9 sierpnia 2016

8. O nic nie pytaj

Twoje dzieci chorują z niemocy
mają życie usłane cierniami
depresja zabija marzenia jak trotyl
jeden jest zdrowy na stu
opętanych


Zbolałe spojrzenie jego czarnych oczu zaczynało mnie już drażnić. Wiedziałam, że wyglądałamjak półtorej nieszczęścia, a on musiał mi o tym notorycznie przypominać. Skrzywił się, kiedy ostentacyjnie dotknęłam jednego z siniaków na policzku. Czułam lekkie mrowienie, gdy krew powoli odpływała z naczyń włosowatych. Znów zmarszczył nos, jakby poczuł niemiły zapach.
– Nie udawaj Matki Teresy –  prychnęłam, przeczesując palcami wilgotne włosy.
– Całkiem to wygodne, że nie muszę – odparł, przybierając swój tradycyjny, wiecznie chłodny wyraz twarzy, po czym opuścił głowę na oparcie kanapy i przymknął powieki.
Wsłuchiwałam się w uspokajający szum suszarki, który od dobrych trzydziestu minut nie ustawał. Kejża obiecała zwolnić łazienkę półtorej godziny temu, jednak zabarykadowały się razem z Tenten i nawzajem układały sobie włosy. Zaczynałam tracić nadzieję na osuszenie swoich mokrych kosmyków przed przybyciem reszty gości. Z drugiej strony cieszyłam się, że możemy skorzystać z łazienki Uchihów; do imprezy nie zostało wiele czasu, a ja po podróży pociągiem w takim upale, byłam cuchnąca i spocona jak prosiak.
Byłoby jeszcze lepiej, gdyby Mayako nie okupowała toalety w swoim domu, przez co siostra zmuszona była uczynić to samo, co ja.  
– Czemu macie tak wyrąbistą willę, a tylko jedną łazienkę na piętrze? –  spytałam, po czym zrzuciłam ze stóp puchate kapcie i wyciągnęłam nogi wzdłóż kanapy. Ułożyłam głowę na kolanach Sasuke, a kiedy nie protestował, umościłam się jeszcze wygodniej. – Musiało to być dość upierdliwe.
– Była druga, przy pokoju Itachiego, ale kiedy dostaliśmy kawalerki, rodzice przerobili ją na saunę –  powiedział niczym automat, zachrypniętym od dłuższego milczenia głosem. – Trzecia należy do mamy, ale sama rozumiesz.
– Nawet nie śmałabym tam wchodzić pod jej nieobecność – dokończyłam za niego i także zamknęłam oczy.
Czas dłużył się niemłosiernie. Itachi wraz z Juugo i Suigetsu jeszcze nie wrócili ze sklepu, przez co w domu panował zbyt duży spokój. Nie było nic do roboty, całe potrzebne jedzenie przygotowałyśmy z Kejżą i Mayako już rano, a teraz pozostawało mi tylko doprowadzić swoją twarz do porządku.
Wolałam nie patrzeć w lustro, które nieubłagalnie czekało na mnie w łazience. Od incydentu z Karin minęło tak wiele dni, a ja nadal wyglądałam jak po bliskim spotkaniu z ciężarówką. Siniaki z barwy czerwono-niebieskiej stały się lekko zielonkawe, co wcale nie prezentowało się lepiej. Wręcz przeciwnie, jeszcze trudniej było mi je ukryć pod makijażem, żeby jednocześnie nie wyglądać jak rosyjska laleczka.
– Dlaczego Naruto? – Usłyszałam, kiedy do mojej głowy powoli wkradał się przyjemny sen. Drgnęłam lekko, niespodziewanie wybudzona. – Dlaczego kochasz Naruto? – powtórzył.
Wiedziałam, że kiedyś ktoś zada mi takie pytanie, ale mimo wszystko mnie nie speszyło. Właśnie to lubiłam w Sasuke. Jego beznamiętny, obojętny ton, jakby rzucił je tylko mimochodem. Nie musiałam wyciągać na wierzch swoich uczuć, oczekiwał zwięzłej odpowiedzi, był po prostu ciekawy. Jego oziębłość i arogancja, choć wcześniej mnie irytowały, teraz były swego rodzaju oazą.
– Myślę… – zaczęłam, dochodząc do wniosku, że sama się nad tym niewiele zastanawiałam. Wcześniej wolałam nie dopuszczać do siebie niewygodnych myśli. Ku mojemu zdziwieniu, znałam odpowiedź. – Myślę, że to nie o niego chodzi – wyznałam zgodnie z prawdą. Czułam, iż w końcu powinnam z siebie wyrzucić słowa od dawna cisnące się na mój język. Już ponad godzinę byliśmy sami w pomieszczeniu – lepsza okazja mogła nienastąpić.
– Nie rozumiem.
Otworzyłam oczy i popatrzyłam na Uchihę. Nie wydawał się zainteresowany tematem. Przez chwilę zastanawiałam się czy powinnam kontynuować rozmowę, w końcu nie pierwszy raz tknął tak osobistego tematu. Odgarnął wilgotny kosmyk z mojego czoła i popatrzył wyczekująco.
Nie chciałam, by wziął mnie za kogoś, kto zbytnio przywiązuje się do ludzi, ale właśnie taka była prawda. Przez całe życie, niczym rzep byłam przyczepiona do jednej osoby, a potem zamykałam się w sobie, kiedy ta nagle znikała z mojego otoczenia. To było iście żałosne i nieodpowiedzialne. Czułam złość, zwłaszcza kiedy uświadamiałam sobie, iż Uchiha jest dokładnie jedną z tych osób.
– Kiedy teraz o tym myślę, wydaje mi się, że nie o niego chodziło – powiedziałam, skubiąc palcami skrawek kanapy. Zamilkłam na moment, kiedy niespodziewanie szum suszarki ucichł; zastąpiły go stłumione, dziewczęce śmiechy. – Miał na imię Hidan – dodałam z cierpkim uśmiechem.
Pierwszy raz od wielu lat wypowiedziałam to imię na głos. Nadal wywoływało we mnie mieszane uczucia; smutek i gorycz przeplatane były ulgą. Kanciasty głaz, który ciążył mi na sercu, odrobinę się zsunął, dając choć chwilę wytchnienia od ciężaru, jaki dane mi było dźwigać.  
– I co się z nim stało? – zapytał bez ogródek, chwytając kolejne pasmo moich włosów. Zaczął nawijać je sobie na palec.
Nie patrzył w moje oczy, nie wymagał żadnych zwierzeń i nie oczekiwał dalszej rozmowy. Chyba właśnie dlatego tak łatwo było mi prowadzić konwersację. Tylko czy potrafiłam dalej mówić? Nie miałam co powiedzieć, dlatego to wszystko było zbyt zagmatwane. Wiele razy chciałam wykrzyczeć wniebogłosy wszystko, co boleśnie wpijało się w serce, ale gdy otwierałam usta, nie było nic, co mogłoby się z nich wydostać. Żadnego odpowiedniego słowa.
– Kto wie? – szepnęłam w końcu, rezygnując z prezentowania mu skrawków układanki, której sama nie potrafiłam poskładać w całość.
Kto wie?
Najbardziej na świecie chciałam poznać odpowiedź na to pytanie. Najgorsza była świadomość, że nie było nikogo, kto mógłby podsunąć mi choćby maleńką wskazówkę. Od ośmiu lat żyłam w błogiej, lecz bolesnej nieświadomości. Błogiej dlatego, iż lepsza była niewiedza niż widok zimnego nagrobka. Jeżeli jednak moje koszmary, dziwnym zbiegiem okoliczności, mogłyby się ziścić i faktycznie nie miałam już kogo szukać, wątpiłam, że w ogóle istniał jakiś nagrobek.
– Leć zanim się rozmyślą – powiedział Sasuke, widząc wchodzące do salonu dziewczyny.
Zmierzyłam je od góry do dołu bacznym spojrzeniem. Tenten porzuciła swoje codzienne koczki na rzecz grubego, plecionego od samej góry warkocza, udziwnionego wpinanymi kwiatkami, który był najwyraźniej głównym powodem blokowania łazienki. Jego intensywny brąz mocno kontrastował z białą, zwiewną koszulą, wsuniętą w obcisłe szorty. Musiałam przyznać, że pierwszy raz odkąd ją poznałam, nie wyglądała jak chłopczyca.
Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak Kejża. Uniesione u nasady włosy zebrała w dość wysoki, pofalowany papilotami kucyk, dodający jej kobiecości. Chociaż wcześniej nie wyobrażałam sobie Ryusaki w czymkolwiek innym niż żakiety i skromne szpilki, w krwistoczerwonej, krótkiej sukience wyglądała oszałamiająco.
– Fiu fiu – mruknął Sasuke i gwizdnął przeciągle, prześlizgując wzrokiem wzdłuż jej nóg, na co ta pokazała mu środkowy palec i zniknęła w kuchni.
Zabolał mnie fakt, że choćbym założyła najpiękniejszy łaszek świata, nigdy nie dorównałabym jej urodą. Pewnie gdyby chodziło o kogoś innego, zazdrość wypaliłaby mi umysł, jednakże w stosunku do Kejży czułam tylko podziw.
– Brałbyś? – spytałam, rzucając mu wymowne spojrzenie. Zaśmiałam się, widząc, jak przez chwilę zabrakło mu słów. Był taki przewidywalny, kiedy chodziło o kobiety i wiedziałam, że powstrzymywał się tylko ze względu na brata.
Wsunęłam obie ręce do torby, by wygrzebać z niej wygniecioną i wyświechtaną od pudru kosmetyczkę. Ruszyłam do łazienki, po czym zaczęłam wykładać wszystkie niezbędne do zamaskowania siniaków kosmetyki. Włosy niemal całkowicie zdążyły mi wyschnąć, co przy takiej długości mogłam nazwać cudem, niestety w złym tego słowa znaczeniu. Poskręcały się w dość mocne fale, tworząc na głowie istny stóg siana.
– Nie bardziej niż ciebie. – Aż wrzasnęłam, czując czyjeś ręce na swoich biodrach. Automatycznie, nim się odrwóciłam, popatrzyłam w małe lusterko znajdujące się na szafce i przeklęłam dziewczyny za włączenie muzyki. Głośne rytmy disco polo skutecznie zagłuszyły kroki tego podstępnego drania. Nigdy nie dałby mi za wygraną.
– Przekraczasz wszelkie granice przyzwoitości, Uchiha – burknęłam, wypychając go za drzwi.
Dopiero kiedy usiadłam na metalowym krzesełku i zaczęłam nakładać na twarz korektor, w pełni zrozumiałam jego żartobliwe słowa, tyczące się mojego wcześniejszego pytania. Poczerwieniałam jak truskawka, ciesząc się, że byłam sama. Nie znosiłam tego typu zgrywania się, nie miałam specjalnie dużego doświadczenia w temacie kontaktów damsko-męskich, więc zachowywałam się jak zawstydzona gimnazjalistka przy najdrobniejszym żarcie dotyczącym seksu. W dodatku jedyne wspomnienie jakie z tym wiązałam, było na tyle niemiłe, że kłuło niczym wbita w oko drzazga.
Skarciłam się w myślach, kiedy zorientowałam się, iż mimo wszystko jego zachowanie mi schlebiało. Nie byłam żadną seks-bombą, wręcz przeciwnie. Zawsze marzyłam, aby Naruto popatrzył na mnie w podobny sposób, a jednocześnie nie robiłam nic w tym kierunku. Ubierałam się zwyczajnie, makijaż ograniczałam do minimum, trenowałam kickboxing, co tym bardziej odejmowało mi kobiecości. Wątpiłam, że mogłabym się spodobać Uzumakiemu, a co dopiero gustującemu w wytapetowanych lafiryndach, Sasuke.
Puder zakrył większość siniaków, z wyjątkiem tego najbardziej wydatnego na kości policzkowej. Pod warstwą kosmetyku wyglądał obrzydliwie, więc starłam część podkładu i pozostawiłam go widocznego. Podkreśliłam delikatnie brwi i nałożyłam odrobnę tuszu do rzęs, by zmiejszyć kontrast między dość mocno umalowaną skórą, a pozostałym elementami twarzy.
Popatrzyłam na wyświetlacz telefonu, zanim jeszcze rozległ się dźwięk dzwonka.
– Co jest, Mats? – mruknęłam, przykładając aparat do ucha.
– Dzwoniłaś – powiedziała, przypominając mi o połaczeniu, którego uprzednio nie odebrała.
– Dwie godziny temu – prychnęłam. – Obiecałaś, że przyjdziesz – dodałam oskarżycilskim tonem.
– Dobrze wiesz, że nie odnajduję się w takim towarzystwie – burknęła, lekko znudzonym głosem. – Imprezy to nie mój styl, poza tym rozmawiałam z tymi osobami może dwa razy w życiu.
– Z tego co wiem, z Kejżą dobrze się dogadujesz – powiedziałam, wolną ręką ścierając kropki rozmazanego tuszu. – To właśnie dla niej, jutro z samego rana wyjeżdża.
– Sama nie wiem. – Dziewczyna nadal nie była przekonana, ale miałam w zanadrzu kartę przetargową.
– A ja wiem, że jest coś, co cię przekona – szepnęłam tajemniczo. Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. – Ma około sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu, tatuaże i badziewne czerwone włosy. – Mój głos przepełniony był sarkazmem, ale czułam, że to podziała.
Rozłączyła się.
Z triumfalnym uśmiechem odłożyłam telefon na toaletkę i zabrałam się za wykonanie ostatnich poprawek makijażu. Wiedziałam, że teraz przyjdzie, choćby miała zasuwać na pieszo z Europy.
– Ichirei wyłaź stamtąd! – Głośny, pełen desperacji wrzask Suigetsu oznajmił mi o powrocie chłopaków ze sklepu. – Zaraz się zeszczam.
Gdy tylko przekręciłam klucz, chłopak z impetem wpadł do łazienki i jednym susem doskoczył do toalety. Zamknęłam oczy, widząc jak spanikowany rozpina rozporek i w ułamku sekundy się stamtąd ulotniłam.
– Już śmierdzisz piwskiem! – krzyknęłam na odchodne, zatrzaskując za sobą drzwi.


