14 lutego 2017

11. Razem

Zostaw cierpliwość dla mędrców, dzieci dla ojców,
Małżeństwa tym, co zamiast pieprzenia chcą rozmów
I kurwa pozwól żyć, tak po prostu
Aż zacznę czuć jak Ty,
tak po prostu


Siedziałam na okrągłym, barowym stołku i zaspana powoli przeżuwałam płatki. Na myśl o tym, że pozostał mi już tylko tydzień wakacji, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i zapaść w sen zimowy. Mimo zbliżającego się października, słońce nadal dawało popalić. Jednak coś w powietrzu uległo zmianie. Stało się ono bardziej rześkie i chłodne z rana, jakby przesycone wilgocią.
Na dźwięk wibracji telefonu, na moich ustach pojawił się głupawy uśmiech. Musiałam wyglądać odrażająco, ciesząc się z buzią wypchaną jedzeniem.
– Pamiętasz o naszym spotkaniu? – Usłyszałam, kiedy tylko odebrałam połączenie.
W pośpiechu przełknęłam kęs, aż czułam jak boleśnie przemieszcza się w dół przełyku.
– Mhm – odparłam, powstrzymując kaszel. – Pożyczę samochód Paina, będę w Tokio około południa.
Na myśl o pierwszej, oficjalnej randce z Sasuke – i tym samym pierwszej oficjalnej randce w moim życiu – czułam się niczym rozentuzjazmowana nastolatka. Przypomniałam sobie jak naśmiewałam się z zauroczenia Matsuri i odnotowałam w pamięci, żeby jako pokutę być dla niej milsza.
Zaskakujące, jak więzi potrafiły zmienić człowieka. Minął rok, a ja przeszłam cały szereg transformacji. Czułam się niczym kawałek plasteliny, który każdy po kolei ugniatał między swoimi palcami, nadając mi odpowiedni kształt. Kluczowym elementem do szczęścia, którego zawsze poszukiwałam, było otwarcie się na ludzi.
Z początku tłumaczyłam swoje uczucia względem Uchihy także jego przemianą, ale myliłam się. Obserwując zachowanie chłopaka, nie zmienił się ani trochę, poprawie uległo wyłącznie jego zachowanie względem mnie, nadal był oschły w stosunku do ludzi.
– Mogę wziąć samochód? – zapytałam, kiedy zaspany ojciec wreszcie zszedł do kuchni.
– Jasne, jeśli tylko wrócisz dzisiaj. – Ziewnął przeciągle i podrapał się w tył głowy. – Muszę jutro jechać po sprzęt do pracy.
Podziękowałam i goniona czasem, zaczęłam szykować się do wyjścia. Nie miałam pojęcia dokąd się wybierzemy po filmie, więc włożyłam czarne, obcisłe jeansy i białą koszulkę z kołnierzykiem. Włosy upięłam w wysoki kucyk.
Kiedy usiadłam za kierownicą, poczułam wzbierający stres. Nie prowadziłam od dłuższego czasu. Przekręciłam kluczyk, a wtedy furgonetka groźniezawarczała. Prowadząc rozklekotany wóz, zaczęłam tęsknić za swoim niewielkim, ale sprawnym autkiem. Odnosiłam wrażenie, że ludzie przypatrują mi się bezczelnie, jednak były to tylko zwyczajne spojrzenia przechodniów, rzucane w stronę losowych, mijających ich samochodów. Zatrzymałam się na stacji benzynowej i nalałam paliwa do pełna.
Kiedy z lekkim opóźnieniem dojechałam do Tokio, zaparkowałam wóz na parkingu, tuż pod strzeżonym osiedlem, na którym mieszkał Uchiha. Uśmiechnięta od ucha do ucha, wyszłam z auta i przeciągnęłam się, cicho mrucząc z zadowolenia. Moje spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem jednego ze stojących na parkingu, brodatych mężczyzn.
– No no – powiedział, kiwając głową z podziwem. – Niezła!
– Uhm – prychnęłam z pogardą i odwróciłam się plecami, na co jego kumple wybuchli gromkim śmiechem.
– Mówię o furgonetce, złotko – odpowiedział, a ja zarumieniłam się ze wstydu.
– To Vandura 2500, prawda? – zapytał ktoś inny, podchodząc bliżej. – Który rocznik?
– Em… Dość stary… – odpowiedziałam, nie rozumiejąc dlaczego zrobiło się takie zamieszanie wokół wiekowego grata.
Wyminęłam zafascynowane towarzystwo i ruszyłam w stronę furtki, prowadzącej na osiedle.
– Wejdź na górę – fuknął Uchiha, kiedy wstukałam numer mieszkania na domofonie.
Sprawiał wrażenie mocno poirytowanego, mój sielankowy nastrój prysł niczym bańka mydlana. Zestresowana pognałam do odpowiedniej klatki i z ociąganiem wspięłam się po schodach. Nie miałam pojęcia, dlaczego nagle tak bardzo się zdenerwował.
– CZEŚĆ MAŁA! – Usłyszałam szczęknięcie drzwi, a potem dziki wrzask, kiedy tylko postawiłam stopę na ostatnim schodku.
W tym samym momencie, kiedy krzyknął i otworzył drzwi z impetem, wyskoczył na hol. Objął mnie i uniósł do góry, obracając kilka razy dookoła osi.
– Jezu, Suigetsu, ty chory kretynie! – ryknęłam, gdy w końcu postawił mnie na ziemi.
Nie widziałam go już dosyć długo, musiałam przyznać, że sama się za nim stęskniłam. Weszłam do mieszkania i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy to siedząca na kanapie Hinata, zerkając przepraszającym wzrokiem, a później nadąsany Uchiha.
– Wybaczcie – powiedziała Hyuga. – Nie wiedzieliśmy, że macie plany.
– Mieliśmy – burknął Sasuke, zerkając z wyrzutem na przyjaciół.
– Nic nie szkodzi – rzuciłam pośpiesznie, po czym uściskałam dziewczynę i krzątającego się bez celu po kuchni, Juugo. – Chętnie spędzę z wami trochę czasu, całe wieki was nie widziałam!
– My właśnie w tej sprawie. – Juugo przycupnął na kanapie obok Hinaty, i ignorując marudzącego pod nosem Sasuke, zwrócił się w moją stronę. – Chcemy wyskoczyć nad jezioro w ten weekend, żeby uczcić ostatni tydzień wakacji.
– Orochimaru, mój ojczym, ma tam domek letniskowy – wtrącił Suigetsu radośnie. – Użyczy nam go na te trzy dni, będziemy mogli się wyszaleć po wsze czasy!
– Brzmi dobrze – odparłam, podzielając jego entuzjazm.
– Będzie nam miło, jeśli zabierzecie także swoich znajomych – dodała Hinata, zerkając to na mnie, to na Sasuke. – Matsuri i resztę.
– Nie będzie to kłopotem? To jednak trochę osób... – mruknęłam, po czym zaczęłam wyliczać na palcach. – Matsuri, Mayako, Kejża, Tenten, Kiba, Itachi… Być może Matsuri będzie chciała zabrać Gaarę. To zdecydowanie za dużo ludzi na taki wyjazd.
– Im więcej tym lepiej. – Suigetsu zaśmiał się, szczerząc od ucha do ucha.
– Kejża wróciła? – zapytał Sasuke, wyłapując tę informację z kontekstu.
– Wraca pojutrze – odpowiedziałam.
Pierwszy raz nasze obie paczki miały się spotkać i bawić razem. Cieszyłam się na tę myśl, jednak byłam trochę zaniepokojona. Różnili się od siebie, miałam obawy czy zdołają się ze sobą dogadać. Uniosłam wysoko brwi, kiedy trójka przyjaciół zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Właściwie tylko po to przyszliśmy – wyjaśnił Suigetsu, wzruszając ramionami. – Ale ten kretyn nie dał nam dojść do słowa.
Sasuke łypnął na niego groźnie.
– Nie napijecie się herbaty? – zaproponowałam, kiedy gospodarz zignorował swoich gości.
– Nie, naprawdę musimy lecieć – odparła Hinata, całując mnie w policzek.
Wyszli pośpiesznie, poganiani niepokojem, gdy Uchiha wpatrywał się w nich nienawistnie.
– Film już się zaczął – mruknęłam, by rozładować napięcie panujące w mieszkaniu – ale wciąż możemy wyskoczyć coś zjeść.
– Kiedyś ich zamorduję – prychnął, wreszcie podnosząc się z kanapy. – Co powiesz na  gotowanie w domu? – zaproponował, na co chętnie przystałam. Otworzył lodówkę i prześwietlił ją wzrokiem. – Mam brokuł, pierś z kurczaka, ser…
– Makaron? – spytałam. Skinął głową. – W takim razie zróbmy zapiekankę.
Kiedy na wpół gotowe danie wylądowało w piekarniku, pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam się niezręcznie w jego obecności. Mimo nocnego wyznania, nie byłam pewna czy tworzyliśmy związek. Od tamtej chwili Sasuke ani razu nawet mnie nie pocałował, nie licząc buziaków na powitanie czy pożegnanie. Sama byłam zbyt zawstydzona całą relacją między nami, żeby zainicjować cokolwiek.
– Hinata jest zbyt spokojna na wasze towarzystwo – powiedziałam, kierując swoje myśli na inne tory. – Co taka dziewczyna robi z przygłupami?
– Dzięki – prychnął, po czym złośliwie stuknął mnie palcami w czoło. – Hinata to temat rzeka.
– Nie chcę się wtrącać – rzuciłam szybko, by nie wyjść na wścibską.
– To w sumie żadna tajemnica. – Usiedliśmy na sofie. – Hinata nie miała łatwego życia. Jej matka umarła, kiedy ta miała zaledwie pięć lat, a ojciec jest zagorzałym katolikiem. Od lat żyła w cieniu swojej młodszej o trzy lata siostry, Hanabi, która uczy się grzecznie w katolickiej szkole. – Prychnął, kręcąc głową. – Hanabi jest tak samo zapatrzona w Jezusa jak jej ojciec, podczas gdy Hinata nigdy nie wierzyła w żadnych bogów. Ten stary pojeb znalazł sposób na nauczenie córki pokory, znęcał się nad nią, tłukł czym popadnie.
Jego głos zrobił się cichy i lekko zachrypnięty. Hinata była spokojna i zrównoważona, nie wyobrażałam sobie, że mogłaby się w jakiś sposób naprzykrzyć ojcu. Na pewno nie tak bardzo, by ten miał powody, żeby ją bić.
– Zaczęło się od dziecięcych pytań, zadawała ich zbyt dużo, a jak wiadomo, psychokatole ich nie znoszą – kontynuował, biorąc głębszy oddech. – Potem wystarczyło, że przyniosła do domu gorszą ocenę, nie zaplotła włosów lub założyła spodnie, w jego mniemaniu to wszystko było grzechem, a kobieta powinna chodzić w długiej spódnicy. – Z każdym słowem Uchihy rozumiałam, że ojciec Hyugi jest chory psychicznie i niebezpieczny.
– Uciekła z domu?
– Nie odważyłaby się – mruknął ze smutną miną. – Starała się jak mogła, zawsze chciała sprostać oczekiwaniom ojca. Dopiero dwa lata temu udało jej się opuścić rodzinny dom, poznała Juugo, który pomógł jej przenieść się do Tokio. Potem przedstawił ją mnie oraz Suigetsu. Jej ojciec odpuścił. Najwyraźniej Juugo go przeraża, bo od kiedy się z nami zaprzyjaźniła, miała względny spokój. Skurwysyn wrócił w zeszłym roku, dorwał ją w parku. Gdyby nie jakaś przypadkowa dziewczyna, pewnie zaciągnąłby ją siłą do domu.
Drgnęłam lekko, starając się nie dać po sobie poznać konsternacji. Uchiha nie miał pojęcia, że to ja byłam tą przypadkową dziewczyną. Przeszły mnie ciarki na myśl o tym, co Hyuga musiała przejść. Hinata to zbyt dobra i delikatna osóbka, żeby ktokolwiek mógł ją w taki sposób traktować.
– Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak silna musi być, po tym wszystkim wciąż pozostając tym, kim jest – powiedziałam, zszokowana opowieścią.
Nie tylko ja borykałam się z trudną przeszłością. Większość moich przyjaciół niosło na plecach spory bagaż. Być może właśnie dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy.
Uchiha zgłośnił telewizor, który do tej pory pozostawał wyciszony, żeby w jakiś sposób odbiec od tematu. Przez chwilę patrzyliśmy na głupawy teleturniej, a potem usiedliśmy wreszcie do stołu.
– Może jednak gdzieś wyskoczymy? – zaproponowałam, kiedy skończyliśmy posiłek. Chyba oboje byliśmy nieco skrępowani, nie oswoiliśmy się ze sobą. – Do galerii handlowej albo na piwo do Rasengana?
– Napiłbym się whisky – odparł, jednak po chwili pokręcił głową. – Pożyczyłem Itachiemu Jeepa, a za zimno żebym wiózł cię motorem. Chyba, że pojedziemy twoim?
– Czemu nie? – mruknęłam, lecz na myśl o furgonetce Paina zarumieniłam się z zawstydzenia. W porównaniu z pojazdami Uchihów, samochód ojca był żenującym wehikułem czasu. – Albo zostaniemy i pooglądamy TV.
– Coś ukrywasz, krasnalu – powiedział, przyglądając mi się badawczo. – Wstawaj, narobiłaś mi smaka na drinka, więc teraz się nie wywiniesz.
Zwlokłam się niechętnie i ruszyłam do toalety. Po drodze odblokowałam telefon, by dać znać Mayako i Kibie, że planujemy pojawić się w Rasenganie. Westchnęłam, widząc nieodebrane połączenie od ojca. Odkąd przenieśliśmy się do Konohy, starał się zgrywać poczciwego tatuśka.
– Co jest? – mrukęłam do słuchawki, jedną ręką starając się zapiąć rozporek jeansów.
– Chciałem się upewnić czy wracasz dzisiaj – powiedział, wyraźnie zaskoczony moim twardym tonem. Bardziej niż on irytowały mnie obcisłe spodnie. – O siódmej muszę być po sprzęt.
– Będę, przecież mówiłam – odpowiedziałam.
Wymieniliśmy jeszcze kilka zdań, po czym rozłączyłam się i wreszcie z sukcesem przełożyłam guzik przez oczko uporczywego ciucha. Już miałam wychodzić, kiedy kasując wiadomości od operatora, coś zwróciło moją uwagę.


Nadawca nieznany
26-09-2015 15:12
To jeszcze nie koniec.

Choć nie miałam na liście kontaktów nadawcy SMS, w mojej głowie pojawiła się tylko jedna osoba: smukła, wysoka sylwetka i burza czerwonych włosów. Tylko ona zniżyłaby się do anonimowych pogróżek, tak jak zrobiła to ostatnim razem. Nie bałam się, wręcz przeciwnie. Poczułam dreszcz ekscytacji. Zeszłym razem udało jej się trafić na moment, kiedy z powodu kontuzji nie byłam w stanie zrobić kroku. W końcu miałam okazję się zemścić.
Kolejna salwa wibracji przyniosła ze sobą jeszcze dwie wiadomości, zupełnie jakby moja prześladowczyni wyczuła, że właśnie w tym momencie chwyciłam w ręce telefon.


Nadawca nieznany
26-09-2015 15:12
To dopiero początek.

Nadawca nieznany
26-09-2015 15:12
Baw się dobrze, Rei.

Wciągnęłam ze świstem powietrze w płuca. W moją twarz uderzyła fala gorąca, a dłonie zrobiły się śliskie od potu. Na moment straciłam równowagę; w ostatniej chwili chwyciłam się umywalki, strącając z niej mydelniczkę. Upadła z łoskotem na posadzkę. Tylko trzy osoby na świecie zwracały się do mnie tym zdrobnieniem: rodzice i...
– Wszystko okej? – Usłyszałam głos Sasuke, tuż pod drzwiami.
Uspokoiłam oddech i pozbierałam rozrzucone kawałki mydła. Nie mogłam się odezwać, czułam, że mój głos byłby zbyt słaby i roztrzęsiony.
– Wchodzę! – powiedział głośniej Sasuke, po czym uchylił drzwi.
– Przepraszam – mruknęłam, wstając na równe nogi. – Strąciłam przypadkiem. – Skinęłam w stronę połamanej na trzy części mydelniczki i jej pokruszonej zawartości.
– To tylko mydło. – Przyjrzał mi się badawczo, zupełnie jakby szukał oznak szaleństwa. – Głuptasie, to tylko mydło – parsknął, ściskając palcami mój policzek; pociągnął go lekko.
W myślach odmawiałam modlitwę, by pomyślał cokolwiek: że mam problemy, depresję paranoidalną lub okres. Byle tylko nie odkrył prawdy. Wsunęłam telefon do kieszeni i umyłam ręce.
– Rozmawiałaś z kimś? – spytał, choć byłam pewna, że doskonale słyszał choćby część rozmowy.
– Dzwonił Pain – odpowiedziałam, wymijając go w progu.
– Coś się stało? – Był czujny, cholernie czujny.
– Nie, nic, czemu pytasz? – Wysiliłam się na słaby uśmiech, ale najprawdopodobniej wyszedł marnie, zważyszwy na minę chłopaka.
Musiałam w jakiś sposób odwrócić jego uwagę. Niewiele myśląc, zrobiłam krok w kierunku Uchihy i wspięłam się na palce. Moje usta znajdowały się kilka milimetrów od jego, kiedy zahaczyłam czubkiem trampka o dywan i przywaliłam nosem w brodę Sasuke. Kilka sekund stał zszokowany, po czym wybuchnął śmiechem, obserwując jak z jękiem rozmasowuję obolałe miejsce. Twarz miałam czerwoną, a w oczach z bólu zebrały się łzy.
– Mój ty biedaku – szepnął w końcu, obejmując mnie i przytulając z nietypową dla niego czułością.
– Idziemy? – burknęłam, nadal zażenowana.
Pozwolił mi odejść tylko na kilka centymetrów, po czym musnął moje wargi swoimi. Jego usta były miękkie i ciepłe. Serce przyśpieszyło mi do granic możliwości, a poczucie wstydu momentalnie zastąpiło pragnienie, by już pozostać w tej pozycji do końca życia. Przyłożył obie dłonie do moich policzków, wpijając się jeszcze bardziej. Miliard motylków wywróciło mi wnętrzności do góry nogami. Kiedy wreszcie odsunął się, żeby zaczerpnąć oddech, jęknęłam rozczarowana.
– Tak to miało wyglądać? – zapytał.
Mimo widocznego w jego oczach błysku podniecenia, nadal się ze mnie naśmiewał. Szturchnęłam go w ramię i bez słowa wyszłam na korytarz. Dogonił mnie dopiero na parkingu.
– To twój wóz? – parsknął, kiedy stanęłam pod furgonetką i zaczęłam wygrzebywać kluczyki z torebki.
– Zaśmiej się jeszcze choć raz, a kopnę cię w twarz – odparłam ze stoickim spokojem.
Wzięłam głęboki wdech i usiadłam za kierownicą. Zapięłam pas, jednak widząc jak chłopak bezskutecznie szarpie klamkę, prychnęłam i odpięłam go z powrotem. Zapomniałam o braku automatycznych zamków. Wyciągnęłam się i otworzyłam drzwi z jego strony.
– Jesteś przeurocza, kiedy tak się denerwujesz – powiedział przymilnie; spiorunowałam go wzrokiem. – Nic nie mówię – dodał i rozłożył ręce w obronnym geście.

Zaparkowałam furgonetkę na niemal pustym parkingu. Nie czekając na Sasuke, wysiadłam z wozu i wciąż lekko poirytowana, ruszyłam w stronę klubu. Spojrzałam przelotnie na niechlujną karteczkę, przyklejoną kawałkiem taśmy do błyszczących, metalowych drzwi. Literki były koślawe, jakby pisane w pośpiechu.
– Zatrudnimy barmana – odczytałam na głos, wymieniając z Uchihą zaskoczone spojrzenie.
Ze względu na wczesną porę, wnętrze Rasengana było niemal puste. Tylko przy kilku stolikach siedziały małe grupki studentów zbiegłych z zajęć czy też starszych mężczyzn. Choć klub nocą tętnił życiem, w dzień był raczej spokojnym, zrównoważonym pubem, w którym miło spędzało się czas przy piwie.
– Cześć, Kiba! – rzuciłam radośnie, zmierzając w stronę baru.
Dobrze mi znany barman, uśmiechnął się szeroko. Dostrzegłam jak przez ułamek sekundy zawiesił spojrzenie na Sasuke, lecz zdusił w sobie wszelkie negatywne uczucia i przywitał się także z brunetem. Byłam mu wdzięczna. Mimo iż wcześniej nie dogadywali się ze sobą, odkąd zaczęłam pojawiać się z Uchihą, Inuzuka starał się być przyjaźnie nastawiony.
Mayako przeleciała niczym tornado przez całą salę, po czym zniknęła na zapleczu, nawet nas nie zauważając.
– Gorszy dzień? – zapytał Sasuke, skinąwszy w stronę oddzielającej pomieszczenia zasłonki.
– Raczej gorsze życie – odburknął Inuzuka z wyraźną rezygnacją.
Kotarka rozchyliła się nieznacznie, jakby w zwolnionym tempie, ukazując połowę twarzy Okanao. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Kiba najprawdopodobniej właśnie leżałby martwy na posadzce.
– Jakiś poważniejszy zgrzyt? – spytałam, zachowując ostrożność.
– O, Ichi – mruknęła Mayako. Podeszła, całkowicie ignorując swojego faceta. – Piwo na koszt firmy – zarządziła, stawiając przed nami dwa browary.
Chwyciła trzeci kufel i zaczęła go napełniać.
– Nie powinnaś pić w godzinach pracy – powiedział Inuzuka, na co Okanao oderwała szklankę od kranika i ostentacyjnie opróżniła do dna. – Co ja tam wiem…
– Za mną – rozkazałam, ciągnąc dziewczynę za łokieć. Zostawiłyśmy chłopaków przy barze i zajęłyśmy jeden ze stolików nieopodal. – A teraz mów, co jest grane.
– Pojutrze wraca Kejża – jęknęła Maya, opierając łokcie na stole. Splotła dłonie i umościła na nich brodę. – Wysłała nam na maila swój nowy biznes plan, który moim zdaniem jest niezły, zważając na wciąż niespłacony kredyt, ciążący na Rasenganie – wyjaśniła na wydechu. – Jednak tknęła intymną sferę mojego ukochanego, muzykę – dodała, przewracając oczyma.
– Chce zrobić z Rasengana wiejską remizę! – krzyknął Kiba.
Zorientowałam się, że mimo odległości, chłopaki z ciekawością chłonęli nasze każde słowo. Kiedy się zdemaskowali, postanowili podejść do stolika. Inuzuka rzucił na stół wymięty w rękach druk.
– Umawialiśmy się, że ja zajmuję się muzyką – warknął Inuzuka przez zaciśnięte zęby. – Wszystkim odpowiada ta, która jest. Wiele ludzi przychodzi tutaj właśnie ze względu na blendowane przeze mnie utwory i remixy.
– To do cholery jasnej, wyjaśnij to z nią, a nie przychodzisz do mnie i oznajmiasz mi, że rzucasz Rasengana w piździet, ty niedojrzały bucu!
Widziałam, że pod przykrywką wściekłości, dziewczynie było najzwyczajniej w świecie przykro. Kochała Inuzukę, interes, który razem prowadzili miał ich łączyć, a nie dzielić. Wkładali w prowadzenie klubu całe swoje serce. W dodatku obie dziewczyny studiowały, bez Kiby interes nie miałby szansy przetrwać.
– Kiedy jej właśnie o to chodzi. Chce wykurzyć mnie z Rasengana, żeby zrobić miejsce dla Itachiego – prychnął brunet, nie zastanawiając się nad słowami.
– Czy ty się słyszysz? Itachi ma w chuju prowadzenie Rasengana! – Głos Mayako przybierał na sile i zaczął niebezpiecznie drżeć. – Pomaga nam, możemy na niego liczyć, zgadzam się. Jednak Kejża od samego początku stawiała ciebie, ty pieprzony panikarzu, na pierwszy miejscu jeśli chodzi o wszelkie aspekty związane z klubem. Razem układaliście te cholerne plany, razem szukaliście lokalu, razem uczyliście mnie być odpowiedzialną, kiedy mimo zapału pozostawałam nierozgarniętym gównem.
– Może trochę przesadziłem – przyznał niespodziewanie, kiedy w oczach dziewczyny zaczęły zbierać się łzy. Pierwszy raz widziałam ją taką rozbitą. Musiała niesamowicie się bać, że to wszystko, co budowali wspólnie, nagle się rozsypie. – Porozmawiam z nią, masz rację – dodał, obchodząc stolik.
Objął Okanao ramieniem. Wiedziałam, że sprawa nie była do końca wyjaśniona, jednak wraz z potokiem słów, jakie padły z ust obojgu, rozładowało się całe napięcie. Emocje zaczynały z wolna opadać.
– Przepraszam – mruknęła Maya w naszym kierunku. – Nie chciałam urządzać wam sceny na powitanie. Tayuya, podrzucisz nam po piwku? – zwróciła się w stronę krążącej między stolikami dziewczyny.
Kelnerka przytaknęła, po czym zebrała puste kufle i ruszyła w stronę baru.
– Daj spokój. – Uśmiechnęłam się.
Sasuke milczał, zupełnie jakby nie obchodziła go kłótnia moich przyjaciół. Właśnie w takich momentach najbardziej go nienawidziłam. Gdyby tylko postarał się choć odrobinę i nie siedział z wiecznie pozbawioną wyrazu miną, ludzie odbieraliby go zupełnie inaczej. Nie wiedzieć czemu, obudowywał się szczelną, lodowatą skorupą, którą miałam ochotę roztrzaskać z impetem o ścianę.  
– Dostałam wiadomość o wyjeździe – powiedziała Mayako po chwili niezręcznego milczenia. – Jeśli Tenten zgodzi się zająć Rasenganem przez ten weekend, powinniśmy pojechać. Nie ufam pozostałym pracownikom, zwłaszcza ochronie, na tyle, by pozostawić klub bez dowodzącego.
– A co z Jeremym? – spytał Kiba, nieco gasząc zapał dziewczyny. Odebrał tacę z piwem od kelnerki i porozstawiał na stoliku. – Mimo swojego wieku, wątpię żeby przetrwał weekend sam w mieszkaniu. Lub mieszkanie samo z Jeremym.
– Można go podrzucić do Mami – zaproponowałam, nie mając pewności czy Pain ucieszy się z dodatkowego towarzystwa w weekend, jakie właśnie mu zgotowałam.
– W takim razie pozostaje nam pogadać z Tenten – powiedział Inuzuka, podłapując nasz entuzjazm.
– Może… – zaczęła Mayako, wahając się lekko. – Może zaprosimy Naruto? – Wiedziałam, że od samego początku jest rozbita między solidarnością jajników, a rodziną. Nie chciałam w żaden sposób ich rozbijać, lecz wciąż nie czułam się na siłach, by swobodnie przebywać w jego towarzystwie. Zdradził moje zaufanie, nie potrafiłam tego wybaczyć. – To tylko luźna sugestia – dodała, kiedy zmarkotniałam. – Zrobisz to, kiedy będziesz gotowa.
Skinęłam głową, odwracając wzrok. Celowo przemilczałam, że nie tylko nasza paczka będzie tam obecna. Wręcz przeciwnie, ja i moi przyjaciele, będziemy wyłącznie gośćmi. Upiłam kilka łyków piwa i roześmiałam, słysząc jak para znów zaczyna sprzeczać się, tym razem bez konkretnego powodu.
– Wszystko okej? – spytał Sasuke, zauważając, że nagle zamilkłam.
– Muszę do toalety. – Uśmiechnęłam się przepraszająco i ruszyłam w tamtym kierunku.
Kiedy zatrzasnęłam drzwi, poczułam wibrację. Odruchowo sięgnęłam po telefon, jednak zamiast spodziewanego połączenia, dostrzegłam wiadomość.


Nadawca nieznany
26-09-2015 17:18
Czujesz ten zapach w powietrzu, Rei?


Nadawca nieznany
26-09-2015 17:18
To smród tchórzostwa.

Czytając kolejne wiadomości, czułam jak żołądek podchodzi mi do gardła. Ktokolwiek to był, musiał wiedzieć, że właśnie w tym momencie zostałam sama. Ktoś musiał być w Rasenganie i obserwować mnie. Byłam pewna, że to Karin ze mną pogrywa, jednak skąd znała ten pseudonim? Tylko Pain, Konan i Hidan go używali.
Hidan.
Pokręciłam głową, chcąc wyrzucić z niej złe myśli. Hidan nie żył od lat. Byłam tego pewna. Poza tym nie miał powodów by ze mną pogrywać, nienawidzić mnie. Jedyną osobą, która miała mi coś do zarzucenia, była Karin Uzumaki. Nie mogłam pojąć, co działo się w głowie tej dziewczyny. Miała tak wielką obsesję na punkcie Sasuke, że byłaby w stanie mścić się do końca swojego życia?


Nadawca nieznany
26-09-2015 17:19
Smakowało piwo, Rei? :)


W jednej chwili poczułam zawroty głowy i mdłości. W głowie przeanalizowałam każdą sekundę odkąd wkroczyliśmy do Rasengana. Wydawałoby się nieprawdopodobne, by ktoś dorzucił mi czegoś do piwa, jednak jeżeli Tayuya pozostawiła choć na chwilę kufle na barze, ktokolwiek mógł to zrobić. Wcisnęłam palec do gardła i zmusiłam się do wymiotów. Zwróciłam całą zawartość żołądka, ignorując przeszywający moje wnętrzności ból. Moje czoło zrobiło się mokre od potu.


Nadawca nieznany
26-09-2015 17:25
Mayako nie narzeka.

Otarłam usta kawałkiem papieru, po czym jak oparzona wybiegłam z łazienki. Obrzuciłam spojrzeniem stolik, przy którym siedzieli przyjaciele. Ich kufle były nietknięte, pochłonięci rozmową pochylali się nad stołem, wciągając Sasuke w jakąś żywą dyskusję. Widziałam jak dłoń Mayako spoczywa na uchwycie szklanki. Dziewczyna uniosła naczynie, zbliżając do ust.
– Nie pij tego! – wrzasnęłam, doskakując do niej i wytrącając piwo z ręki.
Kufel upadł na podłogę, a jego zawartość rozlała się i spieniła.
– Nie pijcie tego – powtórzyłam, zwracając się do reszty.
Poczułam wibrację w kieszeni i miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Pogrywała ze mną i miała niezły ubaw.
Cholerna, ruda małpa.
– Ichirei? – Mayako popatrzyła na mnie zmartwiona. – Wszystko w porządku?
– Nie pijcie… – szepnęłam ocierając spływające po policzkach łzy.
– Co się dzieje? – Sasuke wstał, po czym podszedł do mnie. Ujął moją twarz w dłonie, pierwszy raz nie przejmując się obecnością innych ludzi. – Ichirei?
– Coś w tym jest – jęknęłam drżącym głosem.
– Co, kurwa?! – krzyknęła Mayako, rozglądając się po wnętrzu Rasengana.
– Nie odchodziliśmy od stolika – powiedział Inuzuka uspokajająco. – Może za dużo wypiłaś? – dodał, mierząc mnie uważnie wzrokiem.
Wszyscy klienci pubu spoglądali na nas, zaciekawieni zamieszaniem, nie ułatwiając jej identyfikacji podejrzanego. Przyjrzała mi się uważnie, a kiedy stwierdziła, że nie zwariowałam, ruszyła na zaplecze. Wróciła po chwili, trzymając w rękach laptop. Posłałam jej pełen wdzięczności uśmiech, chociaż wciąż byłam roztrzęsiona. Jako jedyna nie zbagatelizowała mojego ostrzeżenia.
– May? – mruknął Kiba, gdy dziewczyna przez kilka dobrych minut, analizowała nagrania. – To naprawdę niemożliwe, żeby…
– Zamilcz – fuknęła, przeglądając każdą minutę, od momentu kiedy zleciła Tayuyi przyniesienie browarów. – Ona ma rację – powiedziała po chwili, zerkając na mnie znad komputera.
Chłopaki z niedowierzeniem popatrzyli na monitor. Na miękkich nogach, dołączyłam do nich. Choć obraz z kamery był niewyraźny, doskonale dostrzegłam zmierzającą w stronę baru Tayuyę. Napełniła cztery kufle, po czym na kilka sekund odwróciła się w stronę jednego ze stolików. Ktoś musiał ją zawołać, odwrócić jej uwagę. W tym samym momencie, osoba siedząca na stołku przy ladzie, poruszyła się i pośpiesznie skierowała rękę w stronę naszych piw.
Nie rozpoznawałam tej sylwetki, choć siedział tam, odkąd tylko weszliśmy do Rasengana. Nie mógł mnie śledzić, był przed nami. Patrząc na sylwetkę, to z pewnością mężczyzna. Nie był sam, musiał współpracować z osobami siedzącymi przy drzwiach.
– Widzieliście jego twarz? – spytał Kiba, a jego ręce trzęsły się z wzbierającej wściekłości. Pokręciliśmy głowami przecząco. – Skurwysyn siedział cały czas w kapturze, wiedziałem, że coś nie tak z tym typem.
– Tay! – krzyknęła Mayako w stronę kelnerki. – Z kim wtedy rozmawiałaś? – zapytała, wskazując palcem na moment, kiedy ta zwraca się w stronę klienta. – Pamiętasz jak wyglądał?
– Wysoki, umięśniony, wyglądał dziwacznie – odparła, wycierając ścierką szklankę.
– Dziwacznie? – mruknął Sasuke, który dotychczas milczał.
– Całe jego ciało pokryte było granatowymi tatuażami, nie układającymi się w żaden konkretny wzór... Wszystko okej? – Zmarszczyła brwi, kiedy nikt nic nie odpowiedział i wzruszyła ramionami, wracając do przerwanej pracy.
– Kojarzycie go?
Znów byliśmy bezradni. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Z pewnością zapamiętałabym kogoś o tak charakterystycznym wyglądzie. Ktokolwiek to był, miał ze mną jakiś problem. Nie przypominałam sobie, bym zadarła z kimś.
– Chcę wracać do domu – jęknęłam, czując powracający ból głowy.
– Ichi… – szepnęła Maya, jednak zrezygnowana opadła na miękką kanapę. – Przepraszam, nie wiedziałam co za typy się tutaj kręcą.
– To nie wasza wina – powiedział Sasuke, zaskakując mnie swoim uprzejmym tonem. – Ale naprawdę powinniśmy już iść – dodał, podtrzymując mnie, kiedy się zachwiałam.
Wyszliśmy na zewnątrz; świeże powietrze trochę poprawiło moje samopoczucie. Odruchowo zajęłam miejsce pasażera, wręczając brunetowi kluczyki. Tylko on miał tyle odwagi, by prowadzić po alkoholu. Choć z chwilą wyjścia z Rasengana mój oddech nieco się uspokoił, nadal czułam się słabo. Wciąż nie odczytałam ostatniej wiadomości. Nie mogłam tego zrobić w obecności Uchihy.
– Skąd wiedziałaś, że ktoś majstrował przy piwach? – zapytał, kiedy wyjechał z parkingu.
Nie umknął jego uwadze ten szczegół. Nie miałam pojęcia co powiedzieć, więc przez chwilę udawałam, że walczę z zawrotami głowy. Zerkał na mnie kątem oka, wyczekująco.
– Poczułam się źle, kiedy wypiłam większą ilość – powiedziałam, nie do końca pewna czy łyknął kłamstwo.
– Może powinienem zawieźć cię do szpitala? – Wyglądał na naprawdę zmartwionego.  
– Zwymiotowałam wszystko, co miałam w żołądku. Wątpię, że cokolwiek zdążyło trafić do krwi – odparłam, siląc się na blady uśmiech, gdy zatrzymaliśmy się pod jego blokiem.
– Wejdź na chwilę, nie puszczę cię podpitej i zmizerniałej.

Od dawna nie byłam tak przerażona. Siedziałam na kanapie Uchihy zawinięta w gruby koc. Postawił przede mną sześcienną szklankę i przysiadł się, trzymając w rękach drugą.
– Co to jest? – spytałam, krzywiąc się po malutkim łyczku.
– Whisky.
– Muszę wrócić do domu – powiedziałam, odstawiając napój.
– Pojedziesz rano, nie ma szans, żebyś wracała w takim stanie – odparł, tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Wyglądasz jak kupka nieszczęścia, ledwo trzymałaś się na nogach.
Wychyliłam szklankę alkoholu, krzywiąc się przy tym. Uchiha popatrzył na mnie zszokowany, po czym uśmiechnął z lekką ironią. Miałam nadzieję, że procenty nieco znieczulą moje myśli i w końcu uda mi się rozluźnić.
– Weź prysznic – nakazał, dając mi jedną ze swoich koszulek.
Zamknęłam drzwi od łazienki, lecz gdy tylko zostałam sama, uścisk w gardle tylko się nasilił. Wiedziałam, że w kieszeni jeansów nadal spoczywa telefon z nieodczytaną wiadomością. Odwlekałam to do ostatniej chwili. Stałam pod natryskiem dobre dziesięć minut, napawając się przyjemnym gorącem, rozchodzącym po całym ciele.
Chwyciłam stojący na umywalce płyn i przepłukałam usta. Narzuciłam na siebie t-shirt Sasuke, naciągając do granic możliwości, by przykryć większą część uda, po czym wreszcie sięgnęłam po przeklęte urządzenie.


Nadawca nieznany
26-09-2015 17:27
Tym razem zdążyłaś, Rei.
Tylko tym razem.


Celowe kończenie niemal każdego zdania zwrotem “Rei” budziło we mnie przerażenie i wściekłość jednocześnie. Miałam ochotę cisnąć aparatem o ścianę. Schłodziłam twarz lodowatą wodą i wróciłam do salonu. Kiedy czekałam aż Sasuke weźmie prysznic, wypiłam kolejnego, zrobionego przez niego drinka. Przyjemne odrętwienie ogarnęło całe moje ciało, od czubków palców aż po same uszy.
– Sponiewiera cię, głupku – powiedział Sasuke, kiedy tylko wyszedł z łazienki.
Podstawiłam mu pod nos pustą szklankę. Nalał tym razem odrobinę i wrzucił kolejne dwie kostki lodu.
– Chyba dziś umrę – stęknęłam, rozkładając się na kanapie.
– Chodź na łóżko, nie wyśpisz się tutaj tak jak ostatnio – powiedział, stojąc nade mną wyczekująco.
Szczerze nie znosiłam jego łóżka. Fakt, że sypiał na nim tylko z kobietami, które znaczyły dla niego coś więcej niż nocna przygoda, tylko pogarszał sprawę. Nie chciałam żeby przeprowadzał na mnie taką samą selekcję, jaką przeprowadzał na nich. Wstałam jednak i poszłam za nim. Nie powinien wiedzieć, jak źle się czułam ze względu na te wszystkie dziewczyny, z którymi był. Nie miałam do zaoferowania mu nic ponad to, co one.
– Wszystko w porządku? – zapytał, kiedy nie odzywałam się przez kilka minut, przypatrując jak składa narzutę w kosteczkę.
To był impuls; ułamek sekundy. Zrobiłam kilka kroków w jego kierunku, po czym oparłam czoło o jego mostek. W oczach kolejny raz tego dnia zaczęły zbierać mi się łzy. Wtuliłam się, dając upust wszelkim emocjom.
Boję się, Sasuke. Jestem przerażona.
Zupełnie jakby usłyszał te nieme słowa, przycisnął mnie do siebie, tak jakby chciał ochronić swoim ciałem, przed całym złem tego świata. Chciałam by to robił do końca życia. Potrzebowałam kogoś, kto by mnie bronił wtedy, kiedy moja własna siła zawodziła mnie.
– Już dobrze – szepnął, gładząc mi włosy. – Nic nie poradzimy na takich typów, pełno ich w klubach i pubach. Inuzuka i Okanao dopilnują, żeby to się nie powtórzyło. – Uspokajał mnie, nie mając o niczym pojęcia. – A jak wróci Kejża, żaden psychol nie zbliży się choćby na kilometr do Rasengana. Kiedy się zdenerwuje, nawet Itachi się jej boi – dodał, śmiejąc się cicho.
Tak bardzo chciałam mu wyznać, co jest źródłem mojego niepokoju, Jednakże zdawałam sobie sprawę, że wtedy działałby pochopnie. Nie miałam już pewności kto był autorem tajemniczych wiadomości, ani czego ode mnie chciał. Ich treść i chore zagrywki idealnie pasowały do Karin, jednak kim w takim razie byli mężczyźni w Rasenganie? Wciągnęła w to więcej osób? I skąd, do cholery, wiedziała, że zwracanie się do mnie per Rei, łamie moje serce na wskroś.
Pociągnęłam ostatni raz nosem, odsuwając się od niego. Ciepły uśmiech jaki miał na twarzy, ogrzał moje serce. Byłam chyba jedyną osobą na świecie, która uważała, że Sasuke Uchiha przeuroczo się uśmiecha. Mógł grać niewzruszonego, zimnego i bezwględnego, ale wiedziałam, że w środku jest serdeczny. Dopóki był przy mnie, nic mi nie groziło. Drugi raz nie mogłabym dać się złapać tej psychopatce.
– Wiesz co – zaczęłam, kiedy mój humor lekko się poprawił. – Od września wracam na treningi – wyznałam, czując jak pewność siebie wypełnia każdą komórkę mojego ciała.
Skinął głową, obserwując jak się rozchmurzam. Wspięłam się na palce i pocałowałam go przelotnie w usta. Pierwszy raz udanie, bez stracenia równowagi i zbędnych stłuczeń. Spoważniał, obejmując moją buzię dłońmi. Zawahał się, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnował.
Musnął delikatnie moje wargi i choć trwało to zaledwie sekundę, wciąż czułam na nich ciepły dotyk. Westchnęłam z niezadowoleniem, chcąc więcej. Zaśmiał się, gładząc kciukami moje policzki. Delikatność, z jaką się ze mną obchodził, nie pasowała do niego tak samo, jak ten ciepły uśmiech. Zaskakujące jak ludzie potrafią zmieniać twarze, w zależności od otoczenia i sytuacji.
– Bądź zawsze – poprosiłam, patrząc niemal błagalnie.
W odpowiedzi przywarł do mnie ustami. Zsunął dłonie powoli wzdłuż mego ciała, aż znalazły się na biodrach. Przycisnął je do siebie, mrucząc z zadowoleniem. Zarzuciłam ręce na jego barki, splatając palce za jego głową. Czułam jak miliardy motylków w brzuchu znów zrywają się do lotu, wywołują przyjemne łaskotki i dreszcze. Cisnęłam wzbierający niepokój gdzieś w kąt umysłu. Ścisnął mocno moje uda, po czym uniósł mnie lekko, sadzając na parapet.
– Au! – pisnęłam, czując jego lodowatą powierzchnię na nagim ciele i zsunęłam się na podłogę, rozcierając zziębnięte pośladki.
Podniecenie zniknęło, zupełnie jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki. Skarciłam się w myślach za zepsucie nastroju.
Cholerny parapet.
Popatrzył mi przelotnie w oczy, po czym wybuchnął śmiechem, chowając twarz w moich włosach. Wciąż tulił mnie do siebie, jednak czułam jak kręci głową z niedowierzaniem.

– Zawsze, kurwa, coś – jęknął, z łatwością biorąc mnie na ręce i rzucając na łóżko, jakbym była jakimś lekkim przedmiotem. – Do spania, pijana smarkulo!


~*~

Podobny obraz
Im bliżej epilogu, tym większą mam depresję. Dziewczyny sprawdziły ten rozdział już dawno, ale nie chciałam dodawać wszystkich pod rząd. Jedyne co pcha mnie do szybkiego publikowania Pecu, to mój nowy pomysł na opowiadanie.

Mam napisany już 12 i 13 rozdział, czekają tylko na moje udoskonalenie i poprawki Mayako i Kejży.

Sesja ciągnęła się aż do wczoraj, ostatecznie za ten semestr mam średnią 4,06. Zawsze moim celem jest to powyżej 4, więc chociaż dupy nie urywa, nie wypadłam źle. Teraz tylko muszę oddać 8 gówien. Tak. Pospolitych gówien. Jeśli ogarnę te projekty to rozpoczynam 6 semestr studiów. YAY! Jestem już taaaaka stara. W czerwcu stuknie mi 22 T_T
Cofnijcie mnie w czasie tak z 5 lat. </3 Ale żebym miała ten charakter co teraz, bo 5 lat temu to ja byłam spierdoliną umysłową xDDD

2 komentarze:

  1. Kurczę... ale się denerwuje przez te sms-y o.O Ja to bym zaraz o wszystkim mówiła xD Boję się zakończenia, bo czuję, że nie będzie kolorowo... :(
    Tobie 22, mi we wrześniu 25 xD z 5 lat wstecz też by mi się przydało :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nauka idzie do przodu. Może nim umrzemy, wynajdą wehikuł czasu XD

      Usuń

CREATED BY
MAYAKO