskazałam na leżący w kącie plecak.
– Zbieramy się.
Gdy przekroczyłam bramę uniwersytetu, ogarnęła mnie dziwna pustka. Uczęszczałam tam już ponad semestr, a wciąż nie potrafiłam się zaklimatyzować. Jedynym, co sprawiało mi przyjemność, były popołudniowe treningi, oczekiwałam ich z utęsknieniem. Teraz jednak obawiałam się, że za widoczne ślady pobicia, zostanę wywalona za drzwi.
Weszłam do przepełnionej sali, w której miałam mieć zajęcia z psychologii zwierząt i od razu zaczęłam poszukiwać w tłumie znajomej twarzy. Nie lubiłam wykładów łączonych z innymi kierunkami, tym bardziej z przeładowaną po brzegi weterynarią. Z nadzieją wypatrywałam Uzumakiego, choć doskonale wiedziałam, że miał opuścić te zajęcia z powodu rozmowy o pracę. Zamiast niego, dostrzegłam jednak inną, lubianą przeze mnie postać.
– Matsuri! – krzyknęłam, starając się zwrócić jej uwagę. W pomieszczeniu panował gwar. Dziewczyna odwróciła się i pomachała mi na powitanie. Wskazała wolne miejsce obok siebie, była na tyle uprzejma, że je dla mnie przypilnowała. Pośpiesznie ruszyłam w kierunku przedniej ławki i dosiadłam się do dziewczyny.
– Nie zdjęłaś okularów? – spytała zdziwiona, uśmiechając się lekko. Większą część mojej twarzy przysłaniały ciemne szkła, a na szyi przewiązałam pasiastą apaszkę. Nie chciałam, żeby ludzie zadawali niepotrzebne pytania. Odchyliłam je lekko, by zobaczyła co jest grane.
– Opowiem ci później – mruknęłam, widząc jej zszokowane spojrzenie.
Była jedyną osobą prócz Naruto, którą tolerowałam. Studiowała z zamiłowania, tak jak ja. Nie lubiłam tej bandy ludzi bez większych planów i zainteresowań. Wydawali mi się tacy bezbarwni. Matsuri miała kolorowe marzenia, razem dzieliłyśmy wiele hobby. Ponadto była bardzo piękna. Miała krótkie, proste brązowe włosy z grzywką i czarne jak węgiel oczy. Zawsze gdy się uśmiechała, jej policzki przyozdabiały przeurocze dołeczki. Tak jak ja, była niska i drobna, przez co wyglądałyśmy jak dwa krasnale w krainie olbrzymów. Bezmyślnych i niewartych uwagi olbrzymów.
– Ichirei Tennotsukai. – Głos wykładowcy, wypowiadającego moje imię, zmroził mi krew w żyłach. Wcześniej dałabym wiele, by najprzystojniejszy facet na uczelni zwrócił się do mnie, lecz słysząc jego wściekły ton, modliłam się o wtopienie w otoczenie? by wtopić się w otoczenie. Kręciłam głową niczym surykatka, starając się namierzyć profesora. Dostrzegłam go dopiero wtedy, gdy minął ostatni rząd ławek i stanął dwa metry przed moim nosem. – Zapraszam na środek.
Wiedziałam co ode mnie chciał i zdawałam sobie sprawę, że nie odpuści. Posłusznie wstałam z miejsca i w ułamku sekundy znalazłam się tuż przy nim. Usłyszałam za plecami kilka stłumionych śmiechów i zawrzałam z wściekłości. Nienawidziłam zwracać na siebie uwagi.
– Jest pani na plaży? – zakpił, przeszywając mnie wzrokiem na wskroś.
– Ale… – zaczęłam, lecz co miałabym powiedzieć?
Czułam, że w oczach zbierały mi się łzy. Był nieugięty, zapomniałam o tym zupełnie, gdy biegłam do pierwszej ławki. Popatrzyłam na niego poprzez ciemne szkła, ale nie mógł dostrzec mojego błagalnego spojrzenia. W ułamku sekundy znienawidziłam jego szarą czuprynę i wyprostowaną postawę. Nawet ciągnącą się przez lewe oko szramę, którą wcześniej uważałam za dodającą męskości.
– Więc? – Zniecierpliwił się. W pomieszczeniu nastała grobowa cisza. Zerknęłam w panice na drzwi, lecz wiedziałam, że jeśli teraz wyjdę, będę miała przerąbane do końca semestru. Drżącymi rękoma chwyciłam za końcówkę apaszki, po czym wolnym ruchem, zdjęłam ją z szyi, odsłaniając siniaki. Poczułam na sobie jego zdziwione spojrzenie. Zanim powiedział cokolwiek, zsunęłam z twarzy okulary i skuliłam się.
Stałam ze łzami w oczach, czując na sobie wzrok kilkudziesięciu osób. Hatake wyglądał na zmieszanego i zaskoczonego. Mierzył moją twarz i szyję od góry do dołu. Ciche pomruki, które dochodziły do moich uszu, sprawiały, że czułam się jak gówno.
– Jezu Chryste! – powiedział, przykładając dłoń do ust. W duchu cieszyłam się, że jest mu głupio. Ma za swoje. Upokorzył mnie przed całą salą, a teraz wyszedł na skurwysyna, dręczącego pobitą dziewczynę. Wstyd przyznać, że wcześniej uznałam go za przystojnego, a nawet podziwiałam jego osobę.
– Mogę już usiąść? – zapytałam zimnym tonem. Skinął głową i zaczął wertować leżące na stoliku kartki. Wyglądał, jakby sam nie mógł się pozbierać. Wybiłam go z rytmu i napawałam się jego cierpieniem. Może na przyszłość pomyśli, zanim znów użyje swojej władzy.
Niechętnie rozstałam się z Matsuri i ruszyłam w stronę klubu sportowego, naprzeciwko uniwersytetu. Na zajęciach z Hatake przeżyłam dramat, ale prawdziwy horror miał dopiero nadejść. Na samą myśl o konfrontacji z Ibikim, robiło mi się niedobrze. Był dobrym trenerem, ale brakowało mu człowieczeństwa. W stosunku do mnie zachowywał się natomiast zbyt uprzejmie. Irytowało mnie to. Pokładał we mnie ogromne nadzieje, wygrałam kilka razy, wybijając nasz klub. Wcześniej nikt o nim nie słyszał, dzięki mojej wygranej w marcu, trafiliśmy do pierwszej dziesiątki w Tokio. W liceum byłam na szarym końcu, lecz uczęszczałam na zajęcia, które prowadził mistrz Japonii – sam Madara Uchiha.
Mimo wszystko przebrałam się w sportowy stój i owinęłam dłonie bandażami. Zanim reszta ekipy zaczęła się schodzić, zapukałam do drzwi jego kanciapy. Otworzył po dobrej minucie, a gdy tylko omiótł mnie spojrzeniem, pokiwał głową i wykrzywił twarz w grymasie.
– Znów? – jęknął. Widziałam jak stara się opanować złość. Gdyby na moim miejscu stał Lee lub nawet Haruno, dostaliby ostrą reprymendę. – Zdajesz sobie sprawę, że jeśli tak dalej pójdzie, będę musiał cię wypierdolić na zbity pysk? – Nie wiedziałam czy powinnam przytaknąć, czy doprowadziłabym go tym do furii, dlatego stałam tylko w miejscu. – Powinnaś za karę oberwać za dwoje, ale miałbym problem z dyrekcją ośrodka. Usiądź i się nie odzywaj.
Zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Słyszałam jak siarczyście za nimi klnie i rozbija jakiś przedmiot. Rozejrzałam się po sali, na szczęście nikogo jeszcze nie było. Zawsze gdy Morino traktował mnie ulgowo, podczas gdy resztę gnoił ile wlezie, musiałam mierzyć się z pełnymi nienawiści spojrzeniami. Wolałabym już dostać ochrzan i z czystym sumieniem oberwać po pysku. Przez chwilę zastanawiałam się nad tym, żeby wyjść i usunąć mu się z pola widzenia na dobre, przysiadłam jednak na ławeczce i postanowiłam poczekać, aż Uzumaki skończy zajęcia. Dzień był wyjątkowo upalny i nie widziało mi się wracać do domu śmierdzącym autobusem. Klimatyzacja w jego samochodzie była zbyt kusząca.
Nie byłam pewna co dzieje się z moimi uczuciami. Od czasu czternastych urodzin nie interesowałam się chłopakami, wręcz ich unikałam. Naruto zawsze traktowałam jak brata. Kiedy jednak dowiedziałam się, że zaczął interesować się inną dziewczyną, w mojej głowie zapaliło się ostrzegawcze światełko. Czy to możliwe, żebym go kochała? Słowa, które wczoraj wypowiedział i ten drobny, czuły gest, wskazywały na to, że też nie jestem dla niego wyłącznie koleżanką. Na samą myśl o tym, jak zasypiałam czując ciepło jego dłoni, poczułam delikatne łaskotanie wewnątrz brzucha.
Jak na komendę, mój dobry humor zepsuła burza różowych włosów, która wpadła przez otwarte drzwi damskiej szatni. Zmierzyłam ją wzrokiem, od pięt, aż po czubek głowy. Nie miałam pojęcia co Uzumaki mógłby w niej widzieć. Była wysoka i nabita, miała nienaturalnie wysokie czoło i przyprawiające o mdłości, pastelowo-różowe włosy. Wcześniej tego nie dostrzegałam, ale dziś, każdy jej najdrobniejszy ruch przyprawiał mnie o szał macicy. Gdy popatrzyła na mnie ze swoim wkurzającym uśmiechem, posłałam jej mordercze spojrzenie. Co prawda w wykonaniu potłuczonej dziewczyny, metr pięćdziesiąt sześć, musiało to wyglądać komicznie, ale jakoś nie dbałam o takie szczegóły.
– Ichirei. – Pomachała mi i zaśmiała się ciepło. Ruszyła w moją stronę z uśmiechem tak szczerym, że zaczynałam naprawdę jej nienawidzić.
– Cześć – burknęłam, starając się nie złapać z nią kontaktu wzrokowego. Udawałam żywo zainteresowaną rozgrzewającym się Lee. Odliczałam za ile sekund, jego obcisłe spodnie, rozejdą się na dupie.
– Ojej – pisnęła, gdy stanęła tuż przede mną. – Co ci się stało?
I czego jesteś taka miła, lafiryndo?
– Drobny wypadek – prychnęłam i odetchnęłam z ulgą, kiedy do sali wkroczył Morino. Jak na komendę, wszyscy poustawiali się do rozgrzewki, zanim powiedział choćby słowo. Dziewczyna posłała mi ostatnie, zaskoczone spojrzenie, potem głośników huknęła głośna, motywująca muzyka.
Przez cały czas obserwowałam ruchy Haruno, w taki sposób, żeby broń Boże mnie nie przyłapała. Jakkolwiek nie chciałam napawać się jej błędami, nie miałam ku temu najmniejszej okazji. Wszystkie jej ruchy były idealne, a uderzenia silne. Nie była tak dobra jak ja, miałam to wszystko, czego się uczyła w małym palcu. Jednak gdyby tylko udało jej się mnie trafić, najprawdopodobniej z marszu wylądowałabym na oddziale intensywnej terapii.
Od czasu do czasu czułam na sobie wzrok Morino. Wiedziałam, że wewnątrz kipi z wściekłości. W regulaminie jest wyraźnie napisane, że za wdawanie się w bójki od razu się wylatuje. A inteligentna i odważna Ichirei Tennotsukai najwyraźniej nie potrafi czytać i jest głucha na groźby Ibikiego i swojego ojca. Trener był ostry i zdolny, a mimo wszystko, nie potrafił prawidłowo prowadzić swoich zawodników. Gdy byłam pod skrzydłami Madary, czułam, że chcę się piąć coraz wyżej. Tutaj robiłam to, co mi kazał, ale nie zdobywałam nowych umiejętności. Wydawało mi się, że ugrzęzłam w martwym punkcie. Morino oczekiwał ode mnie, że będę bez problemu wygrywała każdą walkę, ale już po ostatniej czułam, że dalej nie dam rady.
Czas zleciał mi nadzwyczajnie szybko, jak zawsze, kiedy mnie coś irytowało. W tym wypadku ktoś. Za każdym razem, gdy gromiłam Haruno spojrzeniem, kiedy ta posyłała mi ciepły uśmiech, czułam się jak prawilna suka. Wcześniej kilka razy z nią rozmawiałam w szatni i oceniłam jako uprzejmą osobą. Teraz wydawało mi się, że każdy jej gest jest złośliwy i celowy. Trening dobiegł końca i wszyscy leżeli padnięci na podłodze.
Gdy obróciłam głowę w lewo, humor od razu mi się poprawił. Niebieskooki blondyn wszedł do pomieszczenia i omiótł spojrzeniem wszystkich zebranych na środku sali. Uśmiechnęłam się ciepło i odbiłam dłońmi od niskiej ławeczki, by podnieść się na nogi, lecz nagle zamarłam w pozycji półstojącej.
– Jedziemy? – Usłyszałam radosny głos blondyna, niestety nie skierowany w moim kierunku. Nawet mnie nie dostrzegł. Szedł prosto w stronę nikogo innego, jak samej Haruno.
– Tylko wezmę szybki prysznic – odpowiedziała, podrywając się z podłogi. – Zaczekasz kilka minut?
Chłopak skinął głową. Usłyszałam głośny trzask, zupełnie jakby ktoś wybił szybę tuż przy moim uchu. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, to tylko moje serce rozkruszyło się na milion pierdolonych kawałeczków. Korzystając z okazji, że Uzumaki stał odwrócony do mnie plecami, wpadłam do szatni, zatrzaskując za sobą drzwi. Czując, że za moment moje emocje znajdą ujście w postaci dwóch, słonych potoków, weszłam do toalety i pchnęłam zasuwkę. Usiadłam na klozecie, starając się uspokoić. Gdy dobiegł mnie dźwięk kroków, miałam ochotę wyjść i z całej siły rozkwasić nos tej różowej lafiryndzie. Byłyśmy jedynymi dziewczynami w drużynie, doskonale wiedziałam, że to ona krząta się po pomieszczeniu. Odpuściłam i odczekałam, aż weźmie prysznic i wyjdzie. Kiedy wszystkie dźwięki ucichły, ostrożnie otworzyłam drzwi i wychyliłam głowę z szatni. Droga wolna.
Nie wzięłam poprawki na to, że nie tylko ja zdecyduję się wyjść tylnym wyjściem. Na parkingu za klubem, stanęłam twarzą w twarz z uradowanymi gołąbeczkami. Naruto pomachał mi energicznie.
– Jedziesz z nami? – zaproponował, robiąc krok w moim kierunku. Popatrzyłam na Haruno. Choć zaledwie pół godziny temu przechodziła katorżniczy wycisk, miała na twarzy perfekcyjny makijaż. Włosy opadały jej luźno na ramiona. Jakkolwiek nie chciałam tego do siebie dopuścić – była ładna. O wiele ładniejsza od mojej posiniaczonej twarzy, upiętych w kucyk włosów i niziołkowatej sylwetki. Wcześniej uważałam swoje cechy wyglądu za atut, teraz nie byłam już tego taka pewna, skoro wybrał Sakurę.
Poczułam, ze coś spływa mi po twarzy. Spuściłam głowę i ruszyłam w stronę przystanku. Przez cały czas miałam nadzieję, że zostawi ją tam i ruszy za mną. Złapie mnie za rękę, tak jak w nocy. Kiedy dotarłam do niebieskiej budki z rzędem siedzeń, zorientowałam się, że jestem sama. Wydałam z siebie przeciągły, chrapliwy jęk i rozpłakałam się jak małe dziecko. Płakałam nad mężczyzną, który jeszcze wczoraj był dla mnie tylko przyjacielem. Ironia losu. Mój mózg musiał naprawdę być zapożyczony od jakiegoś osła. Nie poznawałam samej siebie.
Wróciłam do domu w wisielczym humorze. Wyjęłam z zamrażalnika pizzę i wstawiłam ją do piekarnika. Krzyknęłam Mami, że ma ją sobie za piętnaście minut wyjąć, po czym zabarykadowałam się w swoim pokoju. Gdy patrzyłam na rozłożony przy łóżku materac i walizkę w kącie pokoju, miałam ochotę zwymiotować na to wszystko. Odwróciłam się tyłkiem do posłania Uzumakiego i narzuciłam na głowę koc, z nadzieją, że jak się obudzę – jego już nie będzie. W piątki zaczynał zajęcia o dwie godziny szybciej ode mnie, więc było to niemal pewne. Korciło mnie, żeby zakluczyć drzwi, jednak szybko zmięłam to pragnienie w kulkę i wcisnęłam w najdalszy zakamarek swojego umysłu. W końcu nie zrobił nic złego, nie zdawał sobie sprawy z moich uczuć. Sama nie zdawałam sobie z nich sprawy.
Mijała godzina za godziną, a ja leżałam zawinięta w koc jak naleśnik. Irytowało mnie to, że tak długo nie wraca. Zastanawiałam się dokąd pojechali? Czy się całowali? Może już wyznał jej miłość? Czułam się jak gimnazjalistka, a nie studentka. Odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam ciężkie kroki pod drzwiami. Wszedł do pokoju, po czym znów zniknął, najprawdopodobniej kierując się do łazienki. Przypomniałam sobie, że nie brałam prysznica, lecz w tym momencie było mi wszystko jedno. Skoro wyglądałam jak gówno, to mogłam sobie także śmierdzieć jak typowe, rasowe gówno.
Kiedy wrócił i ułożył się na materacu, mogłam w końcu zasnąć. W mojej głowie kłębiło się jednak za dużo myśli. Przysięgłam sobie, że jutro go stąd wyeksmituję i wymażę wszystkie uczucia względem niego z pamięci. Tak będzie lepiej. Upłynęło może piętnaście minut, jak usłyszałam jego cichy szept:
– Ichi?
– Co?
– Potrzebuję twojej pomocy.
Zajebiście
***
Dobra, obiecałam, że dodam rozdział po zakończeniu CA, ale skoro mam cały, to czemu by nie teraz? Pewnie do drugiego trochę czasu minie, ale to pierwsze opowiadanie, które mam rozpisane od początku do końca. Może dlatego tak lekko mi się pisze? Nie mam zastojów, jak w innych opowiadaniach. Takich jak: “Cholera, co dalej?” itd.
No weźcie napiszcie o tym coś pozytywnego, nooo :3
Po pierwsze: Jak to chcesz zaraz kończyć CA? Przecież tam jest dopiero kilka postów, a to Twoje najlepsze opowiadanie dotychczas. Śmiem oponować.
OdpowiedzUsuńLubię bohaterki z jajami. Szczególnie takie, które mają coś wspólnego z bójkami, nie tylko są mocne w gębie. Trochę mnie boli, że od samego początku zawiewa romansem, ale nadrabiasz to problemami rodzinnymi bohaterów. Dalej uważam, że mogłabyś wrzucić też arty bohaterów z kanonu, o chciałabym wiedzieć, jak wyobrażasz ich sobie tutaj, ale to Twoja wola.
I ciężko się czyta coś takiego, gdy świeżo wyszłam ze szpitala z pięcioma złamaniami i siedzę na L4. Robisz to specjalnie!
Ogólnie mam bardzo pozytywne odczucia i czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Ps. Nie lepiej byłoby zrobić po prostu nową podstronę na CA?
Tak, muszę Ci jakoś dopiec za pociśnięcie mnie w ocenie XDDDDD Teraz będę pisała co rozdział o szpitalach i strzaskanych żebrach. CA to syf i chcę je zakończyć :D
UsuńPięknie napisane, naprawdę. Wszystkie szczegóły są dopracowane, nie ma się do czego przyczepić. Masz świetny styl pisania.
OdpowiedzUsuńTo nie moja tematyka, ale będę tu zaglądać. :)
Powodzenia!
Dziękuję, cieszę się :3
UsuńJezuuuu uwielbiam "przyjaźń" pomiędzy Ichi i Naruto. :3 I to typowe zachowanie - nie jestem z nim zakochana, ale tknij go tylko, a umrę z zazdrości i wydrapię ci oczy. xD Takie typowe dla kobiet, no. xD A jednocześnie mega urocze, zwłaszcza, że czytając o Ichi widzę Ciebie i no. :3
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dziewczyna dokopie Sakurze niebawem. Takie ostrzeżenie, a co. xD
Szlag mnie trafił, jak Naruto przyjechał po to różowe czupiradło. .____. NO PRZECIEŻ TAK SIĘ NIE ROBI. I TA PROPOZYCJA Z ŁASKI, ŻE MOŻE JECHAĆ Z NIMI, WRRRRR. NO NIE, NARUTO, NO NIE... GŁUPI. >.<
Swoją drogą to się zastanawiam, czy Ty rzeczywiście ich sparujesz, czy jednak Ichi będzie z Itachim lub Kakashim, bo przecież to ich uwielbiasz. :3 Przez to jeszcze bardziej intryguje mnie Peculiar! :D
No i tak jak już Ci pisałam - PF jest całkiem inne od CA. Takie bardziej dojrzałe, mam wrażenie. Chociaż w sumie historia Ino też jest dobra. No ale - Peculiar wymiata, mrymrymry. :3
Czekam niecierpliwie na drugi rozdział, buziaki! :*
Porównywać Pec do CA to jak porównywać konia do osła XDDD Jestem świadoma, że dopiero od Gomenasai, moje teksty zaczęły wyglądać przyzwoicie. Wcześniej moje opowiadania były mózgojebem dla gimby. :D Choć odkąd poznałam Okeylę, słowa "Dla gimby" nabrały innego znaczenia. xd Z pecu jestem zadowolona, choć wiem, że dużo mi brakuje do takich autorek jak Ty, Mayako czy Zochan :)
UsuńHeeeloł :3
OdpowiedzUsuńUdało mi się w końcu nadrobić prolog i pierwszy rozdział. Prolog to był dla mnie jeden wielki cios, maj hart is brołken, po prostu zniszczyłaś mnie tym kawałkiem tekstu. Takie smutne, a jednocześnie urocze :( No tak mnie coś ruszyło, że aż mi się łezka w oku zakręciła :<
Uwielbiam już Naruciaka i Ichi, chociaż mimo wszystko gdzieś tam w głębi duszy mam nadzieję, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń i coś z tego będzie, no ale zobaczymy, jak to wszystko tam sobie uknułaś :3 Moment tulenia do snu naprawdę słodki! <3
Cały czas mnie zastanawia matka Mami, a raczej jej historia ;> NO W OGÓLE JESTEM CIEKAWA WSZYSTKIEGO #MOTZNO
Powiem Ci, że mnie kupiłaś! :) I nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, odpowiedzi na 183223879823478282 dręczących mnie teraz pytań :D
Dużo weny! :3
Zochan u mnie <3 W drugim powinno się trochę wyjaśnić, przynajmniej w kwestii Mami ^^
UsuńZAJEBIŚCIE, DAWAJ DRUGI ROZDZIAŁ ! NIE DOŚĆ, ŻE MAM MANIE CAPS LOCKA TO JESZCZE NA ROZKAZYWANIE, PRZYWYKNIJ. XD
OdpowiedzUsuńCzy to będzie Naru x Ichi? Kurde, dawno nic nie czytalam z Naruciakiem w roli głównej, az żal serce ściska, bo bardzo go lubie i ta jego blond, głupą mordkę.
Czemu z Sakury wszyscy robią zdzire? Ja rozumiem, różowej można nie lubić, ale czasami mi szkoda tej całej nienawiści, którą ludzie w nią wlewają :|
I TA MUZYCZKA <3333
CHCE CAŁUSY!
WENY ;3
CHODZIŁO MI O CAŁUSY W OPOWIADANIU, Z JĘZYCZKIEM!
UsuńJa lubię Sakurę, w opowiadaniu staram się ją kreować jako sympatyczną dziewczynę. To Ichi widzi ją w złym świetle :D
UsuńRzadko kiedy trafiam na postacie OC, które mi się podobają (chociaż sama takie mam, ale no powiedzmy, tak wyszło w praniu, hueheueh), ale Ichi jest przesuuuuuuper! Jest w jakiś sposób bezpretensjonalna i taka urocza iiii no, automatycznie człowiek ją dopinguje :-D Nawet przeciwko Sakurze, którą swoją drogą też lubię.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że szablon mnie myli, bo marzę, żeby słodka więź z Naruto tak powoli tam rozkwitała i chyba nie wyobrażam sobie innej wersji tej historii, no nie wiem. <3 Widzę jego roześmianą gębę i jak powoli dostrzega to samo w twojej bohaterce. A akcje zapewni nam rozwinięcie tych wątków z początku rozdziału, o których prawie już, przez tą sielanę uczuciową, zapomniałam.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy :-D Iii no, pozdrawiam!
Nawet nie wiesz jak miło mi to słyszeć ^^
UsuńSzczerze? Naruto i Sakura? Nie widzę tego XD
OdpowiedzUsuń