Kiedy weszłam do salonu, zdziwiona zauważyłam, że nikogo w nim nie było. Uniosłam wysoko brwi, słysząc głosy za oknem. Najwyraźniej, ze względu na naprawdę piękną pogodę, postanowili przenieść się na taras. Wciąż ubrana w sprane spodenki i poplamioną koszulkę, ruszułam w stronę szklanych drzwi, prowadzących na ogród.
– Gdzie mogę się przebrać? – spytałam, stając koło Itachiego, który z lekkim rozbawieniem obserwował chłopaków, wykłócających się o miejsce rozstawienia grilla.
– Możesz w moim pokoju – zaproponował. – Kochanie, pójdziesz z nią? – poprosił Kejżę.
Mimo, iż zajęta była rozkładaniem jednorazowej zastawy, ochoczo skinęła głową, zerkając porozumiewawczo w stronę swojego chłopaka.
Coś było nie tak. Zachowywali się jakby tylko czekali aż zadam podobne pytanie. Ruszyłam jej śladem na górę, po drodze przerzucając sobie przez ramię torbę z ubraniami na zmianę, by po chwili znaleźć się w najbardziej nietypowym pokoju, jaki kiedykolwiek widziałam.
Nie znajdowało się w nim kompletnie nic, prócz ogromnego łóżka, małej szafki i zajmującej pół ściany komody, na której spoczywał laptop. Szara farba sprawiła, że wnętrze wydawało się nad wyraz zimne, zupełnie nie pasowało mi do ciepłego i przyjaznego Itachiego. W progu zrzuciłam z nóg kapcie i stanęłam bosą stopą na mięciutkiej wykładzinie.
– Uf, nie wygniotło się – szepnęłam, wyjmując z torby, złożoną w nieregularną kosteczkę, kupkę ubrań.
Zakładając na siebie dżinsową koszulę bez rękawów i białe, poprzecierane spodenki, czułam się głupio. Wszystkie dziewczyny wyglądały cudownie, a ja znów byłam tą bezpłciowo przyodzianą, Ichirei. Rzuciłam okiem na swoje czarne – i dzięki bogu tym razem wyjątkowo czyste – trampki, a potem przeniosłam wzrok na leżące w progu sandałki Kejży. Nieco inaczej wyobrażałam sobie grilla. Gdybym wiedziała, że odbędzie się w rezdencji Uchihów, zapewne włożyłabym coś bardziej eleganckiego.
– Zaczekaj chwilę – powiedziała Ryusaki, kiedy byłam już gotowa. Nie spodobał mi się jej ton.
– Coś się dzieje? – zapytałam, lekko zaniepokojona.
– Razem z Itachim zdecydowaliśmy, że powinnam z tobą porozmawiać – zaczęła, po czym przysiadła na krawędzi łóżka. Poszłam jej śladem, czując jak moje serce nieprzyjemnie zakołatało. Nie miałam pojęcia co mogło im chodzić po głowie. – Chodzi o Sasuke – dodała, zupełnie jakby czytała w moich myślach.
– Ach, tak? – mruknełam, nadal nie rozumiejąc w czym rzecz.
– To nie nasza sprawa, oczywiście zrobisz co będziesz chciała – odparła, po raz kolejny owijając w bawełnę. Niecierpliwość zaczęła mnie powoli doprowadzać do paniki. – Pewnie doskonale zdajesz sobie sprawdę, że wszystkie plotki kłębiące się wokół Sasuke są prawdą?
Tego się nie spodziewałam. Już dawno zdążyłam zapomnieć o fakcie, iż młodszy Uchiha był najbardziej znienawidzonym i najsilniej pożądanym obiektem wśród kobiet. W zależności od tego, czy którąś już przeleciał, opinie były rozdzielone na dwa skrajne fronty. Jednak sprawa mnie nie dotyczyła, nasze relacje miały ograniczać się wyłącznie do koleżeństwa.
– Jesteśmy przyjaciółmi – powiedziałam, ze zdziwieniem orientując się, że mój głos miał zbyt obronny ton. – Poza tym, kiedy się go bliżej pozna, wcale nie jest taki zły – dodałam uspokajająco.
– I właśnie tego się obawiamy – burknęła, poprawiając kucyk. – Odkąd się przyjaźnicie, “nie jest taki zły”. – Namalowała w powietrzu cudzysłów. – Nie wiemy, co on planuje. Możesz mi wierzyć lub nie, ale Sasuke nie potrafi “nie być taki zły”.
Pierwszy raz, odkąd poznałam Ryusaki, miałam w stosunku do niej negatywne odczucia. Gdzieś w głębi serca wiedziałam, że mówi to wszystko wyłącznie z troski, jednak jej słowa wprawiły mnie w bojowy nastrój. Nagle wszystko w jej osobie zaczęło mnie irytować: seksowna sukienka, idealna twarz i perfekcyjna figura. Zacisnęłam zęby, szukając odpowiednich słów.
Miała rację, Sasuke był do tej pory nieprzewidywalnym draniem. Mi też trudno przyszło sobie wyobrazić, że nasza przyjaźń mogła coś w tym kierunku zmienić. Nie byłam nikim wyjątkowym. Jednakże nie wiedzieć czemu, odniosłam wrażenie, że zwracała się do mnie jak do kolejnej, zwariowanej na jego punkcie siksy.
– Może zejdźmy już na dół? – zaproponowałam, nie chcąc wywołać niepotrzebnej kłótni. Kątem oka widziałam jak kręci głową z dezaprobatą i ugryzłam się w język, by nie powiedzieć za dużo. Naprawdę, z całego serca ją lubiłam i doceniałam starania, lecz nieświadomie ugodziła w czuły punkt.
A może ma rację?
Cichy głosik rozsądku zastukał gdzieś do tajemniczych drzwiczek mojego umysłu. Może faktycznie byłam kolejną ofiarą, która dawała się nabierać na maślane oczka i łagodny temperament? Może nie byłam pierwszą, którą w taki sposób traktował, by osiągnąć swój cel? Może to wszystko gra, a ja tańczyłam tak, jak mi zagrał. W końcu wiedział o mnie tak dużo, znał Paina i Konan, znał Naruto i większość moich nowych przyjaciół. Może uważał, że jestem taka sama jak moi rodzice i chciał się zemścić za całe zło, jakie rzekomo wyrządził jego bratu, mój ojciec?
Czyżbym dała się złapać w sidła Uchihy?
To było niedorzeczne. Mógł mieć każdą, a nigdy nie próbował – prócz kilku kiepskich żarów – otwarcie pokazać swojego zainteresowania moją osobą. Jedynie w mało śmiesznych żartach i przepychankach słownych. Chyba, że nie chodziło mu o seks, a o coś zupełnie innego.
Zeszłam po schodach, w skupieniu analizując wszystko, co wiedziałam o Sasuke. Ani przez minutę nie pokazał, że mógł być nieszczery. W głowie miałam istny chaos.
– Mayako! – krzyknęłam, widząc w progu roztargnioną blondynkę, niosącą dwie spore siatki. Inuzuka człapał za nią, równie obładowany.
– Napadłaś na monopolowy? – prychnęła Kejża, kiedy zeszłyśmy ze schodów i w czwórkę stłoczyliśmy się w kuchni.
Wzięła od siostry jedną z reklamówek i zaczęła upychać butelki z piwem, do i tak już przepełnionej lodówki.
– Jeszcze mi podziękujesz, chlejusie – odparła Okanao, z dumą wręczając kolejne dwa worki. Kiba puścił oczko do brunetki i zapobiegawczo opuścił pomieszczenie. – Ostatnio w Rasenganie schlała się jak świnia – wyjaśniła Maya, gdy uniosłam ze zdziwieniem brwi.
– Powiedziała ta, którą Naruto wynosił na plecach – warknęła Ryusaki, pokazując jej język.
Dziwny ucisk w piersi znów sprawił, że wzięłam kilka płytkich oddechów. Nie byłam pewna czym został spowodowany. Wspomnieniem imienia niespełnionej miłości czy może faktem, że nie zostałam zaproszona? W tym samym momencie dotarło do mnie, że mimo wszystko Naruto zawsze będzie ich bliskim kuzynem, a ja tylko niepotrzebnym balastem. Jak zwykle w takich momentach, uśmiechnęłam się szeroko i wdałam w typową pogawędkę “o niczym”.
Wracając na taras, dostrzegłam drobną brunetkę, siedzącą nieśmiało przy owalnym stole. Jeśli moja karta przetargowa się nie pojawi, miałam przesrane.


***


– Kiedy wracasz do Tokio? – spytałam brunetkę, gdy ta przyniosła mi kolejne piwo.
Czułam się już mocno podchmielona, lecz mimo wszystko, bawiłam się zbyt dobrze, by odmówić. Alkohol zmył wszelkie negatywne uczucia względem Ryusaki i znów doskonale się dogadywałyśmy.
– Wbrew temu, co szerzy Sugietsu, wyjeżdżam tylko na trzy miesiące – odparła, stukając się ze mną i resztą dziewczyn butelkami. – Po wakacjach wracam normalnie na studia, to tylko letni kurs.
– Tylko letni kurs?! – wrzasnęła Matsuri, stukając się palcem w czoło. –  Dziewczyno, wyjeżdżasz do USA, ja bym się posikała z radości.
Nie mogłam powstrzymać rozbawienia. Widok pijanej Matsuri był doprawdy przekomiczny. Z wycofanej, spokojnej artystki, zmieniała się w sympatyczną i kochaną przyjaciółkę całego świata. Jeszcze niedawno zarzekała się, że imprezy to zupełnie nie jej styl. Zaczęłam żałować, że nigdy przedtem nie umówiłyśmy się na żadne piwko. Dopiero Ryusaki i Okanao nauczyły nas, jak powinni żyć studenci, w niekoniecznie dobrym tych słów znaczeniu.
– Mamy dziś niespodziankę nie tylko dla Kejży, ale także dla ciebie – zaśmiałam się, widząc przemykający wewnątrz domu cień.
Nie musiałam mówić nic więcej. Widziałam jak źrenice Matsuri rozszerzają się do kolosalnych rozmiarów, kiedy przez drzwi balkonowe wszedł wysoki mężczyzna z ufarbowanymi na czerwono, dość krótkimi włosami. Kilka kosmyków opadało mu na czoło, tworząc obraz typowego “złego chłopca”. Porzucił oficjalny ubiór na rzecz luźnego, czarnego topu i obcisłych spodni tego samego koloru. Jego tatuaże były widoczne w niemal pełnej okazałości.
Pomimo dość kontrowersyjnego wyglądu jak na belfra, zastanawiałam się czy nie będę czuła się niezręcznie w towarzystwie własnego wykładowcy. Był niewiele starszy od Itachiego, lecz wciąż nie wiedziałam, jak się zachować.
– Cześć wszystkim – przywitał się, najpierw ściskając dłoń każdej dziewczyny z kolei. Widziałam jak ręka Matsuri lekko się trzęsie, kiedy wypuścił ją z uścisku swoich palców. Sabaku chyba również to dostrzegł, bo posłał mojej przyjaciółce lekki uśmiech. Odwróciłam wzrok.
– Cześć wszystkim! – Zza tarasowych drzwi wdarł się jeszcze jeden głos. Poczułam się jakby ktoś kopnął mnie w twarz i w moment wytrzeźwiałam. – Wybaczcie spóźnienie, zabiegani jesteśmy ostatnio.
Właściciel głosu, wprowadzony zapraszającym gestem Itachiego, wykroczył na zewnątrz budynku. Chciałam być spokojna, w żaden sposób nie pokazać, jak bardzo to wszystko na mnie działało. Ugryzłam się w język i skupiłam wyłacznie na promieniujacym od niego bólu.
Prześlizgnęłam spojrzeniem po sylwetce blondyna, skupiając się na wyciągniętej w przeciwnym kierunku ręce. Sunęłam wzrokiem wzdłóż niej, aż dotarłam do palców, splecionych z inną dłonią – mniejszą i delikatniejszą. Poczułam zbierające się nudności.
– Hej – powiedziałam, starając się, by mój głos nie brzmiał piskliwie.
Haruno stanęła nieśmiało, lecz zachęcona przez Uzumakiego, usiadła pomiędzy Mayako a Tenten. Okanao posłała Kejży krótkie, pełne obrzydzenia spojrzenie. Ukryłam uśmiech – przykładając do ust szyjkę butelki. Może i nadal kochały Naruto, ale co do jednego byłam pewna: do Sakury pałały czystą nienawiścią i nie było to spowodowane tylko moimi rozterkami.
Spuściłam głowę, zasłaniając jak najbardziej twarz włosami, co było bezcelowe. Uzumaki nawet nie popatrzył w moim kierunku, celowo unikając jakiejkolwiek konfrontacji. Na kilka sekund zapadła cisza, lecz jak na komendę, nagle wszyscy powrócili do niedokończonych dyskusji.
– Jezusie, jestem głodna jak wilk! – jęknęłam, czując zapach smażonego bakłażana.
Wzięłam talerzyk i nałożyłam sobie wszystkiego po trochu, od sałatki ziemniaczanej, aż po soczystego, dobrze wypieczonego szaszłyka. Maya skrzywiła się, widząc jak pochłaniam dania w mgnieniu oka.
– Nie żryj tyle, spaślaku – zażartowała, rzuciwszy we mnie gronkiem drobnego winogrona. Kuleczki rozsypały się, lądując częściowo w talerzu i na włosach. Matsuri marszcząc nos wyplątała owoce z moich kosmyków i cisnęła nimi na trawnik.
– Mój kochany pulpecik – powiedział Sasuke z udawaną czułością, odłączając się od kumpli. Pogładził mnie po włosach, czego szczerze nie znosiłam.
– Odczepcie się – burknęłam z ustami pełnymi jedzenia.
– Doprawdy urocza – dodał, ciągnąc mnie za wypchany policzek.
Widząc moją minę, dziewczyny wybuchły niepohamowanym śmiechem. Wszystkie oczy skierowały się ku nam, przez co spiekłam raka. Nie lubiłam być w centrum zainteresowania, zwłaszcza kiedy miałam buzię umazaną sosem barbecue.
Naruto na ułamek sekundy popatrzył w moją stronę, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, wyraz jego twarzy diametralnie się zmienił. Szeroki usmiech przeobraził w niezrozumiały grymas, zaś ten po chwili przerodził w minę pełną wściekłości.
Wstał od stołu, wywracając składane krzesło, na którym siedział i ruszył w moim kierunku. Widząc zaciśniętą w pięść dłoń, zmarszczyłam brwi. Zamachnął się, a ja skuliłam i wydałam z siebie dziwny dźwięk, pomiędzy krzykiem a jękiem. Głuche uderzenie brzmiało, jakoby rąbnął w dzwon. Nie ja byłam adresatem.
Sasuke zatoczył się, zbyt zszokoway, by coś zrobić. Przeleciał przez niski, drewniany płotek okalający taras i wylądował jak długi na trawniku, podpierając się łokciami. Nim ktokolwiek zareagował, Uzumaki przeskoczył mizerne ogrodzenie i zdzielił bruneta w potylicę, przyduszając kolanem do podłoża.
– Na mózg ci padło, popierdoleńcu?! – krzyknął Sasuke, w moment zrzucając z siebie blondyna.
Naruto nie miał z nim szans, kiedy tylko stracił element zaskoczenia. Uchiha wymierzył siarczysty cios prosto w nos chłopaka. Polała się struga krwi.
– Ja jestem popierdoleńcem? – wybełkotał, wierzchem dłoni tamując krwotok. – Co jej zrobiłeś, skurwielu?!
– Co ty pierdolisz? – warknął Uchiha, zadając kolejny cios, gdy tylko blondyn ruszył w jego kierunku.
– Przestańcie, do jasnej cholery! – Krzyk Mayako rozbudził resztę towarzystwa, gdy jej kuzyn ze świstem wypuścił powietrze, otrzymując sowity kopniak w brzuch. – Pozabijacie się!
Itachi doskoczył do brata, wykręcając jego ręce do tyłu. Popchnął go w przeciwnym kierunku, odgradzając swoim ciałem od Naruto. Ryusaki i Okanao przyszpiliły blondyna do trawnika. Pobudzony adrenaliną, wierzgał się we wszystkie strony.
– Wyjaśni mi ktoś, co tu właściwie miało miejsce? – zapytała Maya, z wściekłością wymalowaną na twarzy. – W jednej chwili pijecie razem piwo, a w następnej napierdalacie się jak dzikie łosie na rykowisku.
– Nie widzicie, co ten idiota zrobił Ichirei? – wysyczał Naruto, przez zaciśnięte zęby.
Kejża wyjęła z torebki paczkę chusteczek, wzięła jedną i zabrała się za tamowanie krwotoku kuzyna, zupełnie niewzruszona.
– Chodzi o te siniaki? – upewniła się Okanao z niedowierzeniem. – Boże, jaka z ciebie spierdolina.
– Była Sasuke ją tak urządziła – mruknęła Matsuri, kiedy Uzumaki w końcu zamarł w bezruchu.
– A twoja droga kuzyneczka – dodała Tenten, wzruszając ramionami, gdy ten zmarszczył brwi, starając się poskładać wszystko do kupy.
– Karin? – spytał, podnosząc się na nogi.
– Nie, kurwa, Kejża – prychnęła Mayako, nadal nabuzowana. – Kiedy ty w końcu przestaniesz być takim porywczym dupkiem?
– Sorry – burknął, spoglądając spod byka na Sasuke. Brunet otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak machnął ręką i ruszył w stronę domu.
– Jednak nic by się nie stało, gdyby Sasuke potrafił usiedzieć z dupą na miejscu i nie narażać wszystkich dookoła. – Głos Kejży brzmiał chłodno, wręcz ozięble.
Sasuke zatrzymał się w pół kroku i posłał jej pełne zdziwienia spojrzenie. Brunetka nieustępliwie spoglądała na niego w oskarżycielski sposób. Atmosfera zaczynała się coraz bardziej zagęszczać. Siedziałam cicho niczym mysz pod miotłą, choć czułam, że cała ta afera kręci się pośrednio lub też bezpośrednio wokół mej osoby.
– Wybacz Itachi – zacisnął kilkukrotnie szczęki, po czym wsunął ręce do kieszeni. – Dalszą część imprezy poprowadzisz sam, ja się zwijam.
– To nie wina Sasuke, że Karin jest niezrównoważona psychicznie – powiedziałam, nie panując nad drżeniem głosu. Nie miałam pojęcia co robić, wrogość Kejży biła po oczach, a Sasuke z jakiegoś nieznanego nikomu powodu, nie chciał wdawać się z nią w dyskusję. Broniłam go, choć rozsądek zaczynał podpowiadać mi coś innego.
– Właśnie – mruknął, ruszając w moją stronę. Chwycił mnie za ramię i pociągnął lekko w stronę wejścia do domu. – To nie moja wina.
W jego słowach wyczułam nutkę sarkazmu. Nie wiedziałam co rozgrywało się pomiędzy tą dwójką. Zaledwie kilka godzin temu, sam obwiniał się o czyny Karin, a teraz ciskał piorunami, jakby nic go nie obchodziło. Prowadzona niczym marionetka, weszłam do budynku, czując na sobie spojrzenia całego towarzystwa. Powinnam wrócić do reszty, jednak łatwiej było po prostu stamtąd zniknąć.
– O co chodzi Kejży? – zapytałam i zaczęłam szukać swojej torby. Nie miałam pojęcia, gdzie ją zostawiłam. Po chwili dostrzegłam zgubę w przedpokoju. – To ma jakiś związek z tym, co bredziła Karin?
– To… – Ścisnął palcami nasadę nosa i pomasował lekko w zamyśleniu. – O nic nie pytaj, dobrze?
Jak mam nie pytać?
W głowie roiło mi się od pytań, jednak ton jego głosu nie pozostawiał sprzeciwu. Był łagodny, ale stanowczy. Czułam, że mogę mu zaufać; że powinnam mu zaufać. Z drugiej strony tak bardzo pragnęłam jakichkolwiek wyjaśnień.
Jeśli Sasuke faktycznie był nieobliczalny i niebezpieczny, nie pozwoliliby mi wyjść. Odniosłam wrażenie, że konflikt wykwitł wyłacznie pomiędzy Kejżą i Itachim, a jego bratem.
– Co teraz? – mruknęłam, stojąc gotowa do opuszczenia domu.
– Odwiozę cię – odparł, biorąc kluczyki z kuchennego blatu.
– Piłeś, nie możesz – zaprzeczyłam, lecz ten tylko się zaśmiał.
– Nie dużo, nie upiłem się – powiedział uspokajająco, jednak nie pocieszyło mnie to.
– Zapłacisz mandat – dodałam, idąc za nim w stronę garażu. Z ledwością dotrzymywałam mu kroku.
– Nie złapią nas. – Uśmiechnął się szeroko, po czym skinął w stronę czarnego, sportowego motoru. Przygryzłam wargę, czując rosnące podniecenie. Uwielbiałam szybką jazdę.
– Suzuki Hayabusa – szepnęłam z uznaniem, podziwijąc cudowny pojazd. – Rodzime cacko. – Oderwałam wzrok, dopiero słysząc dźwięk dzwonka telefonu. Zerknęłam na torbę i skrzywiłam się. – Jak weźmiemy rzeczy?
Wyjął rączkę bagażu z mojej ręki i cisnął go w kąt, ignorując uporczywą melodyjkę. Bez słowa poczekałam aż wsiądzie na motocykl, po czym zrobiłam to samo. Zawahałam się chwilę przed objęciem go w pasie, jednak wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, motor pojedzie a ja zostanę w garażu nim się obejrzę.
Wypchnął biodra do przodu, zwalniając nóżki centralne, po czym odpalił silnik. Jego warkot był głośniejszy, niż myślałam. Wyjechaliśmy powoli na podjazd, a Uchiha wcisnął guzik zamykający drzwi. Gdy tylko oba koła motoru znalazły się na drodze, dodał gazu. Pojazd ruszył z hukiem i silnym szarpnięciem. Nie upłynęło nawet pięć sekund, a już musieliśmy mknąć grubo ponad setkę. Czułam adrenalinę, która pozwalała mi cieszyć się prędkością. Przysinęłam policzek do pleców bruneta; przez smagające moją twarz powietrze nie mogłam złapać oddechu. Zmrużyłam oczy, obserwując mozaikę mijanych w pośpiechu budynków i drzew.
Wiatr rozwiewał mi włosy. Uwielbiałam to uczucie, choć wcześniej zdarzyło mi się tylko raz jechać bez kasku, kiedy Madara podwoził mnie na zawody. Oboje byliśmy wtedy spóźnieni i spanikowani. Doskonale wiedziałam, że przy takiej prędkości, równie dobrze mogłam mieć na głowie foliowy czepek – w razie wypadku i tak na nic by się nie zdał.  
Wyjechaliśmy na przedmieścia i skręciliśmy w polną drogę, zwalniając do wręcz ślimaczego tempa. Chciałam zapytać dokąd jedziemy, ale wiedziałam, że przez warkot silnika nie usłyszałby ani słowa. Dotarliśmy do łagodnego, piaszczystego brzegu rzeki.
Zsiadłam z motoru i rozczesałam pośpiesznie poplątane włosy. Rozejrzałam się dookoła, czekając, aż chłopak zainstaluje pojazd na w miarę twardym podłożu.
Nie była to ani plaża, ani wędkarska kwatera. Właściwie coś pomiędzy. Wokół rosły dziwaczne gatunki drzew z powywijanymi pniami i poskręcanymi konarami. Obejrzałam się przez ramię i popatrzyłam wyczekująco na bruneta.
– Co to za miejsce? – spytałam, ciesząc oczy przyjemnym widokiem.
– Znalazłem je jakiś czas temu, zawsze tu przyjeżdżam, kiedy coś mnie zdenerwuje i chcę ochłonąć – odparł, idąc za mną aż nad sam brzeg. – Spokojnie tu, prawda?
– I cicho – dodałam, wsłuchując się ledwie słyszalną muzykę graną przez świerszcze.
Przez jego twarz przeleciał cień chytrego uśmiechu.
– Nie pytałaś o nic – powiedział z nieskrywanym rozbawieniem.
– Zabroniłeś mi.
– I ty tak po prostu posłuchałaś? Co zrobiłaś z Ichirei, wieczną gadułą? – zapytał, po czym przybrał surowy wyraz twarzy. – A co jeśli Kejża ma rację i jestem tym złym?
Roześmiałam się, widząc jak próbuje zagrać groźego. Zrobił kilka kroków w moją stronę, a ja zaczęłam się cofać, wciągnięta w jego udawaną intrygę.
– Może jestem psychopatą, który sprowadził cię na pustkowie, żeby zerżnąć i porzucić? – szepnął zachrypniętym głosem.
Nie wiedzieć czemu, nagle poczułam przebiegający po plecach dreszcz. Jego oczy dziwnie pociemniały. Cofnęłam się jeszcze o krok, a wtedy moje plecy znalazły się tuż przy grubym pniu. Przełknęlam ślinę, gdy ułożył dłonie po obu stronach mojej głowy, zamykając mnie w swego rodzaju potrzasku.
– Boisz się! – stwierdził, śmiejąc mi się prosto w twarz.
Miał rację, nastraszył mnie nie na żarty. Nie chciałam jednak dać mu tej satysfakcji i prychnęłam tylko.
– Boisz się mnie? – Tym razem zapytał, przybliżając swoją twarz niemożliwie blisko mojej. Mój oddech stał się ciężki, wydawało mi się, że powietrze ma konsystencję gęstej piany.
Prócz strachu odczuwałam coś jeszcze. Coś, czego nie mogłam połączyć z żadnym innym, znanym mi uczuciem.
– Ani trochę. – Głos miałam słaby, zbyt piskliwy.
Zbliżył swoje usta do moich, a ja insynktownie rozchyliłam je, mrużąc oczy. Sama nie wiedziałam, co robię. Odsunął się na moment i uśmiechem skwitował tę reakcję. Poczułam na twarzy opuszki jego palców. Przesunął nimi wzdłóż kości policzkowej, zahaczając lekko o dolną wargę.
Zalała mnie fala gorąca, jakiej jeszcze nigdy nie czułam. Wiedziałam, że to wyłącznie pod wpływem chwili, impulsu. Jednak nie potrafiłam ochłonąć. Bawił się mną, a ja – choć wstyd przyznać – czerpałam z tego przyjemność.
Nagle zrobił coś, czego żadne z nas chyba do końca się nie spodziewało. Na ułamek sekundy dotknął swoimi ciepłymi ustami, kącika moich. Jak na komendę, przywarłam do niego mocniej, zaślepiona tym dziwacznym gestem. Objął mnie w pasie i przycisnął do siebie, napierając całym ciałem. Szorstka kora wpijała mi się boleśnie w plecy.
Jęknęłam cicho, czując jak muska mój język swoim, co dało mu jeszcze większą motywację do dalszego działania. Gdzieś w daleko skrywanej podświadomości zdawałam sobie sprawę, że muszę to powstrzymać. Nie chciałam zrobić czegoś, czego będę żałować; czego oboje będziemy żałować. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej i odepchnęłam lekko. W ułamku sekundy odskoczył na kilka centymetrów, uwalniając mnie z przyjemnego amoku.
Oddychałam stanowczo zbyt szybko i zbyt głośno, by oszukać jego bystre oko. Wiedział, co działo się wewnątrz mnie. Mieszanka podniecenia i ciekawości była wybuchowa.
– To chyba nienajlepszy pomysł – mruknęłam w końcu, kwitując nasze nietypowe doświadczenie. Milczał, uporczywie wpatrując się we mnie ciemnymi, przepełnionymi swego rodzaju tajemnicą, oczami.
– Ichirei – powiedział, chwytając moje dłonie i splatając ze swoimi palcami. – To miejsce jest spokojne, prawda?
– Uhm – burknęłam, nie do końca wiedząc co miał na myśli.
– Teraz pomnóż ten spokój razy tysiąc – dodał, delikatnie i subtelnie całując mnie w skroń. To nie był już Uchiha, a ja nie byłam już Ichirei. – Dodaj jeszcze milion. – Kolejny pocałunek złożył tuż przy uchu, na moich ramionach pojawiła się gęsia skórka. – I wyjdzie dokładnie to, czego najbardziej potrzebuję.
Musnął moje usta. Wstrzymałam oddech.  
– Czyli ty – wyszeptał. – Jesteś moim spokojem, którego pragnę.
Jego wyznanie było do bólu szczere i niespodziewane. To już nie impuls; to zupełnie coś innego. W głowie miałam mętlik, wszystko toczyło się zbyt szybko.
– Sasuke, ja… – zaczęłam, ale przerwał mi kolejnym krótkim pocałunkiem, któremu w żaden sposób nie mogłam się oprzeć.
– Zapomnij o nim, a już nigdy nikt cię nie skrzywdzi – obiecał, ściskając mocniej moje palce. – Zapomnij o tym kretynie, a będę zawsze przy tobie. Odpowiem na każde twoje pytanie. Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Ufasz mi?
– Ufam. – Postanowiłam odpowiedzieć tylko na ostatnią część wypowiedzi. – Ufam ci – powtórzyłam pewnym głosem. Co do tego nie miałam wątpliwości. Nikt nie byłby w stanie kłamać z tak szczerym wyrazem twarzy.
– Bądź tylko moja – powiedział, wręcz wymuszając na mnie kolejną odpowiedź. – Tylko moja – dodał, stawiając nacisk na to jedno słowo.
Nie potrafiłam nic powiedzieć. Gdyby dane mi było wybierać, nie zastanawiałabym się nad odpowiedzią. Ale czy to było fair? Wtedy wyszłoby na to, że Kejża i wszystkie inne osoby zarzucające nam romans, miały rację. Byłabym kolejnym stereotypem, wytykanym palcami.
Od dawna pragnęłam, by Naruto mnie pokochał. Nie mogłam wyrzucić go z głowy w ciągu kilku godzin, dni, a nawet tygodni; pragnęłam miłości. Wiedziałam, że to, co miał mi do zaoferowania Uchiha nie było wyłącznie czystą miłością, a z jego ust nigdy nie usłyszę słowa “kocham”. Była to wyłącznie deklaracja, która miała związać nas w chorym układzie. Potrzebował mnie, a ja potrzebowałam jego. Chciał mieć mnie na wyłączność, lecz nie byłam pewna czy miałbym prawo rządać tego samego od niego. Bałam się wkroczyć na nieznany teren.
Jego wyczekujące, pełne napięcia spojrzenie, ciążyło mi niczym głaz. Jeszcze bardziej niż wcześniej, poczułam się jak w potrzasku. Niczym myszka, która pokusiła się na kawałek sera i skończyła przyszpilona do łapki.
Spuściłam wzrok.


***


  
Zaraz coś mnie trafi, wgrywam ten rozdział 30 raz i ciągle coś jest nie tak z czcionką :D





11 komentarzy:

  1. Coś niesamowitego ! Końcówka jak nie z tej bajki
    Nie mogę doczekać się ,dalszej części
    Wytrwałości w walce z przeciwnościami jeżeli chodzi o laptop czy windows :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam życiowego pecha, który nauczył mnie wytrwałości XD

      Usuń
  2. Przeczytałam całość i jestem pod ogromnym wrażeniem ^^ Żałuję, że nie zdążyłam przeczytać Twoich innych opowiadań przed remontem :) Masz niesamowity styl pisania, który przyciąga jak magnez :) Historia bardzo ciekawa i wciągająca, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :) Życzę weny i czasu na pisanie ;) Będę często zaglądać żeby czasami nie przegapić premiery ;) Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Dałaś mi siłę by ruszyć z tym wszystkim, bo utknęłam w miejscu mając na głowie remonty 2 blogów i Pecu :D mam już 20% rozdziału dzięki Tobie :p

      Usuń
    2. Cieszę się w takim razie, że przyczyniłam się do postępu ^^

      Usuń
  3. SZYBCIEJ BETY, BO WAM SKOPIĘ BERETY. HE. HE.
    Przeczytałam w jedną noc te osiem notek i mam nadzieję na kolejną. Przywróciłaś mi wiarę w blogosferę!
    O Uchihowych oczętach poczytam sobie już w ciągu dnia.
    Bądź pewna, że jeśli porzucisz tego bloga bez zakończenia, to - znajdę Cię, powieszę w lochu za kciuki i wypatroszę.
    Wspaniała kreacja postaci, o matko bosko.
    ACH!
    Dobranoc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem to ja się opindalam a nie bety :D Mam dopiero 70% rozdziału :( Ale staram się jak mogę!

      Usuń
  4. O kurcze przez ten 1 % będę teraz wchodziła tutaj kilka razy dziennie :D

    OdpowiedzUsuń
  5. O kurcze przez ten 1 % będę teraz wchodziła tutaj kilka razy dziennie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leży i czeka aż go poprawię. Chciałam zrzucić to na bety, ale skubane już poprawiły XD

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO