11 marca 2016

6. Bliżej, coraz bliżej



Dzisiaj, gdy niefortunnie
zdarzy nam się minąć z sobą
wiem, że to zbędne ale
chciałbym chociaż skinąć głową
wiesz?


Woda wnika w każdą wolną przestrzeń mojego organizmu. Szum w uszach przemienia się w nieprzyjemny pisk. Choć jeszcze chwilę temu pewnie stawiałam kroki, brnąc coraz dalej i dalej po mulistym dnie – teraz jedyne czego pragnę to zaczerpnąć świeżego powietrza. Lodowaty, słony płyn zdaje się rozrywać moje płuca, powodując palący ból. W panice staram się odnaleźć choć skrawek gruntu. Ciało odmawia mi posłuszeństwa, szamocząc się w zwolnionym tempie; morskie prądy zniekształcają każdy, choćby najmniejszy ruch. Jestem zawieszona pomiędzy dnem, a powierzchnią. Woda staje się coraz ciemniejsza, opadam coraz głębiej; w dół. Gdzieś nade mną, poprzez brudnozieloną ciecz, dostrzegam kilka nikłych, słonecznych promieni, które z trudem przedzierają się poprzez odmęty. Myślami cofam się do czasu, kiedy stojąc na piaszczystym brzegu, moje stopy same poruszały się w kierunku pienistych fal. Wraz z utratą gruntu, pojawiła się utrata pewności. Czego chcę? Sekundę temu pragnęłam oddać się wodzie, która zawsze była dla mnie swego rodzaju azylem. Przynosiła ukojenie wszelkim smutkom. Teraz, jedyne czego pragnę – to wyrwać się z jej obślizgłych ramion. Ale jest już za późno. Z wolna pozwalam ciału opadać w dół. Coraz niżej. Jest już za późno. Za późno.


– Kurwa, no! – Dziki ryk sprawił, że poderwałam się z materaca. Wciąż nie mogłam złapać oddechu, zaniosłam się kaszlem, starając udrożnić drogi oddechowe. – Czy ty chcesz żebym zeszła na zawał?! – Twarz Mayako znajdowała się kilka centymetrów od mojej. I choć oczy nie przywykły mi jeszcze do światła, mogłam w ciemno stwierdzić, że była przeokropnie skacowana. Kolejny dzień z rzędu; dziewczyna najwyraźniej kosztowała studenckiego życia całą sobą.
– Co się dzieje? – wycharczałam, kiedy w końcu udało mi się odkrztusić niewiadomego pochodzenia płyn.
– Topisz się we własnej ślinie, bernardynie – burknęła, a na jej twarzy odmalowała się wyraźna ulga. Musiałam ją nieźle nastraszyć.
Zawstydzona odpowiedzą Okanao, otarłam wierzchem dłoni swoje usta. Stróżka wypływająca z ich kącika sprawiła, że miałam ochotę wsiąknąć w podłogę. Nienawidziłam tego typu kompromitacji. Zanim cokolwiek powiedziałam, dziewczyna wróciła na swoje łóżko i ostentacyjnie zakopała się w pościeli. Zegar wskazywał piątą, jeśli znów była na jakiejś popijawie, musiała dopiero co wrócić. Przewróciłam się na drugi bok. Podkurczyłam nogi, po czym objęłam je rękoma i przycisnęłam do klatki piersiowej. Może nie była to najwygodniejsza pozycja, ale zawsze tak robiłam, kiedy coś mnie zawstydziło lub zdenerwowało.
Szybko bijące serce uświadomiło mi, że już nie zasnę. Od dawna nie miałam tego snu, chociaż kiedyś pojawiał się regularnie. Zmięłam go w kulkę i wcisnęłam w najdalszy zakamarek swojego umysłu. Zgromadziłam zbyt dużo nowych zmartwień by rozpamiętywać rzeczy, które już nie wrócą. Wyciągnęłam rękę i po omacku odszukałam telefon. Skrzywiłam się na widok pękniętej szybki, chwila słabości będzie mnie kosztowała kilka stów. Widząc nową wiadomość w skrzynce, poczułam nieprzyjemny uścisk w żołądku.


Nadawca: Nieznany
26-06-2015 3:49
Musimy porozmawiać.
Sasuke


Odetchnęłam z ulgą, widząc podpis. Groźba, którą otrzymałam poprzedniego wieczora, wcale nie musiała być skierowana do mnie. Nigdzie nie było podane imię, poza tym prócz najbardziej zaufanych osób – nikt nie miał numeru kontaktowego do mnie. Z drugiej strony, jeśli Uchiha potrafił go skombinować, równie dobrze mogła to zrobić Hinata. Nie miałam pojęcia, dlaczego osądzała mnie o próbę zajęcia jej miejsca. Nie bratałam się zbyt mocno z jej kolegami, nawet mi przez myśl nie przeszło, aby się z nimi zadawać. Byłam ciekawska i żądna adrenaliny, co nieraz wpakowało mnie w kłopoty. Kiedy zamykałam się w sobie, stawałam się depresyjnym kłębkiem nerwów. Między innymi dlatego wybrałam kickboxing, jako swoją pasję.
Przygryzłam wargę i wpisałam numer Uchihy do książki telefonicznej, po czym wystukałam krótką odpowiedź.


Odbiorca: Uchiha
26-06-2015 5:06
O czym?


Już chciałam odłożyć telefon, kiedy niespodziewanie zadźwięczał. Momentalnie przesunęłam guzik wyciszenia by nie obudzić Mayako i zaskoczona, odczytałam kolejny SMS.


Nadawca: Uchiha
26-06-2015 5:06
Podjadę za 10 minut.


Skrzywiłam się na myśl o opuszczeniu łóżka, lecz podniosłam się na łokciach i wysunęłam spod kołdry. Chyba w końcu miał zamiar powiedzieć, dlaczego nagle zainteresował się moją osobą; nie mogłam przepuścić takiej okazji.


Odbiorca: Uchiha
26-06-2015 5:08
20.


Wyjęłam z walizki jeansy i podskakując to na jednej, to na drugiej nodze, w końcu się w nie wcisnęłam. Zawsze po praniu traciły jeden rozmiar, a ich rurkowaty krój nie ułatwiał mi wpakowania się w nie. Z braku czystych rzeczy narzuciłam na siebie zwykłą, białą koszulkę z logiem popularnego, tokijskiego boysbandu i odnotowałam w myślach, żeby wieczorem w końcu zrobić pranie. Wyjrzałam przez okno, a widząc czarnego jeepa pośpiesznie zgarnęłam portfel i telefon do sportowej torebki.
– Która godzina? – jęknęła Mayako, kiedy już zamykałam za sobą drzwi.
– Wpół do szóstej – odparłam, szybko ulatniając się pod wpływem jej skrzywionej miny. Byłam prawie pewna, że w końcu wniesie pismo o zmianę współlokatorki.
Dozorca, mimo wczesnej pory, stał już na straży sprawiedliwości i moralności. Popatrzył na mnie spod byka i poprawił okulary. Słysząc brzęczenie, doskoczyłam do drzwi, by móc je otworzyć. Wiedziałam, że drugiej szansy nie dostanę. Główne wejście było zamknięte od dwudziestej drugiej do szóstej rano. Aby dostać się do środka w tych godzinach, trzeba liczyć na łaskę ciecia lub wyczuć moment, gdy wychodził na papierosa i zostawiał uchylone skrzydło.
– Przyszłaś. – Usłyszałam, kiedy zbliżyłam się do czarnego pojazdu. Przednia szyba w samochodzie była opuszczona.
– Czemu miałabym nie przyjść? – spytałam, wsiadając na miejsce pasażera. Wyciągnęłam rękę by przypiąć pasy, lecz chwycił mnie za łokieć i powstrzymał.
– Nie wiem czy można ci zaufać – powiedział, zaglądając mi głęboko w oczy, aż poczułam niezbyt przyjemne mrowienie z tyłu głowy. Nie tyle ze zdenerwowania, co ciekawości.
– Gdybyś nie wiedział to byś nie napisał, prawda? – odparłam, jednak mój głos nie brzmiał zbyt pewnie. Odchrząknęłam i popatrzyłam wyczekująco. Nie odpalił silnika, więc najwyraźniej czekała mnie jedna z tych ciężkich rozmów w samochodzie, kiedy obie strony mogą trzasnąć drzwiami i iść w cholerę.
– Znasz Akatsuki. – Nie byłam pewna czy zadał mi pytanie czy po prostu stwierdził fakty.
– A czemu miałabym nie znać? – zapytałam, unosząc wysoko brwi. Akatsuki, zespół mojego ojca, był znany nawet poza granicami Tokio. Odkąd pamiętam, grali cięższe nuty i mieli wielu fanów. Żeby o nich nie wiedzieć, trzeba było być głuchym lub dopiero co się urodzić.
– Jesteś córką Paina. – Powiedział, przyglądając mi się badawczo. – Wiedziałem o tym. Rozpoznałem cię już wtedy, w Rasenganie.
– Rozpoznałeś? Mówisz jakbym była jakimś poszukiwanym przestępcą – prychnęłam i nadąsałam się. Czyżby był jakimś narwanym psychofanem mojego ojca?
– Nie mam zbyt wiele czasu, odpowiedz mi na kilka pytań. – Oparł ręce na kierownicy, a ja skinęłam głową. Zaczynało robić się ciekawie. – Skąd amatorscy muzycy mają pieniądze na piętrowe domy, sportowe samochody i markowe ubrania? – Gdy wymieniał kolejne rzeczy, przed oczyma pojawiał mi się cały dobytek, jaki posiadali rodzice. Oboje nigdy nie pracowali, poza muzyką nie zajmowali się niczym innym. Dlaczego nagle wytrząsał coś takiego? – Nic nie wiesz? Nie wiesz kim była Konan, zanim sfiksowała?
Na dźwięk imienia matki, zrobiło mi się gorąco. Nigdy o niej nie opowiadałam. Odkąd po narodzinach Mami wpadła w depresję i pojawiły się u niej pierwsze oznaki schizofrenii, milczałam niczym grób. Tylko Naruto wiedział, jaki koszmar rozgrywa się w moim domu. Nikt inny nie miał prawa poznać prawdy.
– Yahiko, Konan, Zetsu i Obito. Oni… To znaczy Itachi… – Urwał, próbujące zebrać słowa. Wypowiedział te cztery imiona głosem przepełnionym jadem. Nie miałam pojęcia co łączyło jego brata z członkami Akatsuki. – Mój brat był zapatrzony w ten zespół już jako dzieciak. Szlajał się za nimi wszędzie, po całym Tokio. Zachowywał się jakby miał obsesję. – Nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam głośnym śmiechem. Uchiha był bardziej psychiczny niż moja matka.
– A co ma piernik do wiatraka? Kim niby byli, że sympatia Itachiego względem nich była niepożądana? – Nie wiedziałam jaki związek mieli z tym moi rodzice, w końcu nie zmuszali go do tego, sam polubił ich zespół.
– Na boku handlowali dragami – powiedział, a ja poczułam się jakbym dostała z liścia w twarz. – Myślisz, że kłamię? – parsknął, kiwając głową z niedowierzaniem. – Itachi był zafascynowany pozostałą czwórką, gotowy skoczyć za nim w ogień. Został wciągnięty do ich chorej grupy, kiedy miał tylko czternaście lat, wykorzystywali go do robienia tego, czego sami już nie mogli wykonywać. Dostarczał ten syf do wielu niebezpiecznych miejsc, często ryzykując życiem. Wiesz, ile walczyliśmy, by go odzyskać? Gdyby w jego życiu nie pojawiła się Ryusaki, byłbym teraz jedynakiem. – Głos Sasuke wydawał się być przepełniony żalem. Choć po każdym wypowiedzianym przez niego słowie chichotałam, zamilkłam nagle. Czy mówił mi to tylko dlatego, że byłam córką Paina? Szczerze mówiąc, nic nie wiedziałam o przeszłości rodziców. Kiedy pierwszy raz spotkałam Itachiego Uchihę, dostrzegłam tatuaż, który był identyczny jak te, które mają członkowie zespołu i Konan.
– Czemu miałabym ci wierzyć? – zapytałam bez przekonania.
– Ichirei, nie mówię ci tego bez powodu – wyznał, zasysając dolną wargę. Jego dłonie zostawiały na kierownicy wilgotny ślad. – Oni nadal to robią. Obito, mój starszy kuzyn, załatwia towar. Wciągają w to coraz młodszych chłopaków. Najpierw był mój brat, potem Hidan, teraz zbierają nową grupkę. Zafascynowane nimi chłopaki są popychadłami na posyłki. – Na dźwięk imienia jednego z chłopców, wzdrygnęłam się. Sasuke nie kłamał. Wiedział o wiele więcej, niż było mi dane poznać.


Jasne, srebrzyste włosy tym razem opadają mu na czoło. Zawsze, gdy obserwowałam go z daleka, miał gładko zaczesane kosmyki. Z dnia na dzień wszystko coraz bardziej zaczynało się zmieniać. On się zmienia. Patrzy na mnie zauważył mnie. Choć Pain kazał mu czekać, wstaje i podchodzi do drzwi. Cofam się, jednak schody są zbyt daleko. Nie jestem w stanie uciec.
– Cześć blondyneczko, jestem Hidan – mówi, uśmiechając się ciepło. – Co tu robisz?
– Mieszkam – odpowiadam zmieszana.
– Masz dziś urodziny? – pyta ze śmiechem. Wciąż mam na głowie kretyńską, kolorową czapeczkę, którą założyła mi Mami. Zrywam ją jednym ruchem ręki i ciskam w kąt. Hidan zanosi się jeszcze głośniejszym rechotem.
– Kończę czternaście lat – szepczę, zawstydzona spuszczając wzrok. Słyszę kroki ojca, który wchodzi do domu. Speszona ruszam w stronę schodów.
– Wszystkiego najlepszego, blondyneczko – mówi, zanim całkowicie znikam na górze. Z zapartym tchem mknę do pokoju i zatrzaskuję drzwi. Moje serce bije jak oszalałe, nie mogąc wymazać z umysłu srebrzystych włosów i fiołkowych oczu. Uśmiecham się i osuwam po ścianie. Przykładam dłonie do rozgrzanych policzków. Wiem, że nie powinnam odczuwać tych wszystkich emocji, ale jest już za późno. Za późno.


Potrząsnęłam głową, chcąc wymazać wszystkie wspomnienia. Mój umysł nie był dziś zbyt łaskawy i wygrzebywał najczarniejsze, najgłębiej skryte myśli. Uchiha patrzył na mnie wyczekująco. Nie wiedziałam czego ode mnie oczekiwał. Nawet jeżeli tym razem mówił prawdę – a wszystko na to wskazywało – nie byłam w stanie nic zrobić. Nie od dziś wiedziałam, że Pain nie jest łagodnym barankiem. Jego ojcostwo zawsze było sztuczne, lecz czasem mniej, a czasem bardziej się starał.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – spytałam, obgryzając usta.
– Z początku myślałem, że o wszystkim wiesz – odparł, nie odrywając ode mnie wzroku. – Jednak gdy zacząłem spędzać z tobą więcej czasu, odkryłem, że jesteś niczego nieświadoma.  
Choć od jego ostatniego słowa upłynęły dobre dwie minuty – milczałam. Nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć. Pain mnie zranił. Chociaż jako mała dziewczynka dałabym się za niego pokroić, w chwili kiedy najbardziej potrzebowałam rodziców – oboje się ode mnie odwrócili. Mogłoby wydawać się to dziwne, lecz brak było we mnie jakichkolwiek sentymentów. Wszelkie uczucia, jakimi darzyłam Yahiko i Konan, z czasem się zatarły. Teraz ojciec był tylko formalnością. Kimś, kto zapewniał mi miejsce do mieszkania i wspierał finansowo. Skłamałabym, gdybym stwierdziła, że nie poczułam lekkiego ukłucia w sercu. Ostatnimi czasy traktował mnie i Mami tak, jak powinien od zawsze. Jeśli Sasuke mówił prawdę, to wszystko było tylko przykrywką; alibi, które mogłybyśmy potwierdzić, gdyby przyszło mu zeznawać przed sądem. Sprytnie ukrywał się przez tyle lat, zgrywając podstarzałego muzyka. Nigdy nie posądziłabym go jednak o bycie na tyle bezduszną osobą, by wykorzystywać dzieciaki do swoich przekrętów. Czy rodzina, którą stworzył z Konan, była tylko i wyłącznie kamuflażem?
– Nie rób takiej miny – powiedział Sasuke, uśmiechając się cierpko. – Nie dlatego się do ciebie zwracam, byś teraz się zamartwiała.
– A jak mam się zachowywać, kiedy chłopak, którego ledwo znam nagle mówi mi, że cała moja rodzina to jedno wielkie gówniane oszustwo?
W moim głosie było o wiele mniej uczuć niż się spodziewałam. Nie zaskoczyło go to. Jak dużo o mnie wiedział? Normalna dziewczyna załamałaby się i wybuchła płaczem. Ja nie czułam nic – kompletnie nic. Była to dla mnie tylko kolejna, zwyczajna informacja. Dzień jak co dzień, kurwa.
– Powinnaś wiedzieć – dodał, splatając dłonie, po czym oparł je o kierownicę. – Nikt nie może o tym wiedzieć, Ichirei.
– I mam nagle uwierzyć, że Sasuke Uchiha ze sławnego gnojka zrobił się rycerzem, ratującym życie bezbronnych chłopców? – prychnęłam, z impetem uderzając potylicą o zagłówek. – Dobre sobie.
– Sławnym gnojkiem? – Skrzywił się i pytająco przechylił głowę na bok.
– Och daj spokój, mogłabym wyliczyć osoby, które zraniłeś, ale obawiam się, że nie starczyłoby mi palców – burknęłam, nadal przetrawiając jego opowieść. Tak jak wierzyłam w jej prawdziwość, nie byłam w stanie uwierzyć w dobroduszność Sasuke.
– Kobiety, nie osoby – odpowiedział, uśmiechając się podle.
– Um, kobieta to nie osoba? Jeszcze słowo a Nie-osoba kopnie cię w twarz – warknęłam, niewiele myśląc o tym, co mówię. Nawet w tak poważnych sytuacjach musiał zachowywać się jak dupek. Stłukłabym go za te wszystkie biedne i naiwne laski, które do dziś się nie pozbierały z jego powodu.
– Żadnej z nich do niczego nie zmuszałem, jasne? – Uchiha wydawał się coraz bardziej zirytowany moją nagłą zmianą tematu. Nic nie mogłam na to poradzić, że najbardziej na świecie nie znosiłam niewyżytych seksualnie gnojków. – Większość z nich nie potrzebowała nawet zaproszenia. O randce nie wspomnę.
– Dobra, nieważne – westchnęłam i przetarłam zmęczone oczy. – Nic mi do tego – dodałam, a widząc jak jego kostki przestały bieleć od zaciskania palców na kierownicy i się rozluźnia, postanowiłam ponowić pytanie. – Czemu tak bardzo zależy ci na tych chłopakach?
– Teraz powinienem powiedzieć, że dbam o każde bezbronne dziecko, prawda? – spytał z sarkazmem, lecz zanim zdążyłam wypowiedzieć całe słowo, przerwał mi. – Ale ty i tak byś nie uwierzyła, więc powiem prawdę. Obito przyczepił się do Jeremiego. A ten szczyl słucha się go niczym bezpański kundel.
– Jeremiego? – Sądząc po tonie głosu Sasuke powinnam wiedzieć, kim owy Jeremy był.
– Brat Kejży i Mayako – uściślił, patrząc na mnie jak na kretynkę. Nie miałam pojęcia, że dziewczyny miały młodszego brata; Tsunade nieźle sobie pofolgowała.
– Uhm – bąknęłam, udając, że doskonale wiem o istnieniu Jeremiego. Z drugiej strony, znałam Okanao i Ryusaki od niedawna, nie miałam okazji porozmawiać z nimi na osobiste tematy. Wiedziałam tylko tyle, ile powiedział mi Naruto. A i ten niezbyt chętnie wspominał ciotkę.
– Kiedy Kejża i Itachi się zorientują, rozpęta się piekło. – Kontynuował, a ja zastanawiałam się o jakim piekle mówił. Na odpowiedź nie musiałam długo czekać. – Mój brat będzie gotowy oddać się w ręce policji, zaczną się przesłuchania, dochodzenia. Trzeba zdusić Akatsuki, zanim znów zaczną szaleć. Nie są młodzi, dopóki działają sami, mamy ich w garści. Musisz w jakiś sposób dać Painowi do zrozumienia, że jest na celowniku.
– Nie leży mi coś takiego. Raczej nie szukam kłopotów, ale skoro mogę pomóc to postaram się coś zrobić – powiedziałam, mając nadzieję, że nie pożałuję tych słów. Handel narkotykami to poważna sprawa, działając na własną rękę sporo możemy zaryzykować. Z drugiej strony, gdybym odmówiła – zżarłoby mnie sumienie. Chyba zbyt szybko podejmowałam decyzje, które zazwyczaj w późniejszym okresie rujnowały mi życie.
– Masz ochotę na kawę? – zapytał, kiedy oboje przez dłuższy czas nie odzywaliśmy się.
– Spóźnię się na zajęcia – mruknęłam, chwytając za klamkę.
– Podrzucę cię – zaproponował, jednak pokręciłam głową.
– Potrzebuję trochę czasu, okej? – przyznałam szczerze.
Nie chiałam zostać wciągnięta w całą sprawę, musiałam sobie wszystko poukładać. Kiedy Naruto był blisko, stawałam się zupełnie inną osobą. To on miał na mnie największy wpływ. Gdy się oddalał – zamieniałam się w żądnego przygód i nieodpowiedzialnego dzieciaka. Kiedyś wszystkie decyzje podejmowałam ostrożnie, zwykle ze strachu przed reakcją swojego przyjaciela. Teraz, kiedy zrozumiałam, że nic mnie z nim nie łączyło, moje hamulce znów puściły. Jeszcze nie wiedziałam dokąd pędzę, jednak było zbyt późno, żeby odpuścić.
– Ichirei? – Nim wysiadłam, Sasuke przytrzymał mnie za ramię. – To nie ja jestem tą osobą, która może cię zranić. Ja jestem osobą, która mimo wszystko może cię ochronić.
Nie wiedzieć czemu, na to wyznanie poczułam nieprzyjemny uścisk w gardle. Odwróciłam wzrok, by nie zauważył jak bardzo byłam poruszona tym przyjaznym wyznaniem z jego strony. Chociaż w stosunku do Sasuke byłam ostrożna, nie wiedzieć dlaczego zdecydowałam się obdarzyć go zaufaniem. To pierwszy raz, kiedy ktoś wspomniał o mojej przeszłości. Nie robił przy tym żadnych szopek. Widział dużo – nie, wiedział jeszcze więcej. Nie zadawał pytań; nie byłam pewna jaki dokładnie miał cel. Prócz ochrony Jeremiego – tym samym Itachiego i Kejży – musiał mieć też inne zamiary. Mimo wszystko, czułam ulgę na myśl o tym, że w końcu mogłabym podzielić się z kimś tym brzemieniem, którym wiele lat temu obciążyli mnie rodzice. W głębi duszy od samego początku podejrzewałam, że to nie on będzie osobą, która mnie skrzywdzi. Zabawne, że osobą, która zraniła mnie do żywego, był najlepszy przyjaciel. Natomiast potencjalny wróg postanowił mnie chronić. Doprawdy, przekomiczne.  


Kiedy czarny Jeep odjechał w siną dal, poczułam dziwną pustkę. Zbyłam Uchihę mówiąc, że potrzebuję czasu, by podjąć ostateczną decyzję. Jednak dopiero teraz zorientowałam się, iż nie miałam ani jednej osoby, z którą mogłabym na ten temat porozmawiać. Nawet pokój w akademiku był pusty.
Usiadłam w poprzek łóżka, opierając się plecami o ścianę. Nie chciałam, by Sasuke stał się kolejną osobą, której kurczowo bym się chwyciła. W dodatku nie miałam pojęcia co oznaczała groźba, którą otrzymałam. Powinnam pójść po rozum do głowy i odmówić wszelkiego kontaktu z Uchihą. Chociaż znałam go od niedawna, zawsze powtarzałam, że jest kretynem i gnojkiem. Z drugiej strony robiłam wszystko, co chciał. Wyczuł to. Widział, jak beznadziejnie samotną i roztrzaskaną wewnętrznie osobą jestem. Sarkazm w jego głosie i chłodne spojrzenia nie oznaczały wrogości. Było mu zwyczajnie żal. Żal Ichirei Tennotsukai, której przeszłość w niewiadomych okolicznościach odkrył. Poznał tylko zalążek tego, co przez wiele lat wyrzygiwałam, katując swój żołądek. Wiedział o rzeczach, o których nie miał pojęcia nawet Naruto. O moich rodzicach mógł powiedzieć więcej niż ja.
– Halo? – burknęłam, zanim zorientowałam się, że odruchowo odebrałam telefon.
– I-czi-rej. – Usłyszałam głupkowaty ton, który dotychczas wzbudzał we mnie sympatię.
Zlepek różnorakich uczuć owinął się dookoła mojego żołądka. Trzeba było przyznać, że chłopak miał niesamowite wyczucie. Ukradkiem odchrząknęłam, zakrywając dłonią głośnik.
– Naruto? – Spytałam, chociaż doskonale znałam głos po drugiej stronie słuchawki. Choć w myślach przeprowadzałam tę rozmowę tysiące razy, teraz moje gardło ogarnęła dziwna, nietypowa suchość.
– Sakura jest naprawdę kimś wyjątkowym dla mnie – zaczął, a ja poczułam dziwny uścisk wewnątrz. W duchu dziękowałam za to, że Uzumaki był na tyle niedojrzały, aby załatwiać te sprawy przez telefon. Wolałam już zgrywać idiotkę, niż po raz kolejny obnażyć swoje słabości.
– Nieważne – przerwałam, zanim cokolwiek dodał. – To co się wydarzyło jest nieistotne – burknęłam, mając nadzieję, że zrozumie tę nieudolną próbę załagodzenia konfliktu. W myślach odliczałam sekundy jego milczenia.
– Między nami wszystko w porządku? – spytał.
Słyszałam jak wyraźnie odetchnął z ulgą. Nic nie jest w porządku. Gdybym była choć odrobinę mądrzejsza, powiedziałabym prawdę. Język świerzbił mnie, aby przy tym wszystkim poprosić o radę w sprawie Uchihy. Zacisnęłam kilkakrotnie szczęki, by po chwili całkowicie się rozluźnić.
– Tak – powiedziałam, siląc się na przyjemny ton głosu. – Między nami wszystko w porządku. – Odczekałam te kilka sekund, które wypadało odczekać, po czym mruknęłam krótkie pożegnanie i rozłączyłam się.
Mimo wszystko – było dobrze. Dopóki moje uczucia nadal były skitrane wyłącznie w moim umyśle – naprawdę było dobrze.
Dziwne parskanie dobiegło moich uszu. Podskoczyłam jak oparzona, słysząc skrzypnięcie otwieranych drzwi. Widok Mayako z turbanem na głowie, przewiązanej ręcznikiem, lekko mnie oprzytomnił. Nie wiedzieć czemu, na jej twarzy w moment pojawiło się czyste przerażenie. Upuściła kosmetyczkę, którą ściskała w dłoni i w kilka susów doskoczyła do mnie. Owinęła mnie szczelnie ramionami, a ja stałam jak wryta nic nie rozumiejąc.
– Co się dzieje? – spytała, tuląc mnie do siebie coraz mocniej. Nie miałam pojęcia co właściwie miało miejsce. – Dlaczego płaczesz?
Płaczę? Dotknęłam wierzchem dłoni swojej twarzy, a kiedy poczułam śliski, wilgotny ślad – skrzywiłam się. Dopiero teraz połączyłam charakterystyczny odgłos parskania ze swoim przyśpieszonym, chrapliwym oddechem. Byłam dziwnie pusta. Pusta i wyprana z jakichkolwiek przyziemnych odczuć.


5 tygodni później


– Dlaczego jesteś takim idiotą? – zapytałam z sarkazmem, obserwując obnażonego ze wszelkich zasad moralnych Suigetsu.
Stał jako ten słup soli, ubrany jedynie w luźne, dresowe spodnie i wykrzykiwał moje imię jak oparzony. Przechodzący holem ludzie, patrzyli na nas z wysoko uniesionymi brwiami. Kiedy w końcu zdecydowałam się do niego podejść, zamknął swoją japę i uśmiechnął triumfalnie. Matsuri spoglądała w naszym kierunku z przeciwnego końca korytarza, śmiejąc się pod nosem. W końcu to ona pierwsza powiedziała, że tak to się skończy.
– Dobrze – prychnęłam i skrzyżowałam ręce na piersi. – Ale pójdę tam tylko ze względu na Kejżę i Itachiego – dodałam, kiedy jego usta wygięły się w ogromną podkowę.
– Misja zakończona sukcesem – powiedział i tak szybko jak wtargnął na teren uczelni, tak szybko go opuścił. Odwróciłam się na pięcie i wolnym krokiem ruszyłam w stronę przyjaciółki.
– „A nie mówiłam?” – przedrzeźniłam ironicznie jej głos, kiedy już otwierała usta, by sama to powiedzieć. Wybuchnęła śmiechem, a ja nie mogąc dłużej utrzymać powagi, zawtórowałam jej.
Choć od czasu domówki u Suigetsu unikałam spotkań z przyjaciółmi Sasuke przy alkoholu, zdążyłam się z nimi zaprzyjaźnić. Z początku miałam co do tego mieszane uczucia, lecz z czasem poczułam się przy nich jak przy starych kumplach. Odkąd na jedną z nasiadówek w domu Uchihów zabrałam Matsuri, dręczyła mnie swoimi sarkastycznymi uwagami względem moich nowych znajomych. Dziwkarz, wieczny gimbus, spaczona ślicznotka i napakowany samarytanin to nie było odpowiednie towarzystwo dla skromnej, cichej i trzymającej się dotychczas na uboczu Ichirei. Prawda?
Miałam mieszane uczucia względem Hinaty. Choć od kilku tygodni regularnie dostawałam wiadomości z pogróżkami, nie byłam pewna czy za sprawką Hyuugi. Kilka razy zdarzyło się, że SMS przyszedł, gdy dziewczyna siedziała naprzeciwko mnie, a jej telefon znajdował się pół metra dalej. Zbiło mnie to z topu. Ponadto, zawsze była dla mnie uprzejma. Z początku trzymała mnie na dystans, jednak z każdym spotkaniem dogadywałyśmy się coraz lepiej.
Drugą podejrzaną była jeszcze Sakura. Zrezygnowałam ze wspólnych treningów z nią i wycofałam się ze sparingów. Morino miał ochotę skopać mi tyłek, jednak im bardziej on był wściekły – tym mniej wiadomości otrzymywałam. Może to zbieg okoliczności, a może Haruno faktycznie uważała, że zajęłam jej miejsce w klubie. To mogłoby mieć sens, gdyby dziewczyna nie bała się mnie za każdym razem, kiedy stawałyśmy naprzeciw siebie na ringu.
– Ty się lepiej weź za naukę – powiedziała Matsuri, skutecznie sprowadzając mnie na ziemię. No tak, w końcu byłam w czarnej dupie jeśli chodzi o egzaminy końcowe. Nowe znajomości przewróciły moje ambicje do góry nogami. Coraz częściej zastanawiałam się jak Mayako to robi, że wiecznie baluje lub pracuje, a i tak wygrywa wszelkie, możliwe konkursy organizowane przez nasze miasto w dziedzinie humanistyki. Co zabawne, kiedy ostatnio została trzy dni w akademiku, aby się uczyć – spektakularnie oblała egzamin z literatury oświecenia i romantyzmu.
– Pójdziesz ze mną, prawda? – Zrobiłam minę potulnego szczeniaczka i ostentacyjnie pociągnęłam nosem.
– Nie przepadam za domówkami – odparła tonem nie wnoszącym sprzeciwu.
– Ale to impreza pożegnalna dla Kejży, nie będzie jej całe wakacje bo bierze udział w wymianie studentów – wyjęczałam na jednym wdechu. – Polubiłyście się jak ostatnio byliśmy u Sasuke, nawet wymieniłyście numerami. Co z ciebie za człowiek, Mats? – Wjechałam jej na osobowość, zawsze działało.
– Kiedy to jest? – prychnęła, krzywiąc się z niesmakiem. Kejża była jedną z niewielu osób, do których Matsuri pałała niewyobrażalną sympatią. Obie interesowały się medycyną i chociaż moja koleżanka z roku nie wiązała z tym przyszłości, a raczej traktowała jako ciekawostkę – przegadały pół wieczoru na tematy, o których przyziemny człowiek nie miał pojęcia. Skończyło się na tym, że o mały włos nie wplątała mnie w libację alkoholową.
– Dwa tygodnie po zakończeniu roku, czternastego lipca. – Przechyliłam głowę na bok i puściłam jej oczko. – Wiesz, że Gaara i Itachi przyjaźnili się od dziecka aż do końca studiów? – Gdy tylko wypowiedziałam magiczne imię, oczyma wyobraźni dostrzegłam jak stroszy uszy niczym nasłuchujący zając. – Bardzo prawdopodobne, że znajdzie się wśród gości na przyjęciu.
– Głupia jesteś – burknęła, kiedy dotarło do niej, że się czerwieni. Odkąd zaczęłyśmy pracę nad projektem z fizjologii, Matsuri dawała z siebie sto procent. Miło było patrzeć jak wytęża swój mózg i poświęca się dla znienawidzonego przedmiotu. – Jedziesz do domu na weekend?
To pytanie skutecznie zepsuło moje samopoczucie. Cholernie tęskniłam za Mami; nie byłam w domu od dwóch miesięcy. Jednak wizja konfrontacji z ojcem nie za bardzo mi się podobała. Odkąd poznałam prawdę o nim, czułam się dziwnie. Trudno będzie mi zachowywać się zwyczajnie, kiedy wiem jak wielkim sukinsynem był w przeszłości.
– Tak – przyznałam, po czym zerknęłam na zegarek. – Jeżeli uda mi się przeżyć następny wykład.
– Ostatnim czasy zrobiłaś się bardziej radosna – powiedziała brunetka, ruszając w stronę odpowiedniej sali. Podążyłam za nią. – To dobrze – dodała, uśmiechając się szeroko. – Miałam dość ducha Tennotsukai, zmory Uniwersytetu Toudai. – Szturchnęłam ja otwartą dłonią w ramię i parsknęłam śmiechem.


Faktycznie, od czasu ostatniej rozmowy z Naruto, poczułam, jakby spadł mi kamień z serca. Krótkimi słowami zakończyłam pewien etap w swoim życiu i obiecałam sobie do niego nie wracać. Czasem zdarzało mi się, że za nim tęskniłam; zwykle wtedy, gdy zostawałam sama na weekend w akademiku. Była to jednak specyficzna tęsknota. Taka, jaką odczuwa się za minionym wakacjami lub świętami. Po prostu – coś się skończyło, a ja miałam prawo czuć pustkę. Życie toczyło się dalej, co więcej mogłabym zmienić? W dodatku moje stosunki z Sasuke diametralnie się poprawiły. Może nie mogłam go nazwać jeszcze przyjacielem, ale był naprawdę dobrym kumplem. Jedyne co mi nie leżało – wciąż wykorzystywał naiwne dziewczyny. Choć z czasem dostrzegłam, że rzeczywiście same są sobie winne.


***


– Keito! – wrzasnęłam, kiedy poczułam na swoich plecach boleśnie wbijające się pazury. Kocur niemal zawył ze szczęścia. Mimo moich obaw, Pain dobrze się nim opiekował. Wciąż był tak samo grubym i leniwym kotem.
Wciągnęłam ciężką walizkę przez dość wysoki próg i rozejrzałam się po parterze. Zastając Yahiko w kuchni, w przewiązanym, białym fartuszku, zaczęłam się zastanawiać czy ojciec przypadkiem nie zwariował. Albo naprawdę dobrze grał, albo oszalał.
– Robisz ciasteczka? – Uniosłam jedną brew ku górze, a wtedy odwrócił się w moją stronę i pomachał upaćkaną w mące ręką. Handlarz narkotyków pełną parą.
Choć nadal czułam względem niego niesmak, musiałam przyznać, że jeśli chodziło o rodzinę, nigdy świadomie nas nie ranił. Popełniał wiele błędów, jednak utrzymywał nas. Nie oddał mnie i Mami do domu dziecka, nawet wtedy, kiedy Konan trafiła do psychiatryka.
Byłam rozbita. Według Sasuke, plotki o działalności Akatsuki nie były pewne. Nie potrafiłam podjąć tak niewygodnego tematu z osobą, którą musiałam oglądać na co dzień. Jeżeli miałabym zadziałać na niekorzyść Paina, musiałam mieć podsunięte pod nos niezbite dowody. Gdybym zdecydowała się karać go za przeszłość – sprawiedliwie powinnam osądzić także siebie.
– Co to za okazja? – spytałam od niechcenia i wyjęłam z lodówki karton mleka. Pociągnęłam solidny łyk, krzywiąc się z powodu niskiej temperatury napoju.
– Mami ma gościa – mruknął, jakby nie było to nic nadzwyczajnego, a ja omal nie dostałam ataku serca.
Dla Paina, który wcześniej widywał nas sporadycznie, nie było w tym nic nadzwyczajnego. W końcu każda dziewczynka z podstawówki ma przyjaciół. Każda, za wyjątkiem mojej siostry. Nie potrafiła dogadać się z innymi dzieciakami. Nawet jeśli w szkole zdarzało jej się rozmawiać z koleżanką, nigdy nie słyszałam, aby zaprosiła którąś do siebie.
Niewiele myśląc ruszyłam po schodach, zatrzymując się dopiero przed pokojem Mami. Drzwi były zamknięte; miałam kilka sekund aby ochłonąć. Nie mogłam wparować tam niczym nadgorliwa mamuśka. W ostatniej chwili zrezygnowałam i skierowałam się na górę, do swojego królestwa. Słyszała jak wchodzę. Kiedy będzie chciała, sama zdecyduje się mnie przedstawić.
Skrzywiłam się, kiedy dotarło do mnie, że moja walizka została na parterze. Mieszkanie na strychu bywało upierdliwe. Rzuciłam się na ułożoną gładko pościel, odwróciłam na plecy i rozłożyłam ręce na boki. Choć ten dom nadal był dla mnie nowy, pościele pozostały przesiąknięte znajomym zapachem. Od wielu lat używałam tego samego płynu do płukania, a jego woń zawsze kojarzyła mi się z własnym, przytulnym zakątkiem. Przechyliłam głowę na bok i dostrzegłam zakurzony polaroid.
Chociaż życie studentki powoli odmieniało moją osobowość, zaniedbywałam dawne pasje. W liceum nie potrafiłam z nikim bliżej się zaprzyjaźnić, pozostawałam trzymającym się na uboczu wyrzutkiem. Wtedy to odkrywałam coraz nowsze hobby i poświęcałam się nim w całości. Odkąd zamieszkałam w akademiku – ani razu nie dotknęłam swoich aparatów.
Zwlokłam się z łóżka i podeszłam do szafki, na której trzymałam sprzęt. Zawahałam się chwilę przy wyborze. Nigdy nie potrafiłam się zdecydować, kiedy miałam zabrać ze sobą jeden aparat. Dziś jednak problem nie był zbyt duży, nie planowałam pięknych jakościowo fotografii, więc lustrzanka pozostała na swoim miejscu. Chwyciłam torbę i wpakowałam do niej ciężki, toporny polaroid. Zostało mi czternaście zdjęć, więc w razie większego napływu weny, postanowiłam zabrać ze sobą niewielką, zwyczajną cyfrówkę. Do tej pory nie miałam okazji poznać Konohy i okolic. Od dawna tęskniłam za swoimi samotnymi eskapadami. Ostatni wypad do parku skończył się nieplanowaną bójką.
Gdy zerknęłam na zewnątrz, zdecydowałam się jednak włączyć lustrzankę. Pomarańczowe niebo, przyozdobione promieniami zachodzącego słońca było warte uchwycenia. Otworzyłam okno, by szyba nie zniekształciła widoku. Jednakże kiedy mój palec już przymierzał się do wciśnięcia spustu migawki, poczułam drażniący, charakterystyczny zapach. Słysząc dobiegające z kuchni odgłosy towarzyszące wypiekaniu ciastek, zmarszczyłam brwi. To nie był Pain.
Wychyliłam głowę przez okno, jednak nic nie dostrzegłam. Ogród był pusty. Wyszłam na dach i pociągnęłam kilka razy nosem. Ktoś ewidentnie palił papierosy. Nie chcąc wydawać pochopnych osądów, zeszłam na dół i stanęłam przed wejściem do pokoju siostry. To było niedorzeczne; Mami nigdy nie się sięgnęłaby po ten syf.
Zza drzwi dobiegała muzyka. Nie była głośna. Słyszałam stłumione głosy; były zniekształcone na tyle, że nie potrafiłam nawet rozpoznać, który należał do Mami. Nacisnęłam klamkę i popchnęłam lekko drzwi. Z początku myślałam, że są zakluczone, jednak gdy naparłam na nie całym ciałem, zamek puścił. Widok, który zobaczyłam, sprawił, że w oczach miałam chęć mordu.
Wysoki, niewiele starszy od mojej siostry chłopak stał przy otwartym oknie i uśmiechał się łobuzersko. W wyciągniętej dłoni trzymał papierosa, którego koniec znajdował się w ustach dziewczynki. Gdy ta zaciągnęła się, momentalnie zaczęła kaszleć, zasłaniając usta obiema dłońmi.
– Ciszej, bo ktoś przyjdzie! – jęknął chłopak i poklepał ją lekko po plecach. Najwyraźniej byli tak zaabsorbowani całą sytuacją, że nie zauważyli mojej obecności. Stałam jak zaczarowana, lecz jeden jedyny impuls wystarczył bym ruszyła przed siebie. Gdy tylko oddech Mami się uspokoił, chłopak po raz kolejny podsunął jej używkę pod nos.
W kilku susach dotarłam do dzieciaków i chwyciłam chłopca za nadgarstek. Z przestrachem upuścił papieros, który upadł na podłogę. Przydepnęłam go, ażeby nie zajęła się podłoga i siłą woli zmusiłam do opanowania. Inaczej dostałby bombę w twarz, a nie miałam w zwyczaju bić młodszych od siebie.
– Ty, siedź cicho – warknęłam, pchnięciem zmuszając go, by usiadł na szezlongu. – A ty – wskazałam palcem na siostrę, która opuściła ramiona, kuląc się w sobie. – Gadaj, co tu się dzieje?
– My tylko… – zaczął chłopak, ale zgromiłam go wzrokiem i zamilkł.
– Srylko. Ile ty masz w ogóle lat, szczeniaku? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.
Chłopak najpierw przybrał zacięty wyraz twarzy, ale po chwili spuścił wzrok i wpatrywał się uparcie w rozdeptanego peta.
– Jeremy jest rok starszy ode mnie – szepnęła Mami, bawiąc się palcami. Była bliska płaczu.
Jeremy? To imię coś mi mówiło. Zmierzyłam go wzrokiem od góry do dołu, lecz wyrzuciłam tę myśl z głowy. Choć było to rzadkie imię w Japonii, nie musiało być jedyne. Chciałam głęboko wierzyć, że nie było jedyne.
– Lepiej będzie, jak już pójdziesz, Jeremy – powiedziałam, hamując w sobie wszystkie negatywne odruchy. – Masz jak wrócić do domu?
Skinął głową i zerwał się na równe nogi. Nawet nie patrząc na siostrę, odprowadziłam go do drzwi i pożegnałam. Nie mnie było oceniać jego zachowanie, ale jeśli chodzi o Mami – nie mogłam być obojętna. Gdy wróciłam do pokoju, nadal stała w tym samym miejscu, przełykając nerwowo ślinę.
– Chyba nie muszę ci mówić, co papierosy mogą zrobić z tak młodym organizmem? – powiedziałam nadopiekuńczym tonem. Nie lubiłam przyjmować roli matki, ale najwyraźniej czasem sytuacja tego wymagała. – Co cię pokusiło, żeby palić? Co to w ogóle za chłopak?
Widziałam jak obgryza spierzchnięte wargi. Na jej ustach pojawiła się niewielka kropelka krwi, którą rozmazała wierzchem dłoni.
– Jest w mojej nowej klasie, to mój nowy przyjaciel – powiedziała w końcu, tak cicho, że musiałam się skupić, aby zrozumieć jej słowa.
– Zaskakująco dobrze dobierasz sobie przyjaciół – prychnęłam, lecz w moment pożałowałam swojej decyzji.
– A ty? – warknęła, biorąc gwałtowne wdechy. Oczy dziewczynki zaszkliły się, a policzki poczerwieniały ze złości. Zacisnęła swoje drobne dłonie w pięści i naparła na mnie, popychając mnie w stronę drzwi drzwi. – Nigdy nie miałam przyjaciela, a ty to wszystko zepsułaś! – krzyknęła, a z jej oczu popłynęły łzy. – Sama nie byłaś lepsza. Byłaś niewiele starsza jak paliłaś ze swoim chłopakiem. – Na słowo „chłopak” narysowała palcami cudzysłów w powietrzu. Uderzała we mnie dłońmi. Nie po to by zrobić mi krzywdę, lecz żebym się wycofała. Początkowo stawiałam opór, ale gdy sens jej słów dotarł do mojego umysłu, poddałam się. Kiedy tylko moje stopy przekroczyły próg, zatrzasnęła mi drzwi przed nosem.
Zraniłam ją, choć wcale nie chciałam. A ona całkowicie nieświadomie rozerwała moje serce na kawałki. Wspomnienia coraz częściej zalewały mój umysł. Odkąd tylko Naruto się oddalił, zaczęły wracać ze zdwojoną siłą. Atakowały mnie w niedogodnych chwilach, obnażając wszystkie moje słabości. I tym razem nie potrafiłam ich odgonić. Wpatrując się pustym wzrokiem w zamknięte drzwi, osunęłam się na kolana.


Wieczór jest parny i duszny, a mimo wszystko siedzimy w zamkniętej piwniczce. Tylko tutaj nie słychać przeraźliwych krzyków Konan. Zaledwie dwie godziny temu dostała przepustkę, by odwiedzić rodzinę, a ja już mam jej dosyć. Mami wyszła z opiekunką do wesołego miasteczka, na całe jej szczęście. Konan widzi więcej niż my. Widzi cienie i potwory, które wciągają ją w pułapki własnego umysłu. Boję się. Choć staram się odsunąć od siebie strach, nie potrafię.
Hidan ściska moją rękę. Im głośniej robi się na górze, tym mocniej jego palce oplatają się wokół moich. Do pomieszczenia wpada tylko wąska stróżka światła, z niewielkiego okienka pod sufitem, pozbawionego szybki.
– Weź głęboki wdech – mówi, podając mi papieros.
Jest inny niż te, które dotychczas widziałam. Nieregularnie skręcony. Jego zapach jest intensywny, słodkawy i niegryzący. Pozwalam, by położył mi go między wargami, po czym wykonuję polecenie.
– Teraz się uspokoisz – szepcze, głaszcząc mnie lekko po włosach.
Ten gest jest czuły. Wyjątkowo czuły. Od dawna nikt nie był dla mnie tak ciepły i serdeczny. Ufam mu, a po chwili, tak jak obiecał – uspokajam się. Błogi spokój rozlewa się w mojej głowie, wprawiając w przyjemne otumanienie.
– Co to? pytam, kiedy do moich uszu dochodzi dziwne stuknięcie.
Hidan momentalnie gasi papierosa. Jak na komendę odwracamy się w stronę okna, jednak z ulgą zauważamy tylko wielki nochal starego psa sąsiadów, który często przeskakiwał ogrodzenie. Czując dym, pies warczy z niesmakiem, lecz po chwili odchodzi.
Kładę ciężką głowę na kolanach Hidana i zasypiam.


To nie był papieros. Czy to właśnie wtedy widziała ich Mami? To był jedyny przypadek, kiedy paliliśmy w domu. Może to wcale nie był tylko pies sąsiadów? Może przyszedł zwabiony obecnością siostry, która zawsze rzucała mu piłki i pluszaki, by aportował?
W mojej głowie panował istny mętlik. Dotychczas myślałam, że moja przeszłość jest zarezerwowana tylko do mojego wglądu. Tymczasem było inaczej – byli inni, którzy wiedzieli. Chciałam czy nie, nie mogłam tego ukryć.
Czułam przerażenie na myśl o tym, że znów wspomnienia pochłoną mnie bez reszty. Nie mogłam na to pozwolić. Obrazy, które pojawiały się w mojej głowie, znów przychodziły pod wpływem nawet błahych impulsów. Znów byłam bezbronna. Znów pragnęłam z całych sił uczepić się Uzumakiego, który skutecznie przeganiał te natarczywe skurwysyny.


Znów chciałam, by wszystko ułożyło się w regularny i perfekcyjny, karciany domek.


***

Nie bijcie mnie za tę przerwę. Moje życie to jeden wielki brak czasu i zakwasy. Nawet nie mam kiedy się wyspać i odpocząć. Studia i treningi pochłaniały mi cały tydzień. W weekendy miałam kilka imprez rodzinnych i spotkań ze znajomymi także też odpadały. Teraz weekendowo robię weterynarza, także nie spodziewajcie się mnie za często. Tak czy inaczej, Peculiar żyje i nigdy nie umrze <3
Tak bardzo nie mogę się doczekać wakacji, że nawet nie macie pojęcia. Od wakacji zaczynam na poważnie pracę w remontowaniu starych blogów (CA i Uchiha Eyes). Także nawet tych, co czytali tamte opowiadania, serdecznie zapraszam do śledzenia nowych od lipca. Bo nowe wersje będą się różnić i chcę wnieść je na wyższy level. Macie być ze mnie dumni jak skończę je poprawiać.








5 komentarzy:

  1. To piękne, jak potrafisz sprawić, że najpierw kibicuję w stu procentach Naruto, robiąc z niego przeurokliwego słodziaka, a potem tak nagle przeskakuje to na Sasuke, że zapominam o tym pierwszym kompletnie <3 Tym bardziej, że nie chodzi o względy jakiejś Sakury hehe, tylko postaci OC, serio, do żadnej innej w całym świecie fanficków nie jestem tak przekonana jak do Ichi XD No, a poza tym pamiętam, że wszystko masz od A do Z zaplanowane, więc zastanawiam się, jaki to wszystko ma ze sobą związek, jaki wpływ, połączenie i w ogóóóle! Bo jest chyba trochę niewyjaśnionych wątków z poprzednich rozdziałów.
    Poza tym, jeśli chodzi o esemeski, to skłonna byłam się założyć o Hinatę, ale ilość sugestii w tym rozdziale powoduje, że w to wątpię, choć podświadomie na to liczę, bo nie lubię chyba nikogo, kto nosi to imię XDDD Choć tu jest też kompletnie inna, ale no, nie przepadam za nią w opór :-( Z drugiej strony typowanie Sakury też wydaje się zbyt proste, ale no, poczekam i zobaczę!
    Ej właśnie kurwa w tym momencie zobaczyłam 0% następnego rozdziału żal.
    A więc no, machaj jak najszybciej, pragnę kolejnych nieoczekiwanych zwrotów akcji, i tych powolutku tłumaczących się wątków! Buziaki z pozdrówkami! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czemu, ale Twoje komentarze zawsze poprawiają mi humor. Są takie pełne energii i jednocześnie pozytywne. Okropnie mobilizujesz mnie do pisania, nawet wtedy, kiedy czuję się wyprana z weny. Dziękuję :****

      Usuń
    2. <3 no to dawoj dawoj, widzę jak procenty rosnommmm. w sumie ten marzec dość niedawno był, a mam wrażenie, jakbym pisała ten komentarz milion dni temu XD

      Usuń
    3. Jedna beta już zadziałała, teraz czekam na korektę Kejżulki, poprawię i wrzucę :D

      Usuń
    4. Jedna beta już zadziałała, teraz czekam na korektę Kejżulki, poprawię i wrzucę :D

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